{jgxtimg src:=[images/stories/foto/wojciech_pieta_net.jpg] width:=[85] style:=[float:left;margin-right:5px] title:=[Wojciech Pięta]}Wojtek, Wojtek P, Wojciech Pięta Ole !!! Ponad 15 lat minęło od czasu
gdy w taki oto sposób lęborscy kibice dopingowali młodego wychowanka
Bytovii, który jako 17-latek trafił do Pogoni i przebojem wywalczył sobie miejsce
w III-ligowej drużynie seniorów. Po wyróżniającej się grze w Lęborku
Pięta trafił do wtedy drugoligowej Elany Toruń, później zagrał w barwach
Arki, KP Konin by na chwilę trafić do I-ligowego Lecha Poznań. Kolejne
lata to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna, której był także grającym
trenerem i na koniec obecny klub Bałtyk Gdynia, z którym awansował do II
ligi. Błyskotliwy pomocnik ma też doświadczenie w piłce halowej.
Największym osiągnięciem jest oczywiście gra w kadrze narodowej
futsalu.
Wojciech Pięta od wielu lat związany jest z Lęborkiem, to tutaj mieszka i od 5 lat trenuje młodych adeptów futbolu. W ramach naszej akcji "10 pytań do..." zapytaliśmy W. Piętę o kilka spraw związanych z drużyną Pogoni Ratusza, trenerską przygodą, grze w Bałtyku i futsalem.
Wojciech Pięta od wielu lat związany jest z Lęborkiem, to tutaj mieszka i od 5 lat trenuje młodych adeptów futbolu. W ramach naszej akcji "10 pytań do..." zapytaliśmy W. Piętę o kilka spraw związanych z drużyną Pogoni Ratusza, trenerską przygodą, grze w Bałtyku i futsalem.
Jak zaczęła się Pana praca z drużyną Ratusza?
Wojciech Pięta - W 2004r. otrzymałem propozycję pracy w charakterze nauczyciela wychowania fizycznego od Dyrektora Zespołu Szkół nr 3 Waldemara Walkusza, a rok później przejąłem klasę sportową złożoną z piłkarzy Ratusza. Ratusz działa do dziś jako Miejski Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy przy ZS nr 3 w Lęborku. W prowadzeniu zespołu pomaga mi Dariusz Nawrocki, który jest jednocześnie Prezesem Klubu.
Jesteśmy na półmetku rozgrywek, ligowa tabela pokazuję że była to udana runda.
W.P. - Mam nadzieję, że po dzisiejszym wygranym spotkaniu (z Leśnikiem Cewice wygranym 12:0 dop. red.) będziemy nadal liderem rozgrywek z dwu punktową przewagą nad Bytovią Bytów. Od pięciu lat walczymy o to aby awansować do ligi makroregionalnej, czyli do najwyższej ligi juniorskiej. Kiedy się już nam to udaje, chłopcy kończą odpowiedni wiek do gry na tym szczeblu. Dlaczego zależy nam tak na awansie? Jest kilka powodów dla, których warto tam grać. Zespoły występujące w tej klasie rozgrywek prezentują zdecydowanie wyższy poziom sportowy. Gra co tydzień z wymagającym rywalem zmusza do maksymalnego wysiłku oraz automatycznie podnosi zarówno umiejętności indywidualne jak i zespołowe. Wygrana w takim spotkaniu motywuje do jeszcze cięższej pracy na treningach. Natomiast na dzień dzisiejszy moi podopieczni grają w lidze, w której dwa mecze z Bytovią zdecydują o wygraniu ligi złożonej z dwunastu zespołów. Dlatego, też kiedy tylko mamy możliwość organizujemy gry sparingowe z silnymi zespołami, aby sprawdzić wartość mojego zespołu. Korzyści płynące dla zawodników, a w dalszej kolejności dla klubu będą olbrzymie, ponieważ głównym celem szkolenia jest przygotowanie chłopców do gry w drużynie seniorów.
Jaki jest przekrój wiekowy zespołu?
W.P. - Większość chłopców ma 17 lat, czyli rocznik 1992. Ważne jest to, że trzon zespołu to chłopcy z rocznika 92 i młodsi, co oznacza, że w przypadku ewentualnego awansu cała grupa chłopców może grać dalej w tym zespole. Ponadto w podstawowym składzie mam dwóch chłopców z rocznika 93 i czterech z rocznika 94.
Czy widzi Pan w zespole szczególnie uzdolnionych chłopców?
W.P. - Liczę na to, że talent tych chłopaków jeszcze eksploduje, że to nie wszystko na co ich stać. Życzyłbym sobie aby chociaż jedna lub dwie osoby przebiły się do wyższych lig. Mam nadzieję, że moi wychowankowie będą przede wszystkim wzmocnieniem drużyny seniorów Pogoni, no bo przecież po to są tutaj szkoleni.
Jak wyglądać będzie okres przygotowawczy drużyny Pogoni Ratusza?
W.P. - Po zakończeniu rozgrywek ligowych będziemy nadal się spotykać. Dwa razy w tygodniu do końca grudnia zajęcia na hali. Dodatkowo jedną z form treningu będzie udział w lęborskiej lidze halowej. Następnie w lutym wyjedziemy na obóz do Łeby aby tam w odpowiednich warunkach przygotować się do gry w drugiej rundzie. Do tego oczywiście dojdą mecze sparingowe.
Wiemy, że ciągle doskonali Pan swój warsztat trenerski. Rozumiemy, że to właśnie z trenerką wiąże Pan swoje plany?
W.P. - Tak to prawda, myślę poważnie o pracy trenerskiej. Mam już 34 lata i niedługo przyjdzie mi zawiesić buty na kołku. Skończyłem niedawno kurs na trenera UEFA "A" w Warszawie i pozostaje mi jedynie się obronić. Cały czas jest Pan czynnym zawodnikiem II ligowego Bałtyku.
Jak udaje się Panu godzić rolę zawodnika i trenera?
W.P. - Łatwo na pewno nie jest. Tym bardziej, że przed tym sezonem przyjąłem sobie, że minimalna ilość jednostek treningowych, którą chłopcy muszą odbyć to trzy w tygodniu . Do tego dużą przeszkodą jest odległość z Lęborka do Gdyni. Sporo czasu, bo 2-3 godziny dziennie spędzam w samochodzie. Dlatego konieczna jest pomoc Darka w prowadzeniu zespołu co pozwala na systematyczny trening.
Jak ocenia Pan swoją grę w Bałtyku?
W.P. - Poprzedni sezon pozytywnie, natomiast w obecnym zdecydowanie obniżyłem loty. Godzenie wszystkich moich obowiązków odbiło się na mojej dyspozycji w Bałtyku. Do września kiedy tych obowiązków było mniej czułem się bardzo dobrze, potem było gorzej. Ja nie jestem zadowolony ze swojej postawy, tym bardziej że kiedyś już posmakowałem przez kilka sezonów gry w tej prawdziwej II lidze i na pewno liczyłem na więcej. O obecnej II lidze nie mogę powiedzieć, że jest to jakiś olbrzymi przeskok w porównaniu do III ligi. Jest klika drużyn które dysponują odpowiednim budżetem, a co za tym idzie i zespołami, a pozostałe krezusami finansowymi raczej nie są. Mimo to cieszę się, że pod koniec mojej przygody z piłką udało mi się ponownie zagrać na szczeblu centralnym.
Wiemy, że na mecze do Gdyni jeżdżą również zawodnicy Ratusza. Czy Wojtek Pięta jest na boisku przy Olimpijskiej ich idolem?
W.P. - Tak, ostatnio byli na meczu Bałtyk - Zagłębie Sosnowiec, no i oczywiście nie mogliśmy przepuścić takiej okazji jaką było obejrzenie Wisły Kraków w meczu pucharowym z Bytovią. O to czy jestem ich idolem to trzeba się spytać ich. Moją rolą jest przede wszystkim uczyć ich, a także uświadomić że talent to nie wszystko. Jeśli nie będzie poparty ciężką pracą to w pewnym momencie zaczną odstawać od tych, którzy może mają tego talentu troszeczkę mniej , ale mają samozaparcie i charakter do uprawiania sportu.
Ma Pan doświadczenie zarówno w piłce trawiastej jak i halowej - był Pan reprezentantem Polski w futsalu. Analizując przebieg własnej kariery, czy młody piłkarz jest w stanie pogodzić występy na trawie z tymi na hali? Pytamy nieprzypadkowo. W Lęborku jest strasznie duże ssanie na zawodników "trawiastych", którzy mają po kilka ofert, ba czasem grają w kilku drużynach naraz. Nie jest i nie było to nigdy w smak klubowym trenerom...
W.P. - W moim przypadku futsal w pewnym momencie z zabawy przeistoczył się w "zawodowe" uprawianie tej gry. Początkowo były to turnieje, następnie I liga, aż w końcu Reprezentacja Polski. Niestety "zawodowstwo" w Polsce oznacza łączenie tych dwóch dyscyplin. Dla mnie osobiście była to doskonała możliwość do podtrzymania formy w okresie roztrenowania. Oczywiście później poszło to trochę w poważniejszą stronę, kiedy zacząłem dostawać powołania do kadry. Zdaję sobie sprawę, że był to tylko futsal, ale rozegrałem w sumie 25 spotkań z orzełkiem na piersiach, parę bramek strzeliłem, przy okazji zwiedziłem kilka miejsc na świecie i tego nikt mi nie zabierze. Wracając do drugiej części pytania, tak ja jestem przykładem, że można pogodzić futsal z grą na dużym boisku grając nawet w III lidze. Mogę jeszcze powiedzieć, że nie byłem odosobnionym przypadkiem. Natomiast, czy to się odbijało na mojej dyspozycji ciężko stwierdzić. Za moich czasów mecz na hali odbywał się zawsze w niedzielę wieczorem, więc priorytetem było zawsze duże boisko. Duże znaczenie wg mnie ma też samo podejście zawodnika, czyli regeneracja, odnowa itd. Pewnie jeśli grałbym na wyższym poziomie w zespołach czołówki II ligi czy w I lidze to możliwości pogodzenia byłyby żadne, ale nawet wtedy nie stroniłbym od udziału w okazjonalnych turniejach halowych w wolnym czasie.Odnosząc się do ostatniej części pytania myślę że moja odpowiedź nie będzie obiektywna, a dla osób uważnie czytających ten wywiad jest jasna. Zawodnicy, którzy uprawiają piłkę nożną zwłaszcza na szczeblach niższych będą w okresach wolnych od treningów i rozgrywek zawsze szukać "grania", chcą robić to co lubią.
Czego można życzyć w 2010 roku Wojciechowi Pięcie?
W.P - Zdrowia, w tym wieku uprawiając piłkę nożną jest potrzebne :-)
Dziękujemy za rozmowę.
Wojciech Pięta - W 2004r. otrzymałem propozycję pracy w charakterze nauczyciela wychowania fizycznego od Dyrektora Zespołu Szkół nr 3 Waldemara Walkusza, a rok później przejąłem klasę sportową złożoną z piłkarzy Ratusza. Ratusz działa do dziś jako Miejski Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy przy ZS nr 3 w Lęborku. W prowadzeniu zespołu pomaga mi Dariusz Nawrocki, który jest jednocześnie Prezesem Klubu.
Jesteśmy na półmetku rozgrywek, ligowa tabela pokazuję że była to udana runda.
W.P. - Mam nadzieję, że po dzisiejszym wygranym spotkaniu (z Leśnikiem Cewice wygranym 12:0 dop. red.) będziemy nadal liderem rozgrywek z dwu punktową przewagą nad Bytovią Bytów. Od pięciu lat walczymy o to aby awansować do ligi makroregionalnej, czyli do najwyższej ligi juniorskiej. Kiedy się już nam to udaje, chłopcy kończą odpowiedni wiek do gry na tym szczeblu. Dlaczego zależy nam tak na awansie? Jest kilka powodów dla, których warto tam grać. Zespoły występujące w tej klasie rozgrywek prezentują zdecydowanie wyższy poziom sportowy. Gra co tydzień z wymagającym rywalem zmusza do maksymalnego wysiłku oraz automatycznie podnosi zarówno umiejętności indywidualne jak i zespołowe. Wygrana w takim spotkaniu motywuje do jeszcze cięższej pracy na treningach. Natomiast na dzień dzisiejszy moi podopieczni grają w lidze, w której dwa mecze z Bytovią zdecydują o wygraniu ligi złożonej z dwunastu zespołów. Dlatego, też kiedy tylko mamy możliwość organizujemy gry sparingowe z silnymi zespołami, aby sprawdzić wartość mojego zespołu. Korzyści płynące dla zawodników, a w dalszej kolejności dla klubu będą olbrzymie, ponieważ głównym celem szkolenia jest przygotowanie chłopców do gry w drużynie seniorów.
Jaki jest przekrój wiekowy zespołu?
W.P. - Większość chłopców ma 17 lat, czyli rocznik 1992. Ważne jest to, że trzon zespołu to chłopcy z rocznika 92 i młodsi, co oznacza, że w przypadku ewentualnego awansu cała grupa chłopców może grać dalej w tym zespole. Ponadto w podstawowym składzie mam dwóch chłopców z rocznika 93 i czterech z rocznika 94.
Czy widzi Pan w zespole szczególnie uzdolnionych chłopców?
W.P. - Liczę na to, że talent tych chłopaków jeszcze eksploduje, że to nie wszystko na co ich stać. Życzyłbym sobie aby chociaż jedna lub dwie osoby przebiły się do wyższych lig. Mam nadzieję, że moi wychowankowie będą przede wszystkim wzmocnieniem drużyny seniorów Pogoni, no bo przecież po to są tutaj szkoleni.
Jak wyglądać będzie okres przygotowawczy drużyny Pogoni Ratusza?
W.P. - Po zakończeniu rozgrywek ligowych będziemy nadal się spotykać. Dwa razy w tygodniu do końca grudnia zajęcia na hali. Dodatkowo jedną z form treningu będzie udział w lęborskiej lidze halowej. Następnie w lutym wyjedziemy na obóz do Łeby aby tam w odpowiednich warunkach przygotować się do gry w drugiej rundzie. Do tego oczywiście dojdą mecze sparingowe.
Wiemy, że ciągle doskonali Pan swój warsztat trenerski. Rozumiemy, że to właśnie z trenerką wiąże Pan swoje plany?
W.P. - Tak to prawda, myślę poważnie o pracy trenerskiej. Mam już 34 lata i niedługo przyjdzie mi zawiesić buty na kołku. Skończyłem niedawno kurs na trenera UEFA "A" w Warszawie i pozostaje mi jedynie się obronić. Cały czas jest Pan czynnym zawodnikiem II ligowego Bałtyku.
Jak udaje się Panu godzić rolę zawodnika i trenera?
W.P. - Łatwo na pewno nie jest. Tym bardziej, że przed tym sezonem przyjąłem sobie, że minimalna ilość jednostek treningowych, którą chłopcy muszą odbyć to trzy w tygodniu . Do tego dużą przeszkodą jest odległość z Lęborka do Gdyni. Sporo czasu, bo 2-3 godziny dziennie spędzam w samochodzie. Dlatego konieczna jest pomoc Darka w prowadzeniu zespołu co pozwala na systematyczny trening.
Jak ocenia Pan swoją grę w Bałtyku?
W.P. - Poprzedni sezon pozytywnie, natomiast w obecnym zdecydowanie obniżyłem loty. Godzenie wszystkich moich obowiązków odbiło się na mojej dyspozycji w Bałtyku. Do września kiedy tych obowiązków było mniej czułem się bardzo dobrze, potem było gorzej. Ja nie jestem zadowolony ze swojej postawy, tym bardziej że kiedyś już posmakowałem przez kilka sezonów gry w tej prawdziwej II lidze i na pewno liczyłem na więcej. O obecnej II lidze nie mogę powiedzieć, że jest to jakiś olbrzymi przeskok w porównaniu do III ligi. Jest klika drużyn które dysponują odpowiednim budżetem, a co za tym idzie i zespołami, a pozostałe krezusami finansowymi raczej nie są. Mimo to cieszę się, że pod koniec mojej przygody z piłką udało mi się ponownie zagrać na szczeblu centralnym.
Wiemy, że na mecze do Gdyni jeżdżą również zawodnicy Ratusza. Czy Wojtek Pięta jest na boisku przy Olimpijskiej ich idolem?
W.P. - Tak, ostatnio byli na meczu Bałtyk - Zagłębie Sosnowiec, no i oczywiście nie mogliśmy przepuścić takiej okazji jaką było obejrzenie Wisły Kraków w meczu pucharowym z Bytovią. O to czy jestem ich idolem to trzeba się spytać ich. Moją rolą jest przede wszystkim uczyć ich, a także uświadomić że talent to nie wszystko. Jeśli nie będzie poparty ciężką pracą to w pewnym momencie zaczną odstawać od tych, którzy może mają tego talentu troszeczkę mniej , ale mają samozaparcie i charakter do uprawiania sportu.
Ma Pan doświadczenie zarówno w piłce trawiastej jak i halowej - był Pan reprezentantem Polski w futsalu. Analizując przebieg własnej kariery, czy młody piłkarz jest w stanie pogodzić występy na trawie z tymi na hali? Pytamy nieprzypadkowo. W Lęborku jest strasznie duże ssanie na zawodników "trawiastych", którzy mają po kilka ofert, ba czasem grają w kilku drużynach naraz. Nie jest i nie było to nigdy w smak klubowym trenerom...
W.P. - W moim przypadku futsal w pewnym momencie z zabawy przeistoczył się w "zawodowe" uprawianie tej gry. Początkowo były to turnieje, następnie I liga, aż w końcu Reprezentacja Polski. Niestety "zawodowstwo" w Polsce oznacza łączenie tych dwóch dyscyplin. Dla mnie osobiście była to doskonała możliwość do podtrzymania formy w okresie roztrenowania. Oczywiście później poszło to trochę w poważniejszą stronę, kiedy zacząłem dostawać powołania do kadry. Zdaję sobie sprawę, że był to tylko futsal, ale rozegrałem w sumie 25 spotkań z orzełkiem na piersiach, parę bramek strzeliłem, przy okazji zwiedziłem kilka miejsc na świecie i tego nikt mi nie zabierze. Wracając do drugiej części pytania, tak ja jestem przykładem, że można pogodzić futsal z grą na dużym boisku grając nawet w III lidze. Mogę jeszcze powiedzieć, że nie byłem odosobnionym przypadkiem. Natomiast, czy to się odbijało na mojej dyspozycji ciężko stwierdzić. Za moich czasów mecz na hali odbywał się zawsze w niedzielę wieczorem, więc priorytetem było zawsze duże boisko. Duże znaczenie wg mnie ma też samo podejście zawodnika, czyli regeneracja, odnowa itd. Pewnie jeśli grałbym na wyższym poziomie w zespołach czołówki II ligi czy w I lidze to możliwości pogodzenia byłyby żadne, ale nawet wtedy nie stroniłbym od udziału w okazjonalnych turniejach halowych w wolnym czasie.Odnosząc się do ostatniej części pytania myślę że moja odpowiedź nie będzie obiektywna, a dla osób uważnie czytających ten wywiad jest jasna. Zawodnicy, którzy uprawiają piłkę nożną zwłaszcza na szczeblach niższych będą w okresach wolnych od treningów i rozgrywek zawsze szukać "grania", chcą robić to co lubią.
Czego można życzyć w 2010 roku Wojciechowi Pięcie?
W.P - Zdrowia, w tym wieku uprawiając piłkę nożną jest potrzebne :-)
Dziękujemy za rozmowę.