{jgxtimg src:=[images/stories/foto/wojciech_pieta_net.jpg] width:=[85] style:=[float:left;margin-right:5px] title:=[Wojciech Pięta]}Wojciech Pięta, trener, czołowy piłkarz dziś już II ligowej Bytovii Bytów przez 6 lat trenował drużynę Pogoni Ratusza Lębork, w która rok temu awansowała do Pomorskiej Ligi Juniorów A i sprawiła w niej miłą niespodziankę zajmując 3. miejsce. Zapytaliśmy więc trenera Piętę jak ocenia swoją trenerską przygodę z klubem, jak ocenia piłkarski sezon, a przede wszystkim aby przedstawił zawodników, których wyszkolił przez te lata. Kilku z nich zaczyna właśnie seniorską rywalizację w barwach Pogoni Lębork, pozostali zagrają w drużynie juniorów lub znajdą sobie miejsce poza Lęborkiem. Zapraszamy do lektury mega wywiadu z trenerem Wojciechem Piętą.    

Zacznijmy od końca. Musiał pan mieć mieszane uczucia po ostatnim meczu, bo z jednej strony zajęliście 3 miejsce w Pomorskiej Lidze Juniorów, ale jakiś etap się skończył?
- Na pewno. Ten ostatni mecz, powiem szczerze, był dziwny, bo różne emocje mi towarzyszyły. Tak naprawdę zorientowałem się, że to jest ostatni mecz, w momencie, kiedy zrobiłem pierwszą zmianę, kiedy Dominik Czekirda podziękował mi za grę w tym zespole i dotarło to do mnie, że jest to ostatnie 45 minut w historii Pogoni Ratusza Lębork, ale z drugiej strony po to ich prowadziłem tyle lat, że chłopcy jak mieli lat 13-14, od razu powiedziałem, że głównym celem jest doprowadzenie ich do juniora A i dostarczenie, trochę brzydko, zawodników do pierwszego zespołu Pogoni. To było głównym celem, to zostało zrealizowane, a nasz wynik przerósł nasze najśmielsze oczekiwania Myślę, że ten wynik, który osiągnęli chłopcy pokazuje, że w miejscowościach pokroju Lębork są zawodnicy, którzy są w stanie nawiązać równorzędną walkę z najlepszymi zespołami pomorskimi. Ciężko zebrać myśli, bo dzisiaj już praktycznie powinienem szykować się na trening, tego treningu nie ma pierwszy raz, nie wiem, co z sobą zrobić przynajmniej na tą chwilę, na szczęście chłopcy idą na trening do seniorów i o to w tym wszystkim po prostu chodziło. A co z tego wyjdzie, to już jest w ich rękach, głowach i nogach.
Zdaję sobie sprawę, że ta dziesiątka wytypowana przez trenera seniorów na pewno nie zostanie w tym zespole, ale cieszę się, że jest taki wybór, że nie ma pięciu, nie ma sześciu, ale dziesięciu, z których, mam nadzieję, przynajmniej czwórka zostanie w tym zespole. Nie ukrywam, że dla nich to na pewno będzie to duży przeskok, gra w juniorach to mimo wszystko co innego niż gra w seniorach. I tutaj nie zawsze umiejętności decydują, czy ktoś zostanie w seniorach, a wręcz charakter, oczywiście umiejętności tak, ale jeśli nie zostaną poparte tym charakterem, cechami wolicjonalnymi, to w seniorach taki zawodnik nie ma czego szukać.

Pracę trenerską w Lęborku łączył pan w aktywnym graniem w III-ligowej Bytovii. Jak sobie z takim obciążeniem pan radził, część terminów spotkań przecież się pokrywało.
- W Pogoni Ratuszu miałem do pomocy Darka Nawrockiego i Mirka Dmuchowskiego bez których na pewno nie udałoby mi się pogodzić wszystkich obowiązków. Terminy meczów, czy treningów, które kolidowały z moimi obowiązkami były zawsze zabezpieczane przez jednego z nich. Na szczęście nie było takich sytuacji w tej rundzie zbyt wiele i w pełni mogłem poświęcić się drużynie.

Wojtek Pięta to piłkarz spełniony? W wieku 35 lat wraz z Bytovia awansował pan do II ligi, a wielu obserwatorów mówi, W. Pięta był najlepszym zawodnikiem "Bytówki". Z jakie plany na kolejny piłkarski sezon?
- Nie chciałbym oceniać własnej gry, natomiast na pewno jestem zadowolony z tego sezonu i faktu awansu do II ligi. Cieszę się, że jako wychowanek Bytovii dołożyłem swoją cegiełkę do tego sukcesu. Najważniejsze jest zdrowie i od tego wszystko zależy, zwłaszcza jeśli już się ma parę lat na karku. Jeśli ten warunek zostanie spełniony to nie będę miał problemu z motywacją do pracy przed kolejnym sezonem.

Słyszałem, że niedawno uzyskał pan nowe uprawnienia trenerskie.
Tak, skończyłem kurs UEFA A w Szkole Trenerów przy PZPN-ie i pozostało mi tylko obronić pracę, w trakcie sezonu nie było na to czasu. Mam nadzieję, że przez wakacje zakończę temat. Program obejmował 120 godzin, który realizowany był w trakcie 3 czterodniowych sesji. Nowe uprawnienia pozwalają mi prowadzić zespoły do II ligi włącznie
 
Plany piłkarskie już znamy, a plany jako trener?
Jeśli chodzi o plany trenerskie na pewno cały czas będę się dokształcać w różnej formie. Natomiast na tą chwilę, przynajmniej przez rok będę zawodnikiem Bytovii i na tym przede wszystkim będę się koncentrował.

Wrócmy do drużyny Pogoni Ratusza. Ten sezon można podzielić na dwie rundy. Czy prawdą jest, że dopiero teraz, na wiosnę pokazaliście na co was stać? Przed sezonem były zaburzone przygotowania.
- Ja powiedziałem od razu, jak przystępowaliśmy do tych rozgrywek, że pierwsza runda, może to brzydko zabrzmi, jest na przetrzymanie. Musimy zdobyć jak najwięcej punktów, z jednego względu – w okresie letnim, ten okres jest króciutki, miałem do dyspozycji 8-9 chłopców. Sytuacja rodzinna ich zmuszała do podjęcia pracy zarobkowej i kończyli tą pracę, kiedy tak naprawdę trwała już druga kolejka. Ja tylko chylę przed nimi czoła, bo mimo wszystko przyjeżdżali na sparingi, żeby jakiś kontakt mieć z piłką, robili treningi indywidualne, ale jeśli ktoś pracuje 12 godzin na słońcu i potem ma coś zrobić, to czasami wręcz odpuszczaliśmy, bo potem osłabienia wychodziły i tak dalej. To był taki główny czynnik, powiedzieliśmy sobie, że zdobywamy jak największą ilość punktów, a w drugiej rundzie pokażemy na co naprawdę stać Pogoń Ratusz i to się potwierdziło, ale wracając jeszcze do tej pierwszej rundy, można powiedzieć, że w kilku meczach płaciliśmy frycowe. Uczyliśmy się tej ligi w tamtej rundzie, punkty stracone z Gedanią II, z KP Starogard, z którym graliśmy ostatni mecz, chociaż całkiem pozytywnie w tej lidze wyszło, okazuje się, że już wtedy była klasa różnicy. Przegraliśmy mecz po jednym strzale na bramkę, tak naprawdę dodając te pięć punktów plus trzy zabrane, bylibyśmy na drugim miejscu. Nie mówię tego, żeby tutaj jeszcze podnieść wartość tego zespołu, oni sami potwierdzili, że ten zespół był wartościowy. Śmieję się, że gdyby był sezon wiosna-jesień, walczylibyśmy z Arką o pierwsze miejsce, ja jestem o tym święcie przekonany.

Nasuwa się takie prowokacyjne pytanie, czy to jest słabość tej ligi, czy wy tak dobrze graliście?
- Mam swoje zdanie na ten temat. Na pewno poziom rozgrywek juniorskich, patrząc kilka lat wstecz, nie jest taki wysoki. Patrząc z drugiej strony, my nie mamy się czego wstydzić. Z Lechią radziliśmy sobie świetnie, z Arką przegraliśmy dwa mecze, ale my gramy chłopcami, którzy są gdzieś tutaj z Lęborka, z okolic ewentualnie, jakieś rodzynki powybierane z innych zespołów, natomiast Arka to jest zespół wyselekcjonowany z całej Polski, tam nie ma ludzi z przypadku, a na nasz mecz nie przyjechał zespół, który grał w lidze, tylko przyjechało ośmiu ludzi z Młodej Ekstraklasy, z bramkarzem, który był w końcówce ekstraklasy drugim bramkarzem w pierwszym zespole, jest w kadrze Polski. Nie mamy się więc czego a wynik 0:1 też o czymś mówi. Ja wręcz cieszyłem się, że oni przyjechali takim składem, bo to znaczy, że nas szanują, że się nas boją. Tydzień wcześniej oglądałem mecz Arki z Cartusią, to zespół, który zagrał w Kartuzach byśmy bez problemu pokonali. Do nas przyjechał zespół kompletnie inny. Ludzie, którzy do tej pory grali w podstawowym składzie, siedzieli na ławce, lub w ogóle nie byli na ławce. Fajna historia związana z meczem z Arką w Lęborku. Grał tam nasz były zawodnik Michał Nawrocki i wg mnie okazał się najlepszym zawodnikiem na boisku. Podsumowując pierwszą rundę, 6 zwycięstw, 2 remisy, 5 porażek to na pewno nie jest statystyka, która powala na kolana, ale trzeba wziąć pod uwagę, że zaczęliśmy trenować dopiero od września. Powiedziałem chłopakom, że jak we wrześniu spotykamy się, to zaczynamy bardzo ciężkie treningi, żeby chociaż tę końcówkę dograć. Te meczy były przeplatane, remis, zwycięstwo, porażka, nie zawsze ta forma była jak trzeba, ale już w ostatnich meczach tej pierwszej rundy, w drugiej połowie było widać, że wytrzymujemy bez problemu, a wręcz dominujemy, ale nie mieliśmy jeszcze tej pewności siebie, zwłaszcza w strzelaniu bramek. Stosunek bramek był fatalny. Strzeliliśmy tylko 18 bramek. To był chyba jedyny mankament mojego zespołu, a większość bramek strzelili obrońcy i pomocnicy. Nasi napastnicy nie mogli strzelać tych bramek.

Czy to były więc słabsze roczniki, jeśli chodzi o napastników?
- Ciężko powiedzieć. Szukaliśmy wielu rozwiązań, przez te 6 lat przewinęło się masę zawodników, nawet około 70. Można więc powiedzieć, że miałem pełny przegląd kadr w tych rocznikach. Dobrego napastnika, czy to w seniorach, czy w juniorach jest bardzo ciężko znaleźć i wyszkolić. Kłania się też to, że my trenowaliśmy tylko trzy razy w tygodniu, a te kluby zawodowe, jak ja to nazywam, Bałtyk, Lechia, Arka, trenują codziennie, oprócz tego są w klasach sportowych, a ja większość przygotowań skupiałem na obozach, które były naprawdę bardzo owocne, zwłaszcza ostatni. Szukałem różnych rozwiązań, i Dawid Dmuchowski i Mateusz Sałabon, który ten sezon ma bardzo udany, gdzie był zawsze zawodnikiem wchodzącym, wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, strzelił 6 bramek, co może nie powala na kolanach, ale robił dużo innej dobrej roboty i ja go za to ceniłem i zawsze będę cenić, nigdy nie odstawiał nogi, walczył do końca na pełnym zaangażowaniu. Żeby wyszkolić dobrego napastnika, trzeba mieć masę treningów indywidualnych, a ja te trzy jednostki treningowe musiałem rozłożyć na wszystkie elementy rzemiosła piłkarskiego. Naszą siłą był zespół, świetnie rozumiejący się kolektyw. Nawet w przedostatnim meczu z Lechią II w Gdańsku, gdzie wygraliśmy z wiceliderem, oni byli pod wrażeniem naszego przygotowania motorycznego i taktycznego, wypowiadali się w samych superlatywach. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy jedną bramką, przewidywałem, że będą nas klepać na jeden, dwa kontakty, na szczęście dostaliśmy tylko jedną bramkę w 42 minucie z karnego, a w drugiej Lechia nie miała nic do powiedzenia, wynik mógł być o wiele wyższy.

Jakie były te najsilniejsze punkty drużyny?
- Najmocniejszą naszą stroną była gra linii obronnej, mamy drugą obronę w lidze, gdyby nie te trzy bramki (za walkower – dop. red.), mielibyśmy stracone 20 bramek w 26 meczach, to jest całkiem niezły wynik. Ten zespół bronił jednak cały i cały atakował. Nie traciliśmy bramek, a w wielu meczach nasi bramkarze nie mieli co robić.

Komu najbliżej jest do pierwszego zespołu? Kto ma największe perspektywy?
- Na pewno ta dziesiątką, która została wytypowana przez obserwacje trenera Rubaja. Ich umiejętności są adekwatne do gry na poziomie seniorskim, ale tak, jak powiedziałem, nie tylko one będą odgrywały role, ale przede wszystkim charakter. Jeśli typować, to na pewno Marcin Maszota, Paweł Szutenberg, Bartek Żmudzki, który jest jeszcze młodszy, bo rocznik 1993, Szymon Bach rocznik 1994, który ma przed sobą naprawdę przyszłość, tylko jest młodszy i ma takie jeszcze dziwne spojrzenie na piłkę, ma duże umiejętności, on o tym wie i czasami to wykorzystuje. Ja zawsze wiedziałem, że Szymon taki potencjał ma, ale musi pracować nad sobą, jeśli chodzi o inne cechy. Myślę, że wszyscy wiemy o czym mówię, a on na pewno będzie wiedział.

Jeśli chodzi o trzon zespołu, jest kilku zawodników, którzy przeszli z panem całą drogę.
- Od początku jest Szuten, Dawid, Harry, Picy czyli Piotrek Szymikowski, Mateusz Sałabon, Darek Kupczyk, Michał Wierzbowski. Bardzo szybko do nas doszedł Łukasz Główczewski. Widzieli, jak jeździliśmy na wioski, gdzie były górki, doliny, cegłówki, przebieraliśmy się w szatni 2 na 2, teraz przebierali się na narodowym stadionie rugby Arki, na Lechii, to była dla nich nagroda za lata wyrzeczeń. Powiem szczerze, gdy dwa lata temu wygraliśmy ligę w juniorze B, ale rocznikowo już nie mogliśmy w tej lidze grać, chłopcy chcieli się rozejść, ale po naszych namowach, po sławnej rozmowie na trybunach naszego stadionu, kiedy wszyscy powiedzieli, że nie grają, zaczęliśmy ich powoli przekonywać, że tak naprawdę wystarczy pokonać Bytovię dwa razy w lidze okręgowej i jesteśmy w lidze, bo w tych pozostałych barażach powinniśmy sobie spokojnie poradzić. I okazało się to prawdą. Powiem tylko, że my graliśmy rocznikiem 1992 i młodszym, a Bytovia grała rocznikem 1991 i młodszym. Podstawą było wygrać tą ligę, żeby chociaż przez rok na koniec tej mini kariery juniorskiej zagrać na tym najwyższym poziomie i tam się faktycznie sprawdzić. Czy to był pech do tej pory, czy jakaś niemoc, czy po prostu jeszcze nie dorośliśmy do tego, żeby grać w tej lidze wyższej. Świetnie nam się udały baraże z Bytovią, pomagał nam Andrzejek Kołucki, z czego się bardzo cieszyłem, nie miał much w nosie, zasuwał na całego, jakby był w tym zespole od zawsze i to tylko pokazuje, jaki ten chłopak ma charakter.

Wobec kogo się pan pomylił, a z kim pan trafił, jeśli chodzi o rozwój piłkarski?
- Ja nie myślałem w takich kategoriach. Wiedziałem, że możemy coś razem zrobić. Każdemu trenerowi młodzieży zależy, żeby jego wychowanek zagrał w ekstraklasie, czy I lidze, gdziekolwiek wyżej, niż tylko 3 czy 4 liga. Na pewno ostatni rok bardzo dużo dał Pawłowi Szutenbergowi. Wcześniej strzelaliśmy sto kilka goli, traciliśmy 6, 7 i tak naprawdę nasza gra obronna nie była potrzebna do niczego. W tej lidze musiał się naprawdę starać, widział, że już nie może być tej nonszalancji. Tłumaczę im, że w grze seniorskiej nie będzie czasu, żebyś sobie przyjął trzy razy piłkę, podniósł głowę i dopiero rzucił. Musisz wiedzieć już przed przyjęciem, co masz z nią zrobić. Po zimowym obozie, kiedy pracowaliśmy trzy raz dziennie, graliśmy sparing z piątoligową Bytovią. Ten mecz powinniśmy wygrać 6-3, czterech zawodników grało z pierwszego zespołu. Zawodnicy z Bytowa byli w szoku, a ja już wiedziałem, że to jest to. Wracając do zimowego obozu w Niechorzu, ja nie chciałem wracać do Lęborka, warunki były niesamowite. Niech jadą nasi włodarze tam zobaczyć do wioski nadmorskiej, jak wyglądają obiekty. Dwie hale, boisko sztuczne, trawiaste, bieżnia, odnowa, wszystko czego dusza zapragnie. Mieliśmy namiar z Lechii, jej zespoły juniorskiej tam jeżdżą. Koszty były bardzo duże, ale opłacało się.

Jaka była atmosfera w waszej szatni?
- Nie zawsze było idealnie, ale nie miałem większych problemów, choć to jest taki dziwny wiek 16-17 lat. W Niechorzu aspekt integracji, poza sportowym, był niesamowity. Nowi Rafał Malek, Rafał Główczewski i Dominik Kaczmarek przeszli „chrzest”. Byliśmy na sześciu obozach zimowych, w Starogardzie Gdańskim, dwa razy w Łebie, w Garczynie, a ten ostatni był jakby wisienką na torcie.

Czy zawodnicy radzili się pana, co dalej mają ze sobą zrobić?
- Tak. Na ostatnim treningu w historii, już wtedy znałem listę osób, których chce trener Rubaj, przekazałem im tę informację. Zadałem pytanie, czy chcą tu grać, bo to już nie są żarty, podejmujecie decyzję, czy tak, czy nie, my już za wami nie stoimy. IV liga to już nie zabawa, trzeba trenować, zaaklimatyzować się i przede wszystkim są nowymi zawodnikami, którzy dopiero będą walczyć o wejście do zespołu. Cały czas im mówiłem – nie walczcie o to, żeby zagrać w IV czy V lidze, bo tam zawsze możecie grać, ale gdzieś wyżej. Żeby ta piłka nie stała się tylko przyjemnością, ale w jakimś momencie sposobem na życie. Ale głównym priorytetem jest klub Pogoń, a ja się bardzo cieszę, że tu jest IV liga. To jest bardzo fajna opcja, żeby się ograć i wtedy spróbować.

Czy nie lepszy jest taki system szkolenia, jak w czołowych klubach nawet na Zachodzie, w którym zawodnicy pracują z kilkoma trenerami, a nie z jednym, jak to było w waszym przypadku 6 lat?
- Każdy trener widzi coś innego. - Dokładnie jestem tego zdania, że maksymalnie z jednym zespołem możemy pracować 3 lata. Zawodnicy już się przyzwyczajają, oczywiście można stosować różne metody, trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby cały czas słuchać tego samego głosu, komentarzy. 15. Bywałem na waszych meczach i zastanowiło mnie w sumie małe zainteresowanie. W Lęborku ogólnie teraz tak jest, bo nawet na seniorach nie ma wielu kibiców.

Z czego to wynika?
- Niestety, może też z tego powodu, że mecze w Lęborku były ustawione pode mnie, sobota lub niedziela godzina 11. Zapotrzebowanie na piłkę w Lęborku jest mniejsze niż za moich czasów, gdzie był zawsze pełen stadion. Czasy się zmieniają, kibice odchodzą od piłki, może ma to związek z zawirowaniami, korupcją. Na Arce w Lęborku było trochę więcej ludzi.

Czy to jest problem Lęborka? Jak to wyglądało na innych stadionach?
- Nie jest u nas najgorzej. Piłka juniorska nie skupia dużego zainteresowania. Może skauci Lechii czy Arki, ale oni jeżdżą po Polsce. To boli, że nie ma nawet zaproszeń na testy. Trener pierwszej Lechii, z którą w Lęborku zremisowaliśmy 0-0 powiedział, że jego zespół istnieje jeszcze tylko dla czterech zawodników. Pokazał ich i wymienił też stopera. Więc ja uważam, że jeśli tamten zespół istnieje dla tego stopera, to Szuten czy Marcin Maszota tam sobie bez problemu poradzą, a nawet są lepsi od niego. Ale poglądy są różne, oni coś w nim widzą, jakby zamykają się na swoich ludzi, i ludzi jakby spoza regionu, a tu w obrębie nie szukają, ja się nie spotkałem z żadnym zainteresowaniem tych wielkich klubów młodzieżą z Lęborka. Jedynie młodszy Bach poszedł do Gdyni, tylko dlatego, że poszedł do kadry i stamtąd jest znany, bo tak nie miałby takiej możliwości. A ilu takich chłopców się zmarnuje w innych rocznikach, którzy nie mają możliwości grania w kadrze, to podejrzewam jest masa.

Czy Pogoń Ratusz można oceniać z punktu widzenia, że z tego zespołu tylko Michał Nawrocki trafił do większego klubu, nikt nie trafił też wcześniej do seniorów, czy po prostu pan sobie założył, że prowadzi ten skład do końca, żeby zobaczyć na co będzie stać tę drużynę?
- Powiem szczerze, że tak. Jest w tym dużo racji. Tylko my wiemy, ile włożyliśmy w ten zespół pracy, od I klasy gimnazjum. Zwłaszcza te ostatnie dwa lata, bo wcześniej to była zabawa. To nie jest do końca dobre, że zespół seniorski nagle bierze ludzi i grają. Gdyby to była wyższa liga niż V tak, ale ja mam pogląd na tę V ligę i uważam, że oni w życiu by się tam niczego nie nauczyli. Na pewno granie w Pomorskiej Lidze Juniorów wcale im mniej nie dało niż gra w V lidze, tym bardziej, że przez ostatnie półtora roku graliśmy wszystkie praktycznie sparingi z seniorami, zawodnicy mieli styczność z grą seniorską. Brakowało nam może zdyscyplinowania do końca jak to u młodych, czy wykorzystania sytuacji podbramkowych, ale ogólnie piłkarsko byliśmy lepsi i z Pogonią i z Bytovią II, choć przegraliśmy 0-2, za wartości artystyczne punktów się nie przyznaje, ale nabierali doświadczenia. Z Bytovią mieliśmy chyba z 7 „setek”, to był jeden z najlepszych meczy Ratusza, jakie widziałem.

Dużą wagę przywiązywał pan w szkoleniu do taktyki
- Graliśmy różnymi systemami, w zależności od rywala. Jeśli chodzi o zadania na każdej pozycji, myślę, że pod tym względem są wyedukowani bardzo dobrze, i wręcz będą mogli uczyć niektórych starszych zawodników mówiąc nieskromnie.

Kiedyś po olimpiadzie w Barcelonie pojawiło się takie hasło, że reprezentacja olimpijska srebrnych medalistów zmienia szyld i zagra jako seniorska kadra. Czy pana nie korciło, żeby w całości zagrać tym zespołem, także z własnym udziałem?
- Nie. Ta młodzież musi się od kogoś uczyć. Są seniorzy i seniorzy. Ważne, żeby było się od kogo uczyć, a nie tylko być. Zespół juniorski będzie sobie oczywiście radził, my ocenialiśmy, że bylibyśmy w V lidze w pierwszej czwórce bez problemu. Ale to nie byłoby dobre rozwiązanie. Przed rundą powiedzieliśmy sobie, że gramy o 3 miejsce. I wygrywaliśmy mecz za meczem. Kluczem było zwycięstwo w pierwszej kolejce w Kartuzach. Tych zwycięstw jedną bramką było masę. Później odblokowaliśmy się i strzelaliśmy te bramki. Wywierałem presję na zawodników, żeby nie grali o pietruszkę, że możemy tę rundę wygrać, nie biorąc pod uwagę tego walkoweru, my ją wygraliśmy. Straciliśmy tylko 5 punktów, a Arka i Lechia po 6. Na koniec chciałbym podziękować moim współpracownikom, którzy razem ze mną ciągnęli ten zespół, bez ich pomocy, zaangażowania, nie byłoby mowy o sukcesie, pracy w taki sposób. Darek Nawrocki, który jest prezesem UKS Ratusz Lębork, który był też i trenerem i opiekunem, człowiekiem od wszystkiego. Kierownik Mirek Dmuchowski, dzięki jego zaangażowaniu mieliśmy zawsze spokój, bardzo dużą pomoc. Bez tych ludzi, ten zespół by tak nie funkcjonował. Nie można zapomnieć o dyrektorze Zespołu Szkół Nr 3 Waldemarowi Walkuszowi, który udostępniał nam zawsze obiekty, kiedy tylko chcieliśmy. W ostatnim roku bardzo poprawiły się relacje z Pogonią, mam nadzieję, że nie tylko dlatego, żeby przekazać chłopców do zespołu.
/rozmawiał Marcin Kapela, 3.06.2011)

Ocena indywidualna zawodników Wojciecha Pięty:

Dominik Czekirda (1994) - bramkarz Dołączył do nas 2 lata temu, jakby przejęty w spadku z grupy pana Małeckiego. Tytan pracy, konsekwencji, świetny duch zespołu, największy walczak, jakaś zadyma w czasie meczu Dominik pierwszy biegł, typowy pogonista, dbający o atmosferę, ale przede wszystkim zrobił niesamowity postęp i tylko można mieć chyba i pretensje do mnie nie zapewniliśmy ani Dominikowi ani Michałowi na dłuższy okres czasu treningów indywidualnych, bramkarskich w zeszłym roku mieli z Mateuszem Oszmańcem tylko przez znajomość, kiedy Mateuszowi pozwalały obowiązki szkolne . Podsumowując Dominika – przeambitny, zdyscyplinowany, waleczny, wprowadzał świetną atmosferę

Michał Kłos (1994) - bramkarz Trapiony chorobami, kontuzjami, nie do końca konsekwentny, ale w sumie równorzędny umiejętnościami z Dominikiem, a przychodząc na pewno miał je większe, bo wyglądał lepiej fizycznie, miał lepsze predyspozycje, ale zwyciężyła konsekwencja Dominika, zwłaszcza w końcówce sezonu

Łukasz Główczewski (1992) – środkowy, prawy obrońca Nie był od początku, ale szybko do nas dołączył. Chłopak z Nowej Wsi, bardzo zaangażowany w to co robi, małomówny, cichy, ale wychodząc na boisko realizował moje założenia, mogący grać na kilku pozycjach, świetne warunki fizyczne, Łukasz nie strzelał wielu bramek jak Szuten, ale przy stałych fragmentach gry umożliwiał mu dojście do piłek, w grze obronnej twardy i nieustępliwy, troszeczkę musi poprawić technikę

Bartosz Żmudzki (1993) – lewy obrońca Ma wielkie predyspozycje, z wielkimi płucami, nie do zabiegania, może zagrać dwa mecze pod rząd, świetna lewa noga, świetne dośrodkowania, dynamiczne wejścia z lewej strony, świetna współpraca z młodszym bratem, nasza lewa strona była siłą napędową tego zespołu, przyszłość przed nim, mam nadzieję, że charakter pozwoli mu grać wyżej

Paweł Szutenberg (1992) – środkowy obrońca Oaza spokoju, nie wychylający się, ale mający niesamowite predyspozycje, jak na stopera bardzo bramkostrzelny, wykorzystujący swoje warunki fizyczne, bardzo techniczny, jedyne czego mu brakuje podejmowania szybszych decyzji i troszeczkę zwrotności, potrafi świetnie się ustawić i kierować grą obrony

Marcin Maszota (1992) – pomocnik środkowy Jak nie grał Dawid Dmuchowski nasz zastępczy kapitan. Serce zespołu, bardzo waleczny, wybiegany, od jego dyspozycji zależał wynik meczu, jak Marcin grał słabo, to zespół od razu też grał słabiej, grał na różnych pozycjach, i na stoperze i defensywnego pomocnika

Dominik Kaczmarek (1992) – środkowy obrońca Dołączył później, bardzo ciekawy zawodnik, wprowadził niesamowitą atmosferę, człowiek potrzebny zadań, grał w pierwszym składzie, w końcówce stracił miejsce, wartościowy, przegrał rywalizację, ale to żaden sposób to nie wynikało z jego słabości, ale wręcz odwrotnie – ma bardzo duży potencjał, ja mogę tylko żałować, że tak późno do nas dołączył

Michał Wierzbowski (1992) i Piotr Szymikowski (1992) – obrońcy Można ich razem podsumować. Ten zespół by nie istniał bez takich zawodników, to zawodnicy wchodzący, nie mający zbyt wielu okazji do dłuższego grania, tworzyli szeroką kadrę, jestem im za to wdzięczny i to im powiedziałem, mogę tylko przeprosić, że grali, tyle, ile grali, przyjęli po sportowemu honorowo, że przegrali rywalizację, gdyby tak nie było, rzuciliby butami w kąt i daliby sobie święty spokój, byli praktycznie na każdym treningu, zaangażowani, zdyscyplinowani

Mariusz Król (1992) – pomocnik To jest największa zagadka, chyba zawodnik, który nie tyle nie spełnił moich oczekiwań, ale w stosunku sam do siebie, przeszybki, wytrzymały, co się rzadko zdarza, na treningach prezentujący się świetnie, niestety nie potrafił tego przekazać w meczu, to był jego mankament, dlatego był tylko rezerwowym, chociaż w kilku meczach grał w pierwszym składzie

Rafał Malek (1993) – obrońca, pomocnik Był bardzo pozytywną postacią tego zespołu. Trafił do nas dwa lata temu, miał troszeczkę pecha, bo był rzucany z pozycji na pozycję, łatałem nim dziury, to jest zawodnik, który powinien grać w środku pola, ale miał tu zbyt mocną konkurencję i przegrywał tą rywalizację, jak wchodził na boisko dawał z siebie wszystko, nie obniżał poziomu zespołu. Zasługuje, żeby dać mu szansę

Dariusz Kupczyk (1992) – prawy pomocnik Kolejne rozczarowanie mówiąc krótko. Typowałem go, który jako pierwszy poradzi sobie bez problemu w grze seniorskiej, niesamowite przyspieszenie z piłką, jeśli się urwie, jest nie do zatrzymania, chyba jakieś sytuacje obok sportowe go zahamowały, nie poszło w tym kierunku, jak trzeba, wierzyłem w niego cały czas, zginął nam na pół roku, wróciliśmy do siebie po wielu namowach, i cieszę się, bo Darek jest wartościowym zawodnikiem, gdyby skoncentrował się na piłce, mało jest takich zawodników, którzy z piłką są szybsi, niż bez piłki, ale gdzieś brakuje tego wykończenia, nawet mecz z KP to potwierdził, wszedł w drugiej połowie, robił, co chciał, ale tylko do linii bramkowej, bo potem nie potrafił ani dograć, ani wrzucić

Szymon Bach (1994) – obrońca, pomocnik środkowy Bardzo dobra runda, twardy w defensywie i kreatywny w ofensywie, ma wszelkie zadatki na ciekawą przyszłość

Bartosz Haraszczuk (1992) – pomocnik środkowy Od meczu w drugiej rundzie z Tczewem, gdzie mieliśmy problemy kadrowe, Harry wszedł od początku i dał nam zwycięstwo. Zagrał pierwszy raz po kontuzji od początku i strzelił zwycięską bramkę. Od tego czasu uwierzył w siebie, czasami aż za bardzo, przesadzał z różnymi zagraniami, ale zawodnik bardzo techniczny, myślący, inteligentny, stałe fragmenty bite bardzo dobrze, dużo dobrego wnosił do naszego zespołu, temperament troszeczkę uliczny, ale to jest jego atut, on jest taki i koniec, gdyby był inny, nie miałby w sobie tej złości sportowej. Od początku z nami, bardzo doświadczony, cieszę się, że tacy zawodnicy dotrwali do końca.

Dawid Dmuchowski (1992) – pomocnik środowy, napastnik Pierwszy kapitan zespołu, z małą przerwą na Marcina Maszotę. Najbardziej pokrzywdzony przez los. Kontuzje i urazy zahamowały jego rozwój piłkarski i przede wszystkim fizyczny. Wysoki, ale drobnej budowy. Bez problemu poradził sobie w tej lidze. Bronił się zawsze gry z przodu, ale kiedy grał, strzelał bramki w końcówce. Zawodnik bardzo pożyteczny, niezła technika, bardzo dobre uderzenie z prawej nogi, bardzo dobre stałe fragmenty gry. Inteligentny, grający u nas od początku.

Jakub Żmudzki (1994) – pomocnik lewy Podobna charakterystyka jak u Bartka. Oni na lewej stronie byli jak maszyna do robienia bramek, albo dogrywali, albo sami strzelali. Został królem strzelców w naszym zespole, strzelił 8 bramek. Grali sobie w ciemno. Lewa stroną było wiodącą w defensywie i ofensywie. Jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało, jak ich drogi się rozejdą. Jako trener już nie musiałem w pewnym momencie nic mówić, oni wiedzieli, co mają robić, czasami wręcz przesadzali z akcjami lewą stroną.

Jakub Wroński (1993) – napastnik Największy luzak tego zespołu. Napastnik mający bardzo duży potencjał, bardzo szybki, wie, co zrobić z piłką, ale chyba ten luz codzienny chyba przeszkadza mu bardziej poważnie spojrzeć na boisko. Ostatnie dwa mecze, jak wszedł z Lechią i strzelił bardzo ważną bramkę na 2-1, tak jakby był przełom, ale troszeczkę późno, na dwie kolejki przed końcem. Kuba zobaczył, że strzelanie bramek to jest przyjemność. W tych dwóch meczach zagrał bardzo dobrze, wg mnie Kuba powinien być pierwszym napastnikiem w moim zespole, ale ten luz mu przeszkadzał

Mateusza Sałabon (1992) – napastnik Wielkie serce do grania, zaangażowanie, waleczność, która czasami mu przeszkadzała, uwielbiał kłócić się z sędziami, większość kartek za pyskówki z sędziami, ale tak jest zaangażowany w ten mecz, że nie potrafił się wyłączyć. Zrobił niesamowity postęp – z zawodnika wchodzącego stał się pierwszym napastnikiem. Wcześniej robił jakby tylko dobrą robotę dla naszych pozostałych napastników Kuby Wrońskiego i Rafała Główczewskiego, gdzie po prostu zajeżdżał tych obrońców, a oni sobie wchodzili i mieli ich podanych na tacy. W końcówce strzelił parę ważnych bramek

Rafał Główczewski (1993) – napastnik Przychodząc do nas, po sparingach, byłem przekonany, że to jest ten napastnik, którego szukaliśmy. Niesamowicie szybki. Pierwszą rundę miał bardzo dobrą, w drugiej wyglądało to słabiej. Jeden bardzo dobry mecz w Ustce, gdzie przesądził o losach meczu, strzelając dwie bramki i jedną dogrywając – to był taki Rafał, którego pamiętałem z pierwszej rundy. Druga trochę przespana, być może z tego powodu, że wcześniej trenował tylko w Bożym Polu. Mimo wszystko cieszę się, że był. Wprowadził rywalizację do przedniej formacji i strzelił 7 bramek, został wicekrólem strzelców drużyny.

Dominik Chojnacki Od dłuższego czasu nie ma go z nami. Dobre uzupełnienie zespołu, był z nami bardzo długo, ale ostatnie pół roku, od kiedy zaczął przygotowywać się do matury, zginął z horyzontu. Bardzo szybki, ale tylko wchodzący

Strzelcy zespołu: Jakub Żmudzki – 8 goli, Rafał Główczewski i Paweł Szutenberg – po 7, Dawid Dmuchowski, Mateusz Sałabon, Jakub Wroński – po 6, Marcin Maszota – 4, Bartosz Haraszczuk – 3, Bartosz Żmudzki – 2, Łukasz Główczewski, Dominik Kaczmarek, Mariusz Król, Rafał Malek – po 1