IV liga, 2 kolejka, 13.08.2011
Olimpia Sztum – Pogoń Lębork 2:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Damian Dudziński (76), 2:0 Damian Dudziński (78)
Olimpia: Dębowski - Jakubik, Neumann, A.Hadrysiak, W. Pliszka, P. Kotowski, Zyska, Barnaś, Pietrzyk M., M. Podbereżny (81 Bieliński), Dudziński
Pogoń: Skrzypczak - Bach, Jasiński, Godlewski, Kołucki - Stankiewicz (67 Żmudzki), Kowalski, Witkowski (78 Haraszczuk), Wolszlegier – Markowski – Smolarek II (82 Szutenberg)
żółte kartki: Dudziński, Neumann – Szutenberg
sędziowie: Sebastian Marciniak, Krystian Dietrich, Jewgienij Adamonis
Bez punktów wróciła nasza drużyna z pierwszego, wyjazdowego meczu w IV lidze. Katem Pogoni okazał się napastnik Damian Dudziński, który na nasze nieszczęście przebudził się w końcówce i któremu dwukrotnie w ostatnim kwadransie nasi obrońcy zostawili zbyt dużo miejsca, a ten potrafił to bezwzględnie wykorzystać. Wcześniej to Pogoń długimi fragmentami przeważała. Do przerwy znakomitą okazję zmarnował Witkowski, a przed stratą bramek dobrych sytuacji nie wykorzystali Wolszlegier i Żmudzki.
Pogoń wybrała się do Sztumu raptem 15-osobową kadrą. Powrócił do niej bramkarz rekonwalescent Bartosz Kortas, który zasiadł obok rezerwowych młodzieżowców - obrońców Pawła Szutenberga i Bartosza Żmudzkiego oraz pomocnika Bartosza Haraszczuka. Zabrakło na tym meczu, z przyczyn osobistych, Ernesta Skórki, który zagrał w pierwszej jedenastce z Wietcisą, a którego zastąpił Mateusz Stankiewicz. Tak więc w porównanie ze zwycięskim składem doszło do jednej, przymusowej zmiany.
W wyjściowym zestawieniu gospodarzy pojawiło się aż sześciu młodzieżowców, w tym 19-latek, trzech 18-latków i dwóch 17-latków. Na czele tej niedoświadczonej armii stanął doświadczony niespełna 31-letni Dudziński, który powrócił do klubu po 6 latach. W tym czasie z niejednego pieca jadł piłkarski chleb. Błysnął już w pierwszej kolejce w Starogardzie Gdańskim, gdzie w zwycięskim meczu z KP brał udział przy pierwszym trafieniu i sam zdobył zwycięską bramkę. Wiadomo było więc, że na niego trzeba szczególnie uważać.
Całe spotkanie na bardzo nierównej płycie sztumskiego stadionu nie było porywającym widowiskiem piłkarskim. Dominowała walką w środku pola, debiutujący w IV lidze sędzia Marciniak często musiał używać gwizdka. Mnożyły się niedokładności w rozegraniu piłki, dośrodkowania Pogoni padały łupem dobrze usposobionego bramkarza Olimpii. Nie było więc zatem wielu sytuacji, po których pachniało golami. Martwić może słaba forma naszych napastników, którzy nie mogli zagrozić bramce gospodarzy, nie wypracowując sobie okazji. W 10 minucie postraszył strzałem zza pola karnego Dudziński, ale piłka minęła słupek. Skrzypczak mógł ją tylko odprowadzić wzrokiem. Odpowiedzią Pogoni było uderzenie głową nad bramką Witkowskiego w 13 minucie, po zagraniu z wolnego Wolszlegiera. W 29 minucie po wstrzeleniu piłki w okolice piątego metra Skrzypczak minął się z piłką, jednak zawodnik gospodarzy przestraszył się i odpuścił w ostatniej chwili, a całą sytuację wybiciem wyjaśnił Bach. Po pół godzinie gry na trybunach pojawiła się grupa ok. 30 kibiców Pogoni i od tej pory nasza drużyna mogła liczyć na sporadyczny doping swoich fanów. W ostatnim kwadransie nieco spadło tempo akcji. W 33 minucie miała miejsce wymiana podań w środku pola między Markowskim i Kowalskim, po czym ten drugi posłał prostopadłe podanie do ścinającego z prawej strony Stankiewicza. Jego strzał już z pola karnego minął niewiele dalszy słupek. Najlepsza okazja być może w całym meczu miała dopiero nadejść. W 40 minucie atak pozycyjne Pogoni. Akcję zapoczątkował Wolszlegier podaniem z lewej strony do Markowskiego, który ze środka zagrał do Smolarka II. Ten nie dał się przepchnąć jednemu obrońcy i wykorzystał nieporozumienie drugiego defensora z bramkarzem, którego już wprawdzie minął, ale za mocno wyrzucił się do boku na końcową linię. Przytomnie nie strzelał niemal z zerowego konta tylko dośrodkował do stojącego jakieś dwa metry od dalszego słupka Witkowskiego. Tylko pomocnik Pogoni zna odpowiedź, jak piłka po jego strzale głową z tak niewielkiej odległości nie zatrzymała się w siatce. Na tym tle uderzenie w 43 minucie Dudzińskiego z 20 metrów wysoko nad bramką nie może uchodzić za odpowiednią ripostę. Tak zakończyła się pierwsza odsłona.
Z upływającymi minutami po przerwie rosła przewaga Pogoni. Długimi momentami gra toczyła się na połowie gospodarzy. Dwa razy zakotłowało się w ich polu karnym po stałych fragmentach dla Pogoni – najpierw obrońca uprzedził Godlewskiego, a następnie Smolarek II nawet nie skacząc głową uderzył nad bramką. Te dwie wspomniane na wstępie okazje miały jednak dopiero nadejść i to z akcji. Zanim jednak o nich, gwoli sprawiedliwości trzeba oddać, że w 65 minucie mocne uderzenie sprzed pola karnego Michał Barnasia pewnie złapał dobrze ustawiony Skrzypczak. Trzy minuty później atak pozycyjny Pogoni i piłka trafia do Wolszlegiera. Bohater spotkania sprzed tygodnia z kilku metrów nie szuka uderzenia w tzw. długi róg i piłka grzęźnie w bocznej siatce. W 79 minucie kolejny atak gości i piłka przegrana z prawej strony trafia do środka do Markowskiego. Napastnik Pogoni dostrzega dobrze włączającego się z lewej strony wprowadzonego chwilę wcześniej Żmudzkiego, który otrzymuje podanie w tempo. Naprzeciw wyszedł mu bramkarz Olimpii i Pogonista trafił w niego. Jeszcze w 74 minucie była okazja na objęcie przez gości prowadzenia. Po dalekim wykopie Skrzypczaka dwóch zawodników Olimpii mija się z piłką i przejmuje ją Smolarek II, a następnie oddaje ją do Markowskiego. Uderzenie króla strzelców „okręgówki” ani nie miało mocy, ani rotacji, żeby Dębowski nie zdążył zareagować sparowaniem piłki na rożny. Nadeszła feralna końcówka. Często mówi się, że w piłce ważniejsza jest drużyna od indywidualności, ale właśnie wydarzenia na boisku w Sztumie dowiodły, jak wiele znaczy posiadać w swoim składzie zawodnika, który zrobi różnicę. Autor pierwszego gola dla Olimpii przed tygodniem 17-letni Wojciech Zyska tym razem zamienił się w asystenta. Podał prostopadłą piłkę do Dudzińskiego, który mimo asysty Jasińskiego zdołał złapać nieco przewagi, żeby oddać płaski, precyzyjny strzał obok bezradnego Skrzypczaka. Taki obrót wydarzeń podłamał Pogonistów. Dyktowali warunki gry, a zostali brutalnie skarceni. Dwie minuty potem napastnik gospodarzy dobił ich ostatecznie. Wymanewrował tuż przed „szesnastką” Godlewskiego, przedkładając piłkę na lewą nogę i precyzyjnym, choć niezbyt mocnym uderzeniem pod poprzeczkę ustalił wynik. Oglądanie gry ofensywnej obu drużyn w tym meczu to było cierpienie. W przypadku Pogoni ani Markowski, ani Smolarek II nie stanowili zagrożenia, a nie było dla nich zmienników. W końcówce na murawie pojawił się środkowy obrońca Szutenberg, który zmienił napastnika Smolarka II i miał straszyć obrońców gospodarzy. Po chwili został cofnięty na nominalną pozycję, a do przodu udał się inny obrońca Jasiński.
Dwugłos trenerski:
Mirosław Zarański, trener Olimpii: - Pierwsza połowa przespana przez oba zespoły, z lekkim wskazaniem na Pogoń. W drugiej połowie nasz czołowy zawodnik obudził się, dwa razy wyszedł na pozycję i dał dwie bramki. Poza tym mecz bezbarwny, bez żadnych fajerwerków, mecz walki. Wygrali lepsi, a mogło być różnie.
Roman Rubaj, trener Pogoni: - Zawiodła dziś przede wszystkim skuteczność. Z przebiegu całego spotkania byliśmy zespołem lepszym. Brakowało nam troszeczkę pomysłów na te dzisiejsze ofensywne akcje. Mimo to mieliśmy do przerwy wyśmienitą sytuację Witkowskiego, z której nie mogła, ale powinna paść bramka. Ja nie wiem, jak takiej sytuacji można nie wykorzystać, dla mnie to pozostanie tajemnicą. To chyb sam piłkarz wie. W drugiej połowie 2-3 dogodne sytuacje, szczególnie Żmudzkiego, gdzie także nie mogła, a powinna paść bramka. I powiedzmy sobie w sytuacji kontrolowanej straciliśmy w środku pola piłkę, skontrowano nas. Druga też prezent, mimo asysty Godlewskiego Dudziński przyjął piłkę, odwrócił się i dokładnie uderzył. Takie rzeczy nie powinny się zdarzyć. Mój zespół zagrał trochę głupio, bo jeśli 75 minut gra się i widać, że te bramki nie padają, to powinniśmy się przede wszystkim skoncentrować na obronie. Jestem tylko zły, że na obcym terenie zostaliśmy dwa razy skontrowani. Tego nie powinno być. Może dlatego, że moja drużyna chciała wygrać. Gramy w każdym meczu o zwycięstwo i może tu tkwi nasz błąd, bo zespół nie zadowolił się jednym punktem, chciał zwinąć komplet i zostaliśmy skarceni.
Olimpia Sztum – Pogoń Lębork 2:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Damian Dudziński (76), 2:0 Damian Dudziński (78)
Olimpia: Dębowski - Jakubik, Neumann, A.Hadrysiak, W. Pliszka, P. Kotowski, Zyska, Barnaś, Pietrzyk M., M. Podbereżny (81 Bieliński), Dudziński
Pogoń: Skrzypczak - Bach, Jasiński, Godlewski, Kołucki - Stankiewicz (67 Żmudzki), Kowalski, Witkowski (78 Haraszczuk), Wolszlegier – Markowski – Smolarek II (82 Szutenberg)
żółte kartki: Dudziński, Neumann – Szutenberg
sędziowie: Sebastian Marciniak, Krystian Dietrich, Jewgienij Adamonis
Bez punktów wróciła nasza drużyna z pierwszego, wyjazdowego meczu w IV lidze. Katem Pogoni okazał się napastnik Damian Dudziński, który na nasze nieszczęście przebudził się w końcówce i któremu dwukrotnie w ostatnim kwadransie nasi obrońcy zostawili zbyt dużo miejsca, a ten potrafił to bezwzględnie wykorzystać. Wcześniej to Pogoń długimi fragmentami przeważała. Do przerwy znakomitą okazję zmarnował Witkowski, a przed stratą bramek dobrych sytuacji nie wykorzystali Wolszlegier i Żmudzki.
Pogoń wybrała się do Sztumu raptem 15-osobową kadrą. Powrócił do niej bramkarz rekonwalescent Bartosz Kortas, który zasiadł obok rezerwowych młodzieżowców - obrońców Pawła Szutenberga i Bartosza Żmudzkiego oraz pomocnika Bartosza Haraszczuka. Zabrakło na tym meczu, z przyczyn osobistych, Ernesta Skórki, który zagrał w pierwszej jedenastce z Wietcisą, a którego zastąpił Mateusz Stankiewicz. Tak więc w porównanie ze zwycięskim składem doszło do jednej, przymusowej zmiany.
W wyjściowym zestawieniu gospodarzy pojawiło się aż sześciu młodzieżowców, w tym 19-latek, trzech 18-latków i dwóch 17-latków. Na czele tej niedoświadczonej armii stanął doświadczony niespełna 31-letni Dudziński, który powrócił do klubu po 6 latach. W tym czasie z niejednego pieca jadł piłkarski chleb. Błysnął już w pierwszej kolejce w Starogardzie Gdańskim, gdzie w zwycięskim meczu z KP brał udział przy pierwszym trafieniu i sam zdobył zwycięską bramkę. Wiadomo było więc, że na niego trzeba szczególnie uważać.
Całe spotkanie na bardzo nierównej płycie sztumskiego stadionu nie było porywającym widowiskiem piłkarskim. Dominowała walką w środku pola, debiutujący w IV lidze sędzia Marciniak często musiał używać gwizdka. Mnożyły się niedokładności w rozegraniu piłki, dośrodkowania Pogoni padały łupem dobrze usposobionego bramkarza Olimpii. Nie było więc zatem wielu sytuacji, po których pachniało golami. Martwić może słaba forma naszych napastników, którzy nie mogli zagrozić bramce gospodarzy, nie wypracowując sobie okazji. W 10 minucie postraszył strzałem zza pola karnego Dudziński, ale piłka minęła słupek. Skrzypczak mógł ją tylko odprowadzić wzrokiem. Odpowiedzią Pogoni było uderzenie głową nad bramką Witkowskiego w 13 minucie, po zagraniu z wolnego Wolszlegiera. W 29 minucie po wstrzeleniu piłki w okolice piątego metra Skrzypczak minął się z piłką, jednak zawodnik gospodarzy przestraszył się i odpuścił w ostatniej chwili, a całą sytuację wybiciem wyjaśnił Bach. Po pół godzinie gry na trybunach pojawiła się grupa ok. 30 kibiców Pogoni i od tej pory nasza drużyna mogła liczyć na sporadyczny doping swoich fanów. W ostatnim kwadransie nieco spadło tempo akcji. W 33 minucie miała miejsce wymiana podań w środku pola między Markowskim i Kowalskim, po czym ten drugi posłał prostopadłe podanie do ścinającego z prawej strony Stankiewicza. Jego strzał już z pola karnego minął niewiele dalszy słupek. Najlepsza okazja być może w całym meczu miała dopiero nadejść. W 40 minucie atak pozycyjne Pogoni. Akcję zapoczątkował Wolszlegier podaniem z lewej strony do Markowskiego, który ze środka zagrał do Smolarka II. Ten nie dał się przepchnąć jednemu obrońcy i wykorzystał nieporozumienie drugiego defensora z bramkarzem, którego już wprawdzie minął, ale za mocno wyrzucił się do boku na końcową linię. Przytomnie nie strzelał niemal z zerowego konta tylko dośrodkował do stojącego jakieś dwa metry od dalszego słupka Witkowskiego. Tylko pomocnik Pogoni zna odpowiedź, jak piłka po jego strzale głową z tak niewielkiej odległości nie zatrzymała się w siatce. Na tym tle uderzenie w 43 minucie Dudzińskiego z 20 metrów wysoko nad bramką nie może uchodzić za odpowiednią ripostę. Tak zakończyła się pierwsza odsłona.
Z upływającymi minutami po przerwie rosła przewaga Pogoni. Długimi momentami gra toczyła się na połowie gospodarzy. Dwa razy zakotłowało się w ich polu karnym po stałych fragmentach dla Pogoni – najpierw obrońca uprzedził Godlewskiego, a następnie Smolarek II nawet nie skacząc głową uderzył nad bramką. Te dwie wspomniane na wstępie okazje miały jednak dopiero nadejść i to z akcji. Zanim jednak o nich, gwoli sprawiedliwości trzeba oddać, że w 65 minucie mocne uderzenie sprzed pola karnego Michał Barnasia pewnie złapał dobrze ustawiony Skrzypczak. Trzy minuty później atak pozycyjny Pogoni i piłka trafia do Wolszlegiera. Bohater spotkania sprzed tygodnia z kilku metrów nie szuka uderzenia w tzw. długi róg i piłka grzęźnie w bocznej siatce. W 79 minucie kolejny atak gości i piłka przegrana z prawej strony trafia do środka do Markowskiego. Napastnik Pogoni dostrzega dobrze włączającego się z lewej strony wprowadzonego chwilę wcześniej Żmudzkiego, który otrzymuje podanie w tempo. Naprzeciw wyszedł mu bramkarz Olimpii i Pogonista trafił w niego. Jeszcze w 74 minucie była okazja na objęcie przez gości prowadzenia. Po dalekim wykopie Skrzypczaka dwóch zawodników Olimpii mija się z piłką i przejmuje ją Smolarek II, a następnie oddaje ją do Markowskiego. Uderzenie króla strzelców „okręgówki” ani nie miało mocy, ani rotacji, żeby Dębowski nie zdążył zareagować sparowaniem piłki na rożny. Nadeszła feralna końcówka. Często mówi się, że w piłce ważniejsza jest drużyna od indywidualności, ale właśnie wydarzenia na boisku w Sztumie dowiodły, jak wiele znaczy posiadać w swoim składzie zawodnika, który zrobi różnicę. Autor pierwszego gola dla Olimpii przed tygodniem 17-letni Wojciech Zyska tym razem zamienił się w asystenta. Podał prostopadłą piłkę do Dudzińskiego, który mimo asysty Jasińskiego zdołał złapać nieco przewagi, żeby oddać płaski, precyzyjny strzał obok bezradnego Skrzypczaka. Taki obrót wydarzeń podłamał Pogonistów. Dyktowali warunki gry, a zostali brutalnie skarceni. Dwie minuty potem napastnik gospodarzy dobił ich ostatecznie. Wymanewrował tuż przed „szesnastką” Godlewskiego, przedkładając piłkę na lewą nogę i precyzyjnym, choć niezbyt mocnym uderzeniem pod poprzeczkę ustalił wynik. Oglądanie gry ofensywnej obu drużyn w tym meczu to było cierpienie. W przypadku Pogoni ani Markowski, ani Smolarek II nie stanowili zagrożenia, a nie było dla nich zmienników. W końcówce na murawie pojawił się środkowy obrońca Szutenberg, który zmienił napastnika Smolarka II i miał straszyć obrońców gospodarzy. Po chwili został cofnięty na nominalną pozycję, a do przodu udał się inny obrońca Jasiński.
Dwugłos trenerski:
Mirosław Zarański, trener Olimpii: - Pierwsza połowa przespana przez oba zespoły, z lekkim wskazaniem na Pogoń. W drugiej połowie nasz czołowy zawodnik obudził się, dwa razy wyszedł na pozycję i dał dwie bramki. Poza tym mecz bezbarwny, bez żadnych fajerwerków, mecz walki. Wygrali lepsi, a mogło być różnie.
Roman Rubaj, trener Pogoni: - Zawiodła dziś przede wszystkim skuteczność. Z przebiegu całego spotkania byliśmy zespołem lepszym. Brakowało nam troszeczkę pomysłów na te dzisiejsze ofensywne akcje. Mimo to mieliśmy do przerwy wyśmienitą sytuację Witkowskiego, z której nie mogła, ale powinna paść bramka. Ja nie wiem, jak takiej sytuacji można nie wykorzystać, dla mnie to pozostanie tajemnicą. To chyb sam piłkarz wie. W drugiej połowie 2-3 dogodne sytuacje, szczególnie Żmudzkiego, gdzie także nie mogła, a powinna paść bramka. I powiedzmy sobie w sytuacji kontrolowanej straciliśmy w środku pola piłkę, skontrowano nas. Druga też prezent, mimo asysty Godlewskiego Dudziński przyjął piłkę, odwrócił się i dokładnie uderzył. Takie rzeczy nie powinny się zdarzyć. Mój zespół zagrał trochę głupio, bo jeśli 75 minut gra się i widać, że te bramki nie padają, to powinniśmy się przede wszystkim skoncentrować na obronie. Jestem tylko zły, że na obcym terenie zostaliśmy dwa razy skontrowani. Tego nie powinno być. Może dlatego, że moja drużyna chciała wygrać. Gramy w każdym meczu o zwycięstwo i może tu tkwi nasz błąd, bo zespół nie zadowolił się jednym punktem, chciał zwinąć komplet i zostaliśmy skarceni.