{jgxtimg src:=[images/stories/foto/kadra/przybylski_sobieslaw_net_1.jpg] width:=[80] style:=[float:left;margin-right:5px] title:=[Sobiesław Przybylski]}16 listopada br. ostatni raz w tym roku odbył się wspólny trening drużyny seniorów Pogoni Lębork. Po treningu, do później nocy o wszystkim porozmawialiśmy z trenerem Sobiesławem Przybylskim. Oto zapis tej kilkugodzinnej rozmowy.

Po pierwszej rundzie Pogoń jest liderem Słupskiej Klasy Okręgowej. Pomyślał pan sobie: „Sobiesław, dobra robota”?
- Tak. Dobra robota, bo jesteśmy liderem, ale zdaje sobie sprawę, że dużo pracy jest przed moim zespołem. W piłce seniorskiej najważniejsze są punkty i z nich jest rozliczany trener, miejsca, które zajmuje, z celów, które osiąga. Jesteśmy pierwsi na półmetku, na miejscu gwarantującym awans, mamy bezpieczną, sześciopunktową przewagę nad trzecim miejscem. Jeśli w prawie wszystkich meczach widzę naszą przewagę piłkarską, to chyba powinienem być zadowolony.

Wracając do początku pana pracy w Pogoni. Był taki moment, że mogło nie być Jasińskiego, Witkowskiego, Kołuckiego, którzy szukali sobie nowych klubów a bez których trudno wyobrazić sobie ten zespół. Zespół rodził się w dużych bólach.
- Ja bym tego tak nie nazwał. Faktycznie, mogło ich zabraknąć, wtedy musieliby być inni, chociaż nie chce wracać do tego. Bardzo się cieszę, że ci zawodnicy zostali i zaufali mi. Bez nich nie wyobrażam sobie dziś zespołu. Na początku chciałem szukać również bramkarza, ale później przekonałem się do Skrzypczaka i Czekirdy, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swoich funkcji. Wiedziałem, że ci zawodnicy prędzej, czy później przyjdą, że przekonam ich swoją charyzmą, autorytetem, który buduje się na każdych zajęciach, a nie krzykiem, czy nazwiskiem, bo ja nie mam piłkarskiego nazwiska. Nie wyrobiłem go sobie, bo występowałem tylko w III lidze. To było 10 lat temu, w starej III lidze. Przynajmniej dla środowiska lęborskiego, a nawet większości środowiska piłkarskiego, jestem osobą nieznaną. Mam do przekazania jakąś wiedzę i wiedziałem, że ci zawodnicy zaufają mi i zaufali. Że nie przyszedł ktoś, żeby ich zbajerować, rzucić piłkę. Widzą we mnie jakiś tam potencjał, że jestem przygotowany, nie daje im odczuć, że robimy coś nieprofesjonalnie.

Po skompletowaniu kadry zaczął pan układać ten zespół po swojemu. Z tygodnia na tydzień wyglądało to coraz lepiej.
- Szczególnie po wygranym sparingu z Pomorzem Potęgowo. Wszyscy mówili, że to spotkanie nas scementuje, bo to jednak rywal zza miedzy, bogaci. Mariusz Kalamaszek ciągle przypominał, że trener Pomorza Maciej Cieślik to mój kolega z pracy. Zagraliśmy bez Grzegorza Kowalskiego, z Pawłem Sobczyńskim w obronie, który później zachował się tak, a nie inaczej. Wtedy widać było, że to jest zespół, już nie było testowanych zawodników. To było to, co widzieliśmy w spotkaniach ligowych.

Od początku obserwując pana pracę na treningach dało się zauważyć, że skracał pan dystans z zawodnikami. Z czego to wynika?
- To mój styl prowadzenia zespołu. Zawodnicy wiedzą, że mogą ze mną pożartować, jestem dla nich partnerem, ale nie mogą przekroczyć pewnej granicy. Nie toleruję, jak ktoś mi na treningu przeszkadza. Jak trener mówi, to wszyscy słuchają. Jak zawodnik ma coś do powiedzenia, ja go chętnie wysłucham. To nie jest tak, że jak gramy w V lidze, to mogę sobie pożartować, a jak w Lęborku będzie III liga i kontrakty zawodowe, wielkie pieniądze, ja będę usztywniony chodził w garniturze i do nikogo nie będę odzywał się. To nie tak. Trzeba zawsze znaleźć złoty środek. Trzeba być po prostu człowiekiem. Ludzie to docenią. Nawet w klasie B można być zespołem profesjonalnym, nie mieć pół grosza, świecić pustkami w kasie i być profesjonalistą. Byłem zaskoczony in minus, że w Lęborku drużyna nie trenuje w jednolitych strojach

Pogoń pod pana przywództwem zaczęła ligę od pięciu kolejnych zwycięstw. Czy taki start był dla pana zaskoczeniem?
- Zaskoczeniem nie, ale bałem się każdego spotkania. Jechaliśmy do Drzewiarza Rzeczenica i naprawdę się obawiałem. Może to było spowodowane tym, że nie prowadziłem nigdy drużyny w Słupskiej Klasie Okręgowej. Trenowałem Koronę Żelistrzewo w klasie A, w lidze okręgowej. To jest tylko piłka i można stracić punkty z teoretycznie najsłabszym przeciwnikiem. Mieliśmy zniżkę formy, gdzie był walkower, fatalna porażka w derbach, remis u siebie z Jantarem. Wiedziałem, że jesteśmy piłkarsko o klasę lepsi od wszystkich zespołów, ale trzeba to udowodnić na boisku.

Później przyszedł dołek nie tylko punktowy. Przegrana walkowerem z Bruskowem, remis u siebie z Jantarem, klęska 0-5 w Słupsku z rezerwami Gryfa, kiedy zabrakło Jasińskiego i Kalamaszka, przebywających na poligonie oraz Kowalskiego a także z powodów pozasportowych Bacha.
- Na porażkę w Słupsku wpływ miał walkower za Bruskowo, bo to był pierwszy dołek, pierwsze podcięcie. Biorę to na klatę. Drużyna dobrze zareagowała z Jantarem, kiedy po przerwie strzeliła wyrównującą bramkę ale to już był sygnał, że nie będzie spacerku. To też się nałożyło. Do tego absencja przez dwa-trzy tygodnie kluczowych zawodników, którzy byli na poligonie wojskowym. Sprawa wewnątrz drużyny dotycząca Bacha. Do tego nieskuteczność. Ilanz i Główczewski wykorzystaliby połowę sytuacji, które mieliśmy i wygrywamy 2-0 do przerwy i jest po meczu. Ilanz był już wtedy od 2-3 tygodni na szkoleniu wojskowym i było widać brak czucia piłki. Powiem nieskromnie. Jestem na tyle doświadczonym trenerem, mimo młodego wieku, że mając przed sobą zawodników z rocznika 1994 i 1995 z Gryfa, cofamy się i gramy z kontry. Skończylibyśmy to spotkanie, jak ten zawodnik z Gryfa , który strzelił nam po 80 minucie 3 gole a mógł 5 (Kamil Gemza – dop. red.). Tym bardziej boli ta porażka, że to derby i że przegraliśmy z juniorami. Dla mnie mecz z Gryfem był bardzo prosty. Trzeba było strzelić jako pierwsi bramkę i byłoby pozamiatane. Teraz to tylko gdybanie. W Dębnicy był cięższy mecz (porażka w ostatnich minutach 2-1 – dop. red.) niż w Słupsku, ale jak Gryf tu przyjedzie, to będzie trzeba im też piątkę zapakować. Nie będę musiał chłopaków w ogóle motywować.

Miałem wrażenie, że niewiele drużyn jest w stanie zmusić Pogoń do gry przez cały mecz na maksymalnym zaangażowaniu i sami musicie podnosić sobie poprzeczkę. Czasami wystarczył kwadrans dobrej gry i wynik był rozstrzygnięty.
- Z tygodnia na tydzień coraz trudniej przychodziło mi zmotywowanie zawodników. Przypominam sobie mecz z Drzewiarzem w Rzeczenicy (w 3 kolejce wygrana Pogoni 7-1 – dop. red.). Krótka odprawa w szatni. Ostrzegałem, że takimi meczami wygrywa się ligę. Szybko strzelone 3 gole a zawodnicy zasuwali 90 minut, nie było odpuszczania. Mecz ze Startem Miastko w Lęborku (w 13 kolejce Pogoń wygrała 3-1, także szybkie prowadzenie 3-0 – dop. red.). Gdybyśmy zagrali na takim samym poziomie motywacji psychicznej, a co za tym idzie fizycznej, to Miastko byśmy też ograli wyżej. To jest moja rola, za to biorę pieniądze, żeby ich pobudzać. Poszliśmy na basen, odpuściłem jeden trening. Ciągle szuka się bodźców.

Często powtarza pan, że ten zespół i ci zawodnicy mają duży potencjał.
- Mega potencjał ale jednak ten zespół wymaga wzmocnień na IV ligę. Mylą się ci, którzy uważają, że jeśli uda nam się awansować, to w przerwie letniej zbuduje się drużynę na IV ligę. Wiem, że może nie stać klubu lub nie być takich zawodników na rynku transferowym ale chciałbym już teraz sprowadzić 2-3 zawodników, którzy byliby ewidentnym wzmocnieniem. Zdobyć V ligę i z marszu od razu do IV ligi. Ci zawodnicy wchłonęli by mój styl pracy.

W jakich elementach piłkarskich widoczne są najbardziej efekty pana pracy?
- Nie mi to oceniać. Po pierwsze po starcie piłki pressing i jak najszybszy odbiór lub przerwanie akcji a nie cofanie się pod własne pole karne. Taki jest obecnie trend w piłce. Preferuje długie utrzymywanie się przy piłce lub kilka szybkich podań i zagranie długiego, dokładnego podania, wykorzystując Kalamaszka, który to potrafi. Ustawienie jest zawsze pod zawodników, chociaż w czasie gry to się zmienia. Gramy czwórką w linii w obronie, trzema pomocnikami w środku, dwoma szeroko ustawionymi skrzydłowymi i wysuniętym napastnikiem. W przegranym walkowerem przy zielonym stoliku meczu w Bruskowie (na boisku Pogoń wygrała 5-0 – dop. red.), graliśmy pięcioma pomocnikami i biegającym z przodu Rafałem Główczewskim. Bardzo dobrze to funkcjonowało.

Chciałem porozmawiać o pomocnikach. Wydawało się, że to może być runda Krzysztofa Witkowskiego, może Grzegorza Kowalskiego. Tymczasem liderem tej formacji był 38-letni Mariusz Kalamaszek, który już myślał o piłkarskiej emeryturze.
- Prawie 40-letni zawodnik coś udowodnił tym młodszych kolegom. Od razu znalazłem z nim wspólny język. Świetnie prowadzi się na boisku i poza nim. Lider zespołu, jest w radzie drużyny. Nie wstydzę się, że najważniejsze decyzje z nim konsultuje. Jest starszy, bardziej doświadczony piłkarsko ode mnie. Często zmieniam decyzję pod wpływem rozmowy z Mariuszem. Z czasem drużyna dawała mu coraz więcej na barki, bo wiedziała, że on musi to pociągnąć, że jest mocnym punktem nie tylko w szatni, ale i na boisku. Trenerzy naszych rywali powtarzali, że trzeba jego wyłączyć z gry. Nie do końca się z tym zgadzam, nie umniejszając roli Mariusza, choć jest liderem i kreuje grę w środku.

Rafał Morawski i Sylwester Ilanz pracowali z panem w Koronie i latem sprowadził ich pan do Pogoni. Ilanz strzelił 15 goli i jest najlepszym strzelcem drużyny a Morawski z sześcioma golami jest drugi w tej klasyfikacji. Jak ocenia pan ich grę?
- Na Ilanza pracuje cały zespół. W defensywie nam nie pomaga aczkolwiek liczę na to, że zmieni to i będzie się lepiej czuł po okresie przygotowawczym. W końcówce rundy łapały go już skurcze, jak sam mówił nie niosły go nogi i czekał tylko na piłkę, żeby wykończyć skutecznie akcję. Wojsko i brak treningu odbiły się na jego formie. Zespół wiedział, że Ilanz może stać, bo zaraz strzeli gola i nam pomoże, a taki dwa razy starszy Kalamaszek zasuwa. Sylwek mówił mi w kilku meczach, że powinienem go dawno ściągnąć. Nie robiłem tego, bo zaraz coś strzeli, bo ma tę łatwość. Mówimy tu o V lidze. Rafał Morawski jest drugim strzelcem drużyny. Nie spodziewałem się, bo w Koronie tyle nie strzelał ale odkąd pamiętam, miał łatwość zdobywania bramek, a to się ceni. Strzelał gole we wszystkich letnich sparingach i to był sygnał dla mnie, by w pierwszej części sezonu wystawiać go ofensywnie. Grywał w obronie i sobie radził.

Wprowadzał pan do zespołu młodych zawodników, jak 18-letni Jakub Żmudzki, 17-letni Igor Miasnikow. Zadebiutował też Rafał Malek, Marcin Sadurski czy Michał Fudala.
- Zawsze będę stawiał na wychowanków. Mi kiedyś ktoś dał szansę jako młodemu zawodnikowi, później jako młodemu trenerowi. Niemcy zrobili badania, że najlepszy wiek dla piłkarza to 21- 23 lata. Jeśli Żmudzki chce grać w piłkę na wyższym poziomie, to za chwilę powinien być wiodącą postacią w V lidze.

Jak ocenia pan poziom gry drużyn w Słupskiej Klasie Okręgowej?
- Poziom porównywalny do gdańskiej. Jest trochę więcej chaosu, walki, zespoły są mniej poukładane pod względem taktycznym. To nie jest tak, że słupska V liga jest o wiele słabsza. W gdańskiej V lidze korzysta się z wychowanków Lechii, Arki czy Bałtyku, którzy w tych klubach liznęli trochę więcej taktyki. Takie jest moje skromne zdanie.

Jaka będzie druga runda w wykonaniu Pogoni?
- Chciałbym, żeby taka sama lub lepsza, biorąc pod uwagę statystyki. Każdy mecz będzie o awans lub dla drużyn z dołu o utrzymanie. Wielu twierdzi, że już wygraliśmy ligę ale to nie do końca tak jest. Zdarzą się dwa słabsze mecze i co? Przykład z Biesowicami (ostatni mecz w rundzie z przedostatnią drużyną wygrany skromnie 2-1 – dop. red.), gdzie usiadłem na ławce i nie byłem w stanie pomóc drużynie. Tak to wyglądało. Nikt by im nie pomógł. Całe szczęście, że ten strzał Główczewskiego wpadł, bo nie wygralibyśmy. Boje się, żebyśmy nie przegrali sami z sobą. Obawiam się, żeby moje treningi nie były za lekkie. Jesienią trenowaliśmy dużo z piłkami. Żeby nie byli nie dotrenowani z powodu tych nowinek. W okresie zimowym musimy ciężko pracować, wylać litry potu aby w czerwcu świętować awans.

 Ostatnie słowo?
- Na zakończenie chciałbym podziękować moim zawodnikom za dobrą rundę jesienną, ludziom pomagającym na co dzień w klubie i przy drużynie za nieopisaną i czasami niedocenianą pomoc, a kibicom za wsparcie i cierpliwość. Wszystkim sympatykom Pogoni życzę spokojnej zimy i do zobaczenia na stadionie już na wiosnę!

rozmawiał 16 listopada 2012r. red. Marcin Kapela