szymanski_maciej_2019_akcja_700px.jpgMaciej Szymański, defensywny pomocnik, dziś 31-letni zawodnik dołączył do drużyny Pogoni zimą 2017 roku. Podczas dwu i półrocznego pobytu w Lęborku dał się zapamiętać jako dobry zawodnik i kolega, zwracający uwagę na wspieranie naszych młodych piłkarzy. W przyszłym sezonie niestety nie zobaczymy już „Szyny” w kadrze Pogoni. Na koniec pobytu, niejako na pożegnanie zaprosiliśmy Macieja Szymańskiego do szczerej rozmowy. Polecamy!

„Doświadczenie i profesjonalizm jaki jego cechuje powinien pomóc w realizacji celu jaki stoi przed pierwszą drużyną Pogoni”. Wiesz o kim ten cytat mówi?
- Pięknie brzmi, ale nie przypominam sobie. Ale z racji tej sytuacji to zapewne o mnie? (uśmiech)

To fragment z prezentacji Twojej osoby z 8 marca 2017 roku…
- Naprawdę miłe słowa. Czyli na 3 dni przed rundą rewanżową w III lidze, przed moim oficjalnym debiutem w barwach Pogoni. Pamiętam, że była to dla mnie duża nobilitacja ze względu na powrót na wyższy szczebel rozgrywkowy. Myślałem wówczas, że to powoli zbliża się schyłek mojej piłkarskiej przygody, jednak osoby związane z Klubem zaufały mi.

Większość swojego piłkarskiego życia, bo aż 14 lat spędziłeś w Gryfie Wejherowo. Z klubem tym byłeś później związany jako trener grup młodzieżowych. Z jakimi wrażeniami odchodzisz po 2 i pół roku pobytu w Lęborku?
- Tak, zgadza się. Jestem wejherowianinem i nie ma co tu ukrywać żółto-czarnym gryfitą z krwi i kości. Jestem szczęśliwy, że poznałem w Lęborku wielu wspaniałych ludzi, fanatyków (z tej pozytywnej strony) piłkarskich, którzy dla swojego klubu zrobiliby niemal wszystko, tak jak w Wejherowie. Dlatego można było znaleźć ten wspólny element i może powód, dla którego było to aż 30 miesięcy współpracy...albo tylko, bo pozostaje olbrzymi niedosyt. Brak utrzymania w III lidze, które może w dłuższej perspektywie, ma jednak swoje plusy – lepiej dobierać zawodników i mieć równowagę pomiędzy kwestiami budżetowymi a wymaganiami ligowymi. Już teraz Zarząd i ludzie związani z Pogonią wyciągają wnioski i w mojej opinii, powoli i mozolnie, budują drużynę, wzmacniają Klub pod kątem powrotu szczebel wyżej w przeciągu najbliższych 2-3 lat. Nie ma co ukrywać, takie kluby, z tradycją, wiernymi kibicami, pięknym stadionem, i ludźmi chcącymi działać, powinny występować przynajmniej w III lidze. Wiadomo, że nie rzadko wszystko jest uzależnione od aspektu finansowego.

W swojej karierze grałeś w sumie tylko w Gryfie, krótko w Luzinie i Gniewinie i ostatnio w Lęborku. Takie przywiązanie do klubowych barw to dość rzadkie zjawisko na piłkarskim rynku…
- Na piłkarskim może i tak, ale jak dobrze wiecie, sam siebie nigdy nie przedstawiałem jako „piłkarza” (uśmiech), więc takie stwierdzenie mnie nie dotyczy. Myślę, że wartości, których nauczyli mnie rodzice, lata spędzone w Gryfie wytworzyły chęć bycia przede wszystkim dobrym człowiekiem. A na zaufanie innych ludzi trzeba sobie zapracować, potrzeba czasu, dlatego im dłuższy pobyt, tym lepiej. Żałuję oczywiście krótkich epizodów w Luzinie i Gniewinie, na które złożyły się inne aspekty, bo tam również pracują bardzo oddani ludzie. Jednak z każdej takiej przygody trzeba oczywiście wyciągnąć lekcję, patrzeć „szerzej” i w dalszej perspektywie.

Należałeś do bardzo lubianych zawodników, profesjonalnie podchodzących do swoich obowiązków. Zawsze nam imponowała Twoja obecność na meczach czy to w Lęborku czy na wyjazdach, mimo kontuzji czy pauzy za kartki. Dlaczego tak trzeba? I dlaczego wielu innych piłkarzy tak nie robi?
- Może akurat w IV lidze to nie jest wymóg, bo nie oszukujmy się, poza przyjemnością z trenowania piłki nożnej dochodzą sprawy zawodowe, rodzinne i nie zawsze można wspierać kolegów z poziomu trybun. Ja po prostu kocham ten sport, w dalszym ciągu sprawia mi przyjemność i to pod kątem praktycznym, jak i teoretycznym. Dodatkowo, szatnia piłkarska jest specyficzna, wytwarzają się dodatkowe więzi, a poza tym bardzo szanuję ludzi, z którymi przebywam, czy pracuję, dlatego samo oglądanie spotkań i późniejsza wspólna analiza też buduje relacje, atmosferę.

Swoją postawą zjednałeś sobie młodych zawodników, mówią nam o tym. Wspierasz ich, podpowiadasz na boisku. To dla Ciebie ważne? Jakie wskazówki, przekaz powiesz im na pożegnanie? Co ci młodzi ludzie muszą robić by osiągnąć w piłce sukces?
- Nie jestem żadną wyrocznią, nadal mam tylko, albo aż 31 lat, ale w piłce sukcesu żadnego nie osiągnąłem, więc ciężko wypowiadać się w tej kwestii. Po paru latach zauważam, jaką satysfakcję z oglądania spotkań posiada kibic, który utożsamia się z zawodnikami, czy to wychowankami czy ludźmi z okolic. Dlatego wydaje mi się, że podchodzę do tego naturalnie, zdroworozsądkowo i z bagażem doświadczeń z Wejherowa. Sam nigdy nie miałem zawyżonego mniemania o sobie i młodzi też to widzą, że w pierwszej kolejności jestem krytyczny wobec siebie, a dopiero później staram się zwracać uwagę, korygować błędy innych. Po tylu latach człowiek bije się w pierś, rozmyślając, ile rzeczy by zmienił z „dzisiejszym” rozumem i lepszymi warunkami do rozwoju, niż miało to miejsce ponad dekadę temu. Młodzieżowcy muszą być przede wszystkim charakterni i stuprocentowo przykładać się do każdych zajęć. To generalnie powinno cechować wszystkich, jednak jako zawodnik lokalny, zawsze gdzieś z tyłu głowy wytwarza się dodatkowa myśl, że jestem w Klubie od małego, na mecz przyjdzie, mama, tata, rodzeństwo, znajomi, a to musi wytworzyć większe pokłady energii, żeby poświęcić się za drużynę.

Czy w obecnym składzie Pogoni są młodzi zawodnicy mający „papiery na granie”?
- Oczywiście, że tak. Z nazwiskami sobie odpuśćmy, żeby później do mnie nie wydzwaniali (uśmiech). Zawodnicy są dobrze wyszkoleni technicznie i przygotowani motorycznie, wydolnościowo. Najważniejsze, żeby ich dalszy rozwój przebiegał liniowo, regularnie, aby żadna cecha przydatna do uprawiania tego sportu nie dominowała w chwili obecnej nad inną. Z pewnością wszyscy z nich są bardzo świadomi i mają „głowę na karku”.

Najlepsze wspomnienie z pobytu w Lęborku…
- Nie ma pojedynczego takiego, prawie cały okres oceniam pozytywnie. Obozy zimowe, o których chodzą przecież legendy (uśmiech)… O typowo meczowych sprawach średnio pamiętam. Doceniam przede wszystkim ludzi i w tym upatrywałbym miłych wspomnień. Praca osób z Zarządu wraz z trenerem Waldkiem, żeby Pogoń cały czas szła do przodu. Wiecznie uśmiechnięty kierownik Maciej, kapitalny kompan do rozmów trener Wiesław Kreft, kapitan Wojti, moi starzy znajomi z Wejherowa Kochan i Kosti, fenomenalny Aleks, „menedżer” (uśmiech) Ajwen, wcześniej Mario Węgliński, Greku, Laba, Janka, młodzieżowcy: Wiktorek, Blacha, Michał, Bartek, Michorek, Grzybek, Malina, Krecik a wcześniej jeszcze ikony Klubu Kłosik i Siwy, Skiba, Sadek, Maciek Szlaga, Arek Byczkowski, Mati Wesserling, Mateusz Madziąg, Słowik, Szałek i Mateusz Wachowiak – nie sposób wszystkich wymienić, ale było przyjemnością poznać albo ponownie spotkać te osoby. Relacje ludzkie to sprawy ważniejsze niż jakiekolwiek wyniki. Dlatego cieszę się, że moja osoba wzbogaciła się przez kontakty z tymi ludźmi.

Najlepszy i najgorszy mecz?
- Najlepszy – chyba wygrana w derbowym meczu ze Słupskiem u nas jesienią 2017. Najgorszy – porażka 0:3 w Toruniu z Elaną w kwietniu 2017 roku.

Z kim najlepiej Ci się grało, z kim się zaprzyjaźniłeś, na jakiej pozycji lubiłeś grać? 
- Wydaje mi się, że z każdym gracze znajdywałem wspólny język a takich książkowych przyjaźni nie uświadczyłem, bo takie zazwyczaj wywodzą się z dzieciństwa, z lat młodzieńczych. Tu mam nadzieję, że parę znajomości przetrwa próbę czasu i z pozostałymi przy okazji będę wymieniał serdeczności i przynajmniej krótką pogawędkę. Pozycja to zdecydowanie defensywny środkowy pomocnik, ale jak widać po trzydziestce też można się czegoś nauczyć i chyba z dobrym skutkiem występowałem czy to na środku czy boku obrony.

W Pogoni pracowałeś z czwórką trenerów: Walkusz, Lewandowski, Rubaj i Cieślik. Z którym trenerem było najlepiej, który dawał w kość? 
- Nie będę klasyfikował trenerów, bo każdy z nich prezentował solidne zaplecze szkoleniowe i każdy z nich był inny. Z racji tego, że z trenerem Walkuszem najdłużej współpracowaliśmy to o nim mogę powiedzieć najwięcej, ale też nic nowego, czego byście nie widzieli – przede wszystkim solidne przygotowanie biegowe, bo bez tego ani rusz w tej lidze. Można na to narzekać, komentować, ale trzeba to po prostu robić. Nie sposób też nie wspomnieć o masie ciekawostek życiowych, które trener przekazywał i tego, jakim świetnym jest facetem – potrafił załatwić niemal wszystkie sprawy pozasportowe. Z tego miejsca olbrzymie podziękowania w kierunku trenera Waldka! Szkoleniowcy Lewandowski, Rubaj, Cieślik to również kapitalni, otwarci, chętni do rozmowy ludzie! I dlatego cieszę się, że ich również poznałem. Trener Lewandowski to zawsze był niezły jajcarz, robił fenomenalną atmosferę, miał co opowiadać ze swojej kariery piłkarskiej. A do tej pory wspominamy róg ławki rezerwowych zasypany resztkami po słoneczniku :-)

Co zamierzasz robić dalej sportowo? Jak praca trenerska?
- Moim niejako wzorem od pierwszych lat „piłkarskich” był Krzysztof Jezierski, który niedawno zakończył karierę. On wprowadzał mnie do seniorskiej szatni, chciałem iść jego śladem i przynajmniej do 40-stki jeszcze się tą piłką „pobawić”. Zdecydowanie wróciła do mnie werwa i większa chęć pracy, która może odrobinę ostatnio opadła w związku z dużymi zmianami w życiu prywatnym. Dlatego chciałbym tą energię spożytkować w nadchodzącym sezonie, a dopiero później powrócić do trenowania młodzieży, od którego robię sobie teraz „mały urlop”.

Plany zawodowe? Wiemy, że w tych prywatnych wiele się ostatnio zmieniło… 
- Zawodowo na chwilę obecną spełniam się w branży IT, jako młodszy inżynier ds. oprogramowania i w związku z tym chciałbym piąć się po kolejnych szczeblach tej drabinki i chłonąć tą obszerną, ciągle zmieniającą się wiedzę. Na początku lipca W KOŃCU nastąpiła najważniejsza i najbardziej szczęśliwa chwila w moim życiu (już słyszę głosy niektórych chłopaków z szatni) i zmieniłem stan cywilny. Z tego powodu jesienią chcemy udać się razem z Anią w dłuższą podróż do Azji.

Chcesz coś powiedzieć społeczności Pogoni Lębork na pożegnanie?
- Przede wszystkim życzę, żeby każdemu dopisywało zdrowie – zawodnikom, żeby jak najdłużej mogli uprawiać ten sport i z Pogonią wygrywać, kibicom, żeby mogli przychodzić na stadion i wspierać poczynania graczy i z dumą mówić o przywiązaniu do tej drużyny, a działaczom, żeby po tym całym zamieszaniu, jakie wiąże się z funkcjonowaniem Klubu, odnajdywali spokój a później satysfakcję z osiąganych celów.

My także życzymy zdrowia, wszak do 40-tki na boisku jeszcze bardzo daleko :-) Dziękujemy za wszystko i powodzenia!

szymanski_maciej_2019_akcja_700px.jpg