Kapitan
pierwszej drużyny Pogoni z ponad 6-letnim stażem, trener drużyny
juniorów młodszych i piłkarz o ciekawej przeszłości z meczem w
Ekstraklasie na koncie. Zapraszamy do długiej rozmowy z Wojciechem Musułą.
Rozmawiamy w przedziwnym okresie epidemii. Wywróciła ona do góry
nogami nasze życie w tym te sportowe w Klubie. Zawieszone treningi,
rozgrywki. Jaki wpływ tak długa przerwa może mieć na sportową
dyspozycję, kontuzje? Na ile zawodnicy sami są w stanie utrzymać
kondycję? Jak to robi nasz kapitan pierwszej drużyny?
- Niestety obawiam się, że czeka nas dłuższa przerwa, nie wiadomo nawet
jakie decyzje zapadną odnośnie dokończenia rundy, kompletny paraliż. No,
ale wiadomo są rzeczy ważne i ważniejsze i teraz liczy się tylko to aby
się uporać z pandemią. Nie ma co ukrywać dyspozycja sportowa spadnie na
pewno, pytanie jak bardzo? Wiele zależy od zawodników. Jeżeli wykonają
pracę zaleconą przez trenera to nie będzie tak źle, wszystko odnosi się
do świadomości i podejścia. Moi zawodnicy z juniora „B” dostali
prezentację w której znajduje się plan treningowy, na razie na 2
tygodnie. Są zajęcia z piłką w warunkach domowych, motoryka, siła,
zadania teoretyczne jak czytanie artykułów czy analiza meczu pod kątem
swoich pozycji. Mamy wspólnego maila założonego na tę okoliczność i tam
chłopaki wysyłają swoje prace oraz filmiki z zajęć. Jeżeli chodzi o
mnie to od sportu jestem uzależniony więc nie potrafię długo siedzieć
bezczynnie – sam więc korzystam z prezentacji i niektórych zadań, ale
naturalnie stosuję trochę inne obciążenia.
Niedawno „delikatnie świętowaliśmy” jubileusz 6-lecia gry w Pogoni
Wojciecha Musuły. Może warto powrócić do początku? Jak to się stało, że
warszawiak trafił do Polonii?
- Zacznijmy od tego, że moim Klubem macierzystym jest Przyszłość Włochy,
to tam stawiałem pierwsze kroki z piłką nożną. O ile dobrze pamiętam
miałem wtedy 9 lat. Do Polonii trafiłem w wieku 11 lat. Zadzwonili „do
mnie”, a konkretnie do Taty, że chcieliby mnie zaprosić na dany okres
treningów aby mi się bliżej przyjrzeć. W tamtych czasach Polonia
gromadziła tych najbardziej wyróżniających chłopaków i miała bardzo
dobry, jak nie najlepszy system szkolenia grup młodzieżowych. To na tym
etapie kształtuje się najważniejsze umiejętności. Długo się nie
zastanawiałem, decyzja zapadła od razu. Zresztą można spojrzeć w
historię, roczniki od 80 do 83-84 zawsze osiągały dobre wyniki, również
w piłce międzynarodowej na wszelkiego rodzaju Turniejach czy to we
Francji czy Dani, gdzie potrafiło się tam spotykać około 100 drużyn z
całego świata. Polonia zawsze była w czołówce. Nie mógł to być
przypadek.
Data 4 maja 2003 roku to pewnie jedna z ważniejszych dat w Twojej
piłkarskiej karierze. Zadebiutowałeś wtedy w Ekstraklasie i to od razu w
derbach Warszawy Polonia - Legia. Jak ten mecz wyglądał, dlaczego nie
było ciągu dalszego?
- Mecz jak mecz :-) Osobiście żałuję, że nie odbył się na
Łazienkowskiej, chociaż kibiców Legii było sporo, nie brakowało też
moich kolegów z osiedla. Dla mnie niesamowita pamiątka, stanąłem
naprzeciw konkretnych zawodników, reprezentantów Polski i nie tylko. W
drużynie Legii wystąpił wtedy m.in. Artur Boruc, Marek Jóźwiak, Jacek
Magiera, Łukasz Surma, Aleksander Vuković, Cezary Kucharski, Stanko
Svitlica czy Marek Saganowski. Wystąpiłem na prawej obronie, a eksperci
ocenili mój występ jako bardzo poprawny. Wiadomo stres był, ale nie
paraliżujący. W drugiej połowie już w ogóle go nie odczuwałem, wręcz
przeciwnie cieszyłem się, że jestem tu, gdzie jestem. Jak każdy młody
zawodnik mam swoje grzeszki na karku, nie postawiłem sobie priorytetów
tak jak powinienem i teraz jako dojrzały zawodnik jestem tego świadomy.
Pretensji do siebie nie mam, ale mogłem dać z siebie więcej.
Polonię zamieniłeś potem na inne drużyny. Co było tego powodem?
- Widząc, że jako wychowanek nie jestem brany pod uwagę w dalszym
rozwoju w Polonii i zbyt wiele grania mnie nie czeka, postanowiłem
odejść. Trafiłem wtedy do III-ligowego Znicza Pruszków. Dobry ruch,
wywalczyłem sobie miejsce i regularnie grałem. Po dobrej rundzie zgłosił
się po mnie zespół II-ligowy Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Taka
ciekawostka, że będąc w Świcie, skontaktował się ze mną Piast Gliwice, a
dokładnie trener Jacek Zieliński. Nagle słyszę, że zapraszają mnie na
rozmowę na zgrupowanie do Niemiec, gdzie akurat przebywali i że mam
zabrać od razu sprzęt bo na pewno się dogadamy :-) Piast wtedy awansował
do Ekstraklasy. Nie zdecydowałem się na ten ruch. Kto wie co by było
dalej… Po graniu w Świcie był Górnik Łęczna (II i I liga), ponownie
Znicz Pruszków (I liga), Świt NDM (II liga) i… Bałtyk Gdynia. Po Bałtyku
rok przerwy. A później była już Pogoń.
Jaka była rola ojca, także piłkarza w kształtowaniu Twojej
piłkarskiej przygody? W ostatnich latach angażuje się on m.in. w letnie
czy zimowe obozy juniorów Pogoni.
- Dziś mogę to napisać jako tata. Każdy ojciec przeszedł swoją drogę
upadków i wzlotów, naturalnie pragnie się aby potomstwo nie popełniało
tych samych błędów. Mój Tata Włodzimierz grał bardzo długo w piłkę w
Agrykoli Warszawa, Polonii Warszawa czy stołecznym Hutniku. Był moment,
że zainteresowała się nim Legia Warszawa i ściągnęli go nawet do wojska.
Miał również propozycję wyjazdu do Australii, ale ze względu na rodzinę
nie zdecydował się na taki ruch. Jako zawodnik prowadzili go m.in.
trenerzy Masztaler, Zamilski czy Engel. W drużynie oldboyów Polonii
Warszawa grał do 53 roku życia. Dlatego był dla mnie wzorem. Starał się
mnie wspierać, doradzał, po meczach przekazywał swój punkt widzenia.
Niekiedy był bardzo surowy i krytyczny wskazując i oceniając błędy, ale
pochwały też były także balans zachowany :-) Czasami trzeba się samemu
sparzyć, ponieść konsekwencje, żeby coś zrozumieć i później tylko
kwestia tego czy wyciąga się wnioski. Innej drogi nie widzę. Do dzisiaj
dużo rozmawiamy, doradzam się Taty i proszę o opinie… Często przyjeżdża
na mecze juniorów oraz moje. Regularnie bierze udział w zgrupowaniach
juniorów i pomaga mi w opiece oraz treningach. Korzystam z Jego
ogromnego doświadczenia.
Jak trafiłeś na Pomorze do Bałtyku. Skąd pomysł na Pogoń Lębork?
- Przeprowadziłem się na Pomorze ze względów prywatnych i postanowiłem
by trenować w Gdyni na co przystał Bałtyk. Po dwóch tygodniach treningów
oraz zgrupowaniu, doszliśmy do porozumienia i zostałem w zespole.
Następnie jak wspomniałem miałem roczny rozbrat z piłką przez kontuzję i
wtedy nie planowałem już powrotu do zawodu. Miałem co robić, ale plany
to jedno, życie to drugie. Tak się potoczyły sprawy prywatne, że
wróciłem do piłki. Na Pogoń Lębork namówił mnie Arek Byczkowski.
Co sobie pomyślałeś przyjeżdżając po raz pierwszy na trening do Lęborka?
- Szczerze cieszyłem się wewnątrz, że jadę na trening. Jedyne czym się
trochę martwiłem to stanem zdrowia. Po kontuzji i zabiegu nie
zdecydowałem się na rehabilitację, zatem nie miałem pojęcia czy zdrowie
pozwoli mi na granie. Na szczęście obyło się bez przeszkód.
Najlepszy i najgorszy moment w okresie 6 lat pobytu w Pogoni?
- Jest kilka takich ale postaram się wybrać. Zacznę od najgorszego, bo
tutaj nie mam wątpliwości – był to spadek sportowy z III-ligi.
Najlepsze muszę wybrać dwa. Pierwszy moment kiedy jako trener szkolący
młodych zawodników, doczekałem się debiutów niektórych z nich w
pierwszym zespole i wierzę, że to nie koniec, ponieważ widzę jak część z
nich naprawdę o to walczy! I dodatkowym smaczkiem jest tu dla mnie
możliwość wspólnej gry z wychowankami w meczach mistrzowskich. Drugi
taki najlepszy moment to awans sportowy do III ligi. Świetnie wspominam
ten okres.
Ulubieni koledzy z zespołu?
- Jestem daleki od dzielenia kolegów na tych ulubionych. Naturalnym
oczywiście jest, że w szatni z jednym rozmawia się mniej, z drugim
więcej. W chwili obecnej mogę śmiało powiedzieć, że mamy wszyscy między
sobą dobre i poprawne stosunki. Niemniej jednak najwięcej czasu, również
prywatnie spędzam z Adrianem Kochankiem, Przemkiem Kostuchem czy
Łukaszem Kwaśnikiem.
Pozycja na boisku. Etatowy środkowy obrońca coraz częściej przesuwany
jest do przodu jako defensywny pomocnik. W Lipuszu dało to Pogoni dwa
gole. Lubisz tę pozycję? Faktycznie jest lepsza dla zespołu?
- Podczas wielu lat grania moją pozycją na boisku był głównie boczny
obrońca, w Pogoni był to środek obrony. Teraz zdarza się, że gram w
pomocy i na chwilę obecną uważam, że zdaje to egzamin i jest z korzyścią
dla zespołu. Podoba mi się takie rozwiązanie, a już w szczególności jak
mam obok zawodnika, który ma więcej zadań defensywnych, ponieważ wtedy
mogę więcej pomyśleć o udziale w akcjach ofensywnych.
Od wielu lat nosisz opaskę kapitana. W praktyce jakie daje to przywileje, a jakie obowiązki?
- Pogoń nie jest pierwszym Klubem w którym noszę opaskę kapitana.
Natomiast bycie kapitanem uważam za duże wyróżnienie jak również
odpowiedzialność. Kapitan jest poniekąd twarzą zespołu, sam daje
przykład swoją postawą, opiekuje się młodzieżą, może być również
łącznikiem na linii Trener - Drużyna czy Drużyna - Zarząd. Dba o dobra
atmosferę i integrację drużyny :-)
Nie ma co ukrywać, że jesteś coraz starszy. Jak udaje Ci się zachować kondycję, ile planujesz jeszcze grać?
- Naprawdę? Nie odczuwam ;-) Plany, planami, a życie życiem. Żona dba o
moją kondycję oraz Syn, nie da się przy nich lenić. A tak na serio to
nie zastanawiam się nad tym „ile”, po prostu mam świadomość, że kiedyś
się to skończy i teraz korzystam z tego, że jeszcze zdrowia nie brakuje i
daję radę. Przez tyle lat grania zawodowo wyrobiłem sobie pewne nawyki i
do dzisiaj mi towarzyszą: dobry sen, chociaż przy dziecku bywa różnie,
zdrowe odżywianie oraz koniecznie odnowa biologiczna z której korzystam
minimum raz w tygodniu.
Praktycznie od początku pobytu w Pogoni prowadzisz zespół juniorów. Jak to się rozpoczęło?
- To prawda. Przychodząc do Pogoni już na pierwszym spotkaniu z Zarządem
wyraziłem chęć prowadzenia grupy młodzieżowej i cieszę się, że Klub
bardzo szybko dał mi taką możliwość.
Drużynę rocznika 2003/2004 prowadzisz od początku jej istnienia, czyli już od 6 lat. To dobrze?
- Odpowiem trochę wymijająco, to zależy. Z jednej strony obecne
tendencje są takie aby trener specjalizował się w prowadzeniu danej
kategorii wiekowej i przekazywał drużynę dalej. Z drugiej zaś nie
wszystkie Kluby są w stanie to praktykować choć wiem, że Pogoń Lębork ma
w planach wdrożenie takiego szkolenia. Nie mniej jednak na chwilę
obecną prowadzę zespół od początku jego zawiązania. Przeszedłem drogę
szkoleniową na wszystkich etapach co dało mi ogromne doświadczenie i
jako młodemu trenerowi pozwoliło doświadczyć pracy w każdej kategorii
wiekowej.
W ostatnich latach regularnie podnosiłeś trenerskie uprawnienia mając
dziś certyfikat UEFA „A”. Co dają te uprawnienia. Jak się różnią
treningi, praca z młodzieżą w porównaniu z tym w czym sam uczestniczyłeś
jako młody chłopak, piłkarz?
- Przede wszystkim te uprawnienia dają mi możliwość prowadzenia drużyn
seniorskich do III ligi włącznie. Jak już wspominałem wyszedłem spod
opieki szkoleniowej Polonii Warszawa i to szkolenie było na bardzo
dobrym poziomie. Dość sporo z tego pamiętałem i korzystałem. Praca z
młodzieżą to ogromna odpowiedzialność, bo tam się kształtuje fundamenty
bez których później ciężko przyswajać kolejną wiedzę, a i pewnych cech
się zwyczajnie nie da nadrobić. Co do zmian to jest tego trochę ale
głównie idzie się w kierunku większej intensywności treningu, dużo mniej
jest ćwiczeń wyizolowanych, a większość zadań opiera się na zbliżonych
warunkach meczowych.
Problemem wielu klubów, nie tylko piłkarskich jest odchodzenie od
sportów młodzieży w wieku 15-18 lat. Co robić by utrzymać ich w sporcie.
Jak to wygląda w Pogoni?
- Jako trener mogę ich szkolić i starać się inspirować, myślę że na
chwilę obecną, aż tak źle to nie wygląda. Każdy Klub ma takie same
bolączki z rezygnującą ze sportu młodzieżą. Sami przez tyle lat
doświadczyliśmy sytuacji, że dobrze zapowiadający się zawodnik, z dnia
na dzień przychodzi i rezygnuje z grania. Było takich sytuacji sporo,
nikomu nie zamykaliśmy drzwi i zdarzały się dzięki temu również i
powroty. Przychodzi wiek gdzie trzeba zacząć myśleć poważnie, wybierać
kierunek w życiu, a i pojawiają się też naturalne naciski w domu. Ja bym
zaczął od edukowania rodziców, żeby na linii trener - rodzic było
wzajemne wsparcie. Uważam, że jest to niezwykle ważne i łatwiej w ten
sposób dotrzeć do młodego zawodnika. Mam piłkarza 4, 5 razy w tygodniu
po 2 godziny mówię mu ‘’A’’, a po powrocie do domu słyszy ‘’B”. Kogo
posłucha? Trenera? Na szczęście z większością rodziców mam dobry
kontakt i niejednokrotnie rozwiązywaliśmy wspólne problemy. Takie
wsparcie jest nieocenione. Nie widzę złotego środka tym bardziej, że
każdy Klub ma różne możliwości, również finansowe, które mają spore
znaczenie. I tak samo jak Klub, trenerzy powinni się rozwijać tak
zawodnicy rozumieć, że nie ma nic za darmo, chcesz mieć lepiej to
zapracuj na to. Cierpliwość i konsekwencja dla mnie są tu kluczowe.
Sami jesteśmy świadkami tego, że odeszli od nas zawodnicy bo ktoś im
naobiecywał gruszek, a po kilku miesiącach są znowu z nami.
Najważniejsze, że są bogatsi o takie doświadczenie i teraz niech
cierpliwie i wytrwale trenują.
Zimą ruszyło intensywne wdrażanie chłopców z roczników 2003/2004 w
seniorską piłkę. Który z tych młodych piłkarzy ma największe szanse? Co
muszą zrobić by na dłużej zakotwiczyć w dorosłej piłce na poziomie
przynajmniej 4 czy 3 ligi?
- Nie zdecyduję się na wymienianie nazwisk. Mamy z Kamilem - Trenerem
Asystentem swoich faworytów, którzy własną postawą na to zapracowali.
Ich umiejętności zdążył już nieco poznać Trener Walkusz i jesteśmy
zgodni – jest wśród młodzieżowców wielu ciekawych chłopaków i drzemie w
nich niesamowity potencjał, ale… Piłka nożna jest bardzo
nieprzewidywalna i dokładnie tak samo jest z zawodnikami na poziomie
juniorskim. Po 3, 4 miesiącach wszystko może się zmienić. Szkolimy,
kibicujemy i wspieramy każdego piłkarza z naszego Klubu. Oczywiście nie
ma co się czarować i w piłce zaistnieje kilku, tak było i jest na całym
świecie. Nic się nie zmieniło, podejście, wyrzeczenia, poświęcenie,
ciężka praca… i można by tak wymieniać. W pewnym momencie trzeba
uświadomić sobie, że piłka, która może być pięknym zawodem i przygodą to
jednak ogrom poświęcenia. Im szybciej jesteś tego świadomy i na to
gotowy to możesz się skupić na ciężkiej pracy i nie zaprzątać sobie
głowy głupotami. Nie każdy jest na to gotowy mając wokół mnóstwo pokus.
Osobiście czasami boli mnie to, że młodzi zawodnicy mając dzisiaj taki
dostęp do wiedzy, bardzo mało z tego korzystają sami z siebie. Za mało
walczą o siebie i marzenia. Przeszedłem tę drogę od podstaw. Przychodzi
mi do głowy myśl, że zostaną najwytrwalsi i niezłomni, jak wszędzie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Janusz Pomorski – www.pogon.lebork.pl