musula_wojciech_maj_2016_600px.jpgKapitan pierwszej drużyny Pogoni z ponad 6-letnim stażem, trener drużyny juniorów młodszych i piłkarz o ciekawej przeszłości z meczem w Ekstraklasie na koncie. Zapraszamy do długiej rozmowy z Wojciechem Musułą.

Rozmawiamy w przedziwnym okresie epidemii. Wywróciła ona do góry nogami nasze życie w tym te sportowe w Klubie. Zawieszone treningi, rozgrywki. Jaki wpływ tak długa przerwa może mieć na sportową dyspozycję, kontuzje? Na ile zawodnicy sami są w stanie utrzymać kondycję? Jak to robi nasz kapitan pierwszej drużyny?
- Niestety obawiam się, że czeka nas dłuższa przerwa, nie wiadomo nawet jakie decyzje zapadną odnośnie dokończenia rundy, kompletny paraliż. No, ale wiadomo są rzeczy ważne i ważniejsze i teraz liczy się tylko to aby się uporać z pandemią. Nie ma co ukrywać dyspozycja sportowa spadnie na pewno, pytanie jak bardzo? Wiele zależy od zawodników. Jeżeli wykonają pracę zaleconą przez trenera to nie będzie tak źle, wszystko odnosi się do świadomości i podejścia. Moi zawodnicy z juniora „B” dostali prezentację w której znajduje się plan treningowy, na razie na 2 tygodnie. Są zajęcia z piłką w warunkach domowych, motoryka, siła, zadania teoretyczne jak czytanie artykułów czy analiza meczu pod kątem swoich pozycji. Mamy wspólnego maila założonego na tę okoliczność i tam chłopaki wysyłają swoje prace oraz filmiki z zajęć. Jeżeli chodzi o mnie to od sportu jestem uzależniony więc nie potrafię długo siedzieć bezczynnie – sam więc korzystam z prezentacji i niektórych zadań, ale naturalnie stosuję trochę inne obciążenia.

Niedawno „delikatnie świętowaliśmy” jubileusz 6-lecia gry w Pogoni Wojciecha Musuły. Może warto powrócić do początku? Jak to się stało, że warszawiak trafił do Polonii?
- Zacznijmy od tego, że moim Klubem macierzystym jest Przyszłość Włochy, to tam stawiałem pierwsze kroki z piłką nożną. O ile dobrze pamiętam miałem wtedy 9 lat. Do Polonii trafiłem w wieku 11 lat. Zadzwonili „do mnie”, a konkretnie do Taty, że chcieliby mnie zaprosić na dany okres treningów aby mi się bliżej przyjrzeć. W tamtych czasach Polonia gromadziła tych najbardziej wyróżniających chłopaków i miała bardzo dobry, jak nie najlepszy system szkolenia grup młodzieżowych. To na tym etapie kształtuje się najważniejsze umiejętności. Długo się nie zastanawiałem, decyzja zapadła od razu. Zresztą można spojrzeć w historię, roczniki od 80 do 83-84 zawsze osiągały dobre wyniki, również w piłce międzynarodowej na wszelkiego rodzaju Turniejach czy to we Francji czy Dani, gdzie potrafiło się tam spotykać około 100 drużyn z całego świata. Polonia zawsze była w czołówce. Nie mógł to być przypadek.

Data 4 maja 2003 roku to pewnie jedna z ważniejszych dat w Twojej piłkarskiej karierze. Zadebiutowałeś wtedy w Ekstraklasie i to od razu w derbach Warszawy Polonia - Legia. Jak ten mecz wyglądał, dlaczego nie było ciągu dalszego?
- Mecz jak mecz :-) Osobiście żałuję, że nie odbył się na Łazienkowskiej, chociaż kibiców Legii było sporo, nie brakowało też moich kolegów z osiedla. Dla mnie niesamowita pamiątka, stanąłem naprzeciw konkretnych zawodników, reprezentantów Polski i nie tylko. W drużynie Legii wystąpił wtedy m.in. Artur Boruc, Marek Jóźwiak, Jacek Magiera, Łukasz Surma, Aleksander Vuković, Cezary Kucharski, Stanko Svitlica czy Marek Saganowski. Wystąpiłem na prawej obronie, a eksperci ocenili mój występ jako bardzo poprawny. Wiadomo stres był, ale nie paraliżujący. W drugiej połowie już w ogóle go nie odczuwałem, wręcz przeciwnie cieszyłem się, że jestem tu, gdzie jestem. Jak każdy młody zawodnik mam swoje grzeszki na karku, nie postawiłem sobie priorytetów tak jak powinienem i teraz jako dojrzały zawodnik jestem tego świadomy. Pretensji do siebie nie mam, ale mogłem dać z siebie więcej.

Polonię zamieniłeś potem na inne drużyny. Co było tego powodem?
- Widząc, że jako wychowanek nie jestem brany pod uwagę w dalszym rozwoju w Polonii i zbyt wiele grania mnie nie czeka, postanowiłem odejść. Trafiłem wtedy do III-ligowego Znicza Pruszków. Dobry ruch, wywalczyłem sobie miejsce i regularnie grałem. Po dobrej rundzie zgłosił się po mnie zespół II-ligowy Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Taka ciekawostka, że będąc w Świcie, skontaktował się ze mną Piast Gliwice, a dokładnie trener Jacek Zieliński. Nagle słyszę, że zapraszają mnie na rozmowę na zgrupowanie do Niemiec, gdzie akurat przebywali i że mam zabrać od razu sprzęt bo na pewno się dogadamy :-) Piast wtedy awansował do Ekstraklasy. Nie zdecydowałem się na ten ruch. Kto wie co by było dalej… Po graniu w Świcie był Górnik Łęczna (II i I liga), ponownie Znicz Pruszków (I liga), Świt NDM (II liga) i… Bałtyk Gdynia. Po Bałtyku rok przerwy. A później była już Pogoń.

Jaka była rola ojca, także piłkarza w kształtowaniu Twojej piłkarskiej przygody? W ostatnich latach angażuje się on m.in. w letnie czy zimowe obozy juniorów Pogoni.
- Dziś mogę to napisać jako tata. Każdy ojciec przeszedł swoją drogę upadków i wzlotów, naturalnie pragnie się aby potomstwo nie popełniało tych samych błędów. Mój Tata Włodzimierz grał bardzo długo w piłkę w Agrykoli Warszawa, Polonii Warszawa czy stołecznym Hutniku. Był moment, że zainteresowała się nim Legia Warszawa i ściągnęli go nawet do wojska. Miał również propozycję wyjazdu do Australii, ale ze względu na rodzinę nie zdecydował się na taki ruch. Jako zawodnik prowadzili go m.in. trenerzy Masztaler, Zamilski czy Engel. W drużynie oldboyów Polonii Warszawa grał do 53 roku życia. Dlatego był dla mnie wzorem. Starał się mnie wspierać, doradzał, po meczach przekazywał swój punkt widzenia. Niekiedy był bardzo surowy i krytyczny wskazując i oceniając błędy, ale pochwały też były także balans zachowany :-) Czasami trzeba się samemu sparzyć, ponieść konsekwencje, żeby coś zrozumieć i później tylko kwestia tego czy wyciąga się wnioski. Innej drogi nie widzę. Do dzisiaj dużo rozmawiamy, doradzam się Taty i proszę o opinie… Często przyjeżdża na mecze juniorów oraz moje. Regularnie bierze udział w zgrupowaniach juniorów i pomaga mi w opiece oraz treningach. Korzystam z Jego ogromnego doświadczenia.

Jak trafiłeś na Pomorze do Bałtyku. Skąd pomysł na Pogoń Lębork?
- Przeprowadziłem się na Pomorze ze względów prywatnych i postanowiłem by trenować w Gdyni na co przystał Bałtyk. Po dwóch tygodniach treningów oraz zgrupowaniu, doszliśmy do porozumienia i zostałem w zespole. Następnie jak wspomniałem miałem roczny rozbrat z piłką przez kontuzję i wtedy nie planowałem już powrotu do zawodu. Miałem co robić, ale plany to jedno, życie to drugie. Tak się potoczyły sprawy prywatne, że wróciłem do piłki. Na Pogoń Lębork namówił mnie Arek Byczkowski.

Co sobie pomyślałeś przyjeżdżając po raz pierwszy na trening do Lęborka?
- Szczerze cieszyłem się wewnątrz, że jadę na trening. Jedyne czym się trochę martwiłem to stanem zdrowia. Po kontuzji i zabiegu nie zdecydowałem się na rehabilitację, zatem nie miałem pojęcia czy zdrowie pozwoli mi na granie. Na szczęście obyło się bez przeszkód. Najlepszy i najgorszy moment w okresie 6 lat pobytu w Pogoni? - Jest kilka takich ale postaram się wybrać. Zacznę od najgorszego, bo tutaj nie mam wątpliwości – był to spadek sportowy z III-ligi. Najlepsze muszę wybrać dwa. Pierwszy moment kiedy jako trener szkolący młodych zawodników, doczekałem się debiutów niektórych z nich w pierwszym zespole i wierzę, że to nie koniec, ponieważ widzę jak część z nich naprawdę o to walczy! I dodatkowym smaczkiem jest tu dla mnie możliwość wspólnej gry z wychowankami w meczach mistrzowskich. Drugi taki najlepszy moment to awans sportowy do III ligi. Świetnie wspominam ten okres.

Ulubieni koledzy z zespołu?
- Jestem daleki od dzielenia kolegów na tych ulubionych. Naturalnym oczywiście jest, że w szatni z jednym rozmawia się mniej, z drugim więcej. W chwili obecnej mogę śmiało powiedzieć, że mamy wszyscy między sobą dobre i poprawne stosunki. Niemniej jednak najwięcej czasu, również prywatnie spędzam z Adrianem Kochankiem, Przemkiem Kostuchem czy Łukaszem Kwaśnikiem.

Pozycja na boisku. Etatowy środkowy obrońca coraz częściej przesuwany jest do przodu jako defensywny pomocnik. W Lipuszu dało to Pogoni dwa gole. Lubisz tę pozycję? Faktycznie jest lepsza dla zespołu?
- Podczas wielu lat grania moją pozycją na boisku był głównie boczny obrońca, w Pogoni był to środek obrony. Teraz zdarza się, że gram w pomocy i na chwilę obecną uważam, że zdaje to egzamin i jest z korzyścią dla zespołu. Podoba mi się takie rozwiązanie, a już w szczególności jak mam obok zawodnika, który ma więcej zadań defensywnych, ponieważ wtedy mogę więcej pomyśleć o udziale w akcjach ofensywnych.

Od wielu lat nosisz opaskę kapitana. W praktyce jakie daje to przywileje, a jakie obowiązki?
- Pogoń nie jest pierwszym Klubem w którym noszę opaskę kapitana. Natomiast bycie kapitanem uważam za duże wyróżnienie jak również odpowiedzialność. Kapitan jest poniekąd twarzą zespołu, sam daje przykład swoją postawą, opiekuje się młodzieżą, może być również łącznikiem na linii Trener - Drużyna czy Drużyna - Zarząd. Dba o dobra atmosferę i integrację drużyny :-)

Nie ma co ukrywać, że jesteś coraz starszy. Jak udaje Ci się zachować kondycję, ile planujesz jeszcze grać?
- Naprawdę? Nie odczuwam ;-) Plany, planami, a życie życiem. Żona dba o moją kondycję oraz Syn, nie da się przy nich lenić. A tak na serio to nie zastanawiam się nad tym „ile”, po prostu mam świadomość, że kiedyś się to skończy i teraz korzystam z tego, że jeszcze zdrowia nie brakuje i daję radę. Przez tyle lat grania zawodowo wyrobiłem sobie pewne nawyki i do dzisiaj mi towarzyszą: dobry sen, chociaż przy dziecku bywa różnie, zdrowe odżywianie oraz koniecznie odnowa biologiczna z której korzystam minimum raz w tygodniu.

Praktycznie od początku pobytu w Pogoni prowadzisz zespół juniorów. Jak to się rozpoczęło?
- To prawda. Przychodząc do Pogoni już na pierwszym spotkaniu z Zarządem wyraziłem chęć prowadzenia grupy młodzieżowej i cieszę się, że Klub bardzo szybko dał mi taką możliwość.

Drużynę rocznika 2003/2004 prowadzisz od początku jej istnienia, czyli już od 6 lat. To dobrze?
- Odpowiem trochę wymijająco, to zależy. Z jednej strony obecne tendencje są takie aby trener specjalizował się w prowadzeniu danej kategorii wiekowej i przekazywał drużynę dalej. Z drugiej zaś nie wszystkie Kluby są w stanie to praktykować choć wiem, że Pogoń Lębork ma w planach wdrożenie takiego szkolenia. Nie mniej jednak na chwilę obecną prowadzę zespół od początku jego zawiązania. Przeszedłem drogę szkoleniową na wszystkich etapach co dało mi ogromne doświadczenie i jako młodemu trenerowi pozwoliło doświadczyć pracy w każdej kategorii wiekowej.

W ostatnich latach regularnie podnosiłeś trenerskie uprawnienia mając dziś certyfikat UEFA „A”. Co dają te uprawnienia. Jak się różnią treningi, praca z młodzieżą w porównaniu z tym w czym sam uczestniczyłeś jako młody chłopak, piłkarz?
- Przede wszystkim te uprawnienia dają mi możliwość prowadzenia drużyn seniorskich do III ligi włącznie. Jak już wspominałem wyszedłem spod opieki szkoleniowej Polonii Warszawa i to szkolenie było na bardzo dobrym poziomie. Dość sporo z tego pamiętałem i korzystałem. Praca z młodzieżą to ogromna odpowiedzialność, bo tam się kształtuje fundamenty bez których później ciężko przyswajać kolejną wiedzę, a i pewnych cech się zwyczajnie nie da nadrobić. Co do zmian to jest tego trochę ale głównie idzie się w kierunku większej intensywności treningu, dużo mniej jest ćwiczeń wyizolowanych, a większość zadań opiera się na zbliżonych warunkach meczowych.

Problemem wielu klubów, nie tylko piłkarskich jest odchodzenie od sportów młodzieży w wieku 15-18 lat. Co robić by utrzymać ich w sporcie. Jak to wygląda w Pogoni?
- Jako trener mogę ich szkolić i starać się inspirować, myślę że na chwilę obecną, aż tak źle to nie wygląda. Każdy Klub ma takie same bolączki z rezygnującą ze sportu młodzieżą. Sami przez tyle lat doświadczyliśmy sytuacji, że dobrze zapowiadający się zawodnik, z dnia na dzień przychodzi i rezygnuje z grania. Było takich sytuacji sporo, nikomu nie zamykaliśmy drzwi i zdarzały się dzięki temu również i powroty. Przychodzi wiek gdzie trzeba zacząć myśleć poważnie, wybierać kierunek w życiu, a i pojawiają się też naturalne naciski w domu. Ja bym zaczął od edukowania rodziców, żeby na linii trener - rodzic było wzajemne wsparcie. Uważam, że jest to niezwykle ważne i łatwiej w ten sposób dotrzeć do młodego zawodnika. Mam piłkarza 4, 5 razy w tygodniu po 2 godziny mówię mu ‘’A’’, a po powrocie do domu słyszy ‘’B”. Kogo posłucha? Trenera? Na szczęście z większością rodziców mam dobry kontakt i niejednokrotnie rozwiązywaliśmy wspólne problemy. Takie wsparcie jest nieocenione. Nie widzę złotego środka tym bardziej, że każdy Klub ma różne możliwości, również finansowe, które mają spore znaczenie. I tak samo jak Klub, trenerzy powinni się rozwijać tak zawodnicy rozumieć, że nie ma nic za darmo, chcesz mieć lepiej to zapracuj na to. Cierpliwość i konsekwencja dla mnie są tu kluczowe. Sami jesteśmy świadkami tego, że odeszli od nas zawodnicy bo ktoś im naobiecywał gruszek, a po kilku miesiącach są znowu z nami. Najważniejsze, że są bogatsi o takie doświadczenie i teraz niech cierpliwie i wytrwale trenują.

Zimą ruszyło intensywne wdrażanie chłopców z roczników 2003/2004 w seniorską piłkę. Który z tych młodych piłkarzy ma największe szanse? Co muszą zrobić by na dłużej zakotwiczyć w dorosłej piłce na poziomie przynajmniej 4 czy 3 ligi?
- Nie zdecyduję się na wymienianie nazwisk. Mamy z Kamilem - Trenerem Asystentem swoich faworytów, którzy własną postawą na to zapracowali. Ich umiejętności zdążył już nieco poznać Trener Walkusz i jesteśmy zgodni – jest wśród młodzieżowców wielu ciekawych chłopaków i drzemie w nich niesamowity potencjał, ale… Piłka nożna jest bardzo nieprzewidywalna i dokładnie tak samo jest z zawodnikami na poziomie juniorskim. Po 3, 4 miesiącach wszystko może się zmienić. Szkolimy, kibicujemy i wspieramy każdego piłkarza z naszego Klubu. Oczywiście nie ma co się czarować i w piłce zaistnieje kilku, tak było i jest na całym świecie. Nic się nie zmieniło, podejście, wyrzeczenia, poświęcenie, ciężka praca… i można by tak wymieniać. W pewnym momencie trzeba uświadomić sobie, że piłka, która może być pięknym zawodem i przygodą to jednak ogrom poświęcenia. Im szybciej jesteś tego świadomy i na to gotowy to możesz się skupić na ciężkiej pracy i nie zaprzątać sobie głowy głupotami. Nie każdy jest na to gotowy mając wokół mnóstwo pokus. Osobiście czasami boli mnie to, że młodzi zawodnicy mając dzisiaj taki dostęp do wiedzy, bardzo mało z tego korzystają sami z siebie. Za mało walczą o siebie i marzenia. Przeszedłem tę drogę od podstaw. Przychodzi mi do głowy myśl, że zostaną najwytrwalsi i niezłomni, jak wszędzie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Janusz Pomorski – www.pogon.lebork.pl

musula_wojciech_maj_2016_600px.jpg