nawrocki_dariusz_2020_750px.jpgKondycją biegową, sprawnością imponuje do dzisiaj i ma wielkie doświadczenie i sukcesy jako lekkoatleta, maratończyk i trener. Od ponad 16 lat pracuje z piłkarzami jako specjalista od przygotowania motorycznego. Z seniorskim zespołem Pogoni Lębork Dariusz Nawrocki współpracuje od stycznia 2020 roku. Korzystając z przerwy w rozgrywkach zapytaliśmy pana Darka o jego zaangażowanie w naszym Klubie i nie tylko.

Na początek pytanie oczywiste. Skąd się w ogóle trener wziął w Pogoni?
- To było na początku tego roku w styczniu. Zdzwoniłem się z trenerem Waldemarem Walkuszem, bo od czasu do czasu dzwoniliśmy do siebie i rozmawialiśmy na bliskie nam tematy. No i zaproponowałem, że w tej sytuacji gdy sport szkolny powoli gaśnie i mam więcej czasu to mógłbym społecznie pomóc przy drużynie. Na co dzień pracuję w najlepszej szkole w Leśnicach, do tego prowadzę zajęcia biegowe z dziećmi i amatorami biegania. Zadeklarowałem, że raz czy dwa razy w tygodniu mogę popracować z drużyną seniorów. Trener Waldemar zgodził się i tak tu prawie rok jestem.

Pogoń to nie pierwszy klub w którym pełni trener funkcje osoby od przygotowania motorycznego. Jak to się zaczęło, że specjalista od lekkiej atletyki zaczął pracować z piłkarzami?
- Pierwszym moim klubem była Kaszubia Kościerzyna w III lidze w latach 2004-2006. Współpracowałem tam z trenerem Tomaszem Kafarskim. Później zespół ten przejął Wojciech Pięta. Zaangażowany byłem też w młodzieżową drużynę Ratusza Lębork, KP Starogard Gdański i Wietcisę Skarszewy. Z trenerem Walkuszem spotkałem się w 2011 roku w drugoligowej wtedy Bytovii Bytów. Razem pracowaliśmy 2 lata. Potem zostałem jeszcze krótko w sztabie w Bytowie u trenerów Pawła Janasa i Adriana Stawskiego.

Jaką koncepcję pracy przyjął pan w Pogoni w seniorskiej drużynie?
- Przede wszystkim chciałem być w środku zespołu. Jako trener przygotowania motorycznego i osoba aktywna fizycznie mogłem razem z zawodnikami uczestniczyć w zajęciach. To dla pierwszego trenera duże ułatwienie. Nie będzie on przecież biegał po lesie za zawodnikami i nadzorował ich pracę. Od tego jestem ja, a nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Znam piłkarzy od wielu, wielu lat i wiem, że najlepsza praca jest wtedy gdy się jest w środku grupy. Trzeba po prostu wyjść w teren, iść do lasu, pokazać ćwiczenia, razem pobiegać i wtedy jest efekt. Nie wszystko da się nadzorować z zewnątrz ze stoperem w ręku. Jesienią widziałem wszystkie mecze naszej drużyny i muszę śmiało powiedzieć, że nie widziałem w żadnym meczu byśmy fizycznie odstawali od przeciwników.

Mocna praca zimą, potem jeden mecz ligowy i przerwa na pandemię. Czy po tym czasie wspólnych zajęć widać już u zawodników efekty tej pracy?
- Myślę, że tak. Trener od przygotowania motorycznego ma pole do popisu głównie zimą, gdzie okres przygotowawczy jest dłuższy niż latem. Po poprzedniej zimie z powodu pandemii nastąpiła kilkumiesięczna przerwa w grze i treningach i nie mogliśmy za bardzo tego efektu oglądać. Za niecały miesiąc powinny ruszyć kolejne przygotowania zimowe, wszystko co najlepsze więc przed nami. Czeka nas aż 9 tygodni pracy. Pracujemy wtedy nie tylko w kontekście rundy wiosennej, ale robimy też podbudowę na to co będzie po wakacjach.

To może zdradzi trener, którzy zawodnicy mają w naszej drużynie „żelazne płuca” i wyróżniają się kondycją?
- Nazwisk za bardzo bym nie chciał zdradzać. Wiadomo, że pracuję z 2 lub 3 podgrupami. Wiodącymi zawodnikami są ci co lubią, a właściwie muszą biegać jak pomocnicy czy boczni obrońcy. Bardzo dobrze prezentują się pod tym względem też nasi młodzieżowcy. Oni wszyscy są w tej grupie pierwszej. Grupa druga opiera się na zawodnikach doświadczonych, którzy tyle nie potrzebują biegać, tak więc obciążenia dzielę na obydwie te grupy. Późną jesienią miałem możliwość poprowadzić zajęcia naszych juniorów młodszych trenera Musuły i tam też zauważyłem kilku zawodników o dobrych predyspozycjach motorycznych. Myślę, że powinni oni w jakiś stopniu dołączyć na stałe czy na część seniorskich treningów, oczywiście po konsultacji z trenerami obu drużyn.

Pełni pan funkcję kierownika drużyny i był na wszystkich domowych i wyjazdowych meczach jesieni. Jak sportowo ocenia trener ostatnią rundę?
- Tak, pełnię z konieczności funkcję kierownika drużyny, choć wiele obowiązków spadło na trenera Walkusza w tym zakresie. Uczestniczę w odprawach z sędziami, odpowiadam za zmiany, no i prowadzę rozgrzewki zawodnikom. Jeżeli chodzi o mecze i przede wszystkim perspektywę na przyszłość to wygląda to dobrze. Na pewno o rezultatach powiem jak zakończymy rundę rewanżową. Teraz nie jesteśmy nawet na półmetku przez zmianę w regulaminie rozgrywek. Mam przeświadczenie, że praca na poziomie 4 czy 3 ligi nie jest na tyle nerwowa, że powoduje zmiany w kadrze trenerskiej. Myślę, że jak popracujemy rok, półtora to będziemy bardzo dopracowanym teamem.
Pech nas jesienią nie oszczędzał i jestem obiektywny w tym co mówię, bo nie jestem piłkarzem. Potrafię rozróżnić siłę przeciwnika i siłę naszego zespołu. Mogę zdradzić, że nieraz mam różne zdanie na temat końcowego efektu, bo nie ulegam emocjom i patrzę na to praktycznie. Nie szukam tłumaczeń w pracy sędziego, pogodzie. Jak jest możliwe korzystam z zapisu wideo meczów i analizuję jeszcze raz spotkania w domowym zaciszu. Czasem ta wina jest bardzo blisko nas i trzeba się cofnąć, uderzyć w piersi i zobaczyć, że nie tylko my mieliśmy te stuprocentowe sytuacje, ale też przeciwnicy mieli. Nad tym piłka nożna ma przewagę nad innymi dyscyplinami sportu i gromadzi miliardy ludzi przed telewizorami. Gromadzi bo jest nieprzewidywalna.

Przed każdym meczem jesienią prowadził trener profesjonalne rozgrzewki zespołu. Wcześniej zawodnicy sami się rozgrzewali, najczęściej kapitan lub inny wyznaczony gracz prowadził ten element wprowadzający do meczu. Jaki cel mają te rozgrzewki i jak taka modelowa rozgrzewka u pana wygląda?
- Rozgrzewkę zaczynam układać w głowie po tym jak otrzymuję protokół od trenera ze składem i widzę kto gra. Następnie pytam trenera w jakim systemie gramy. Czy to jest 4-4-2, czy 4-1-4-1, czy może 4-5-1 bo rozgrzewka jest uzależniona od tego jak gramy Rozgrzewka w 70% jest opracowana na stałe, a pozostałe elementy, detale są uzależnione od konkretnego meczu czy ustawienia na boisku

Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Myślałem, że rozgrzewka to wachlarz tych samych ćwiczeń powtarzanych co mecz. Konieczna jest aż taka indywidualizacja? Co ona ma przynieść drużynie?
- Gdyby ćwiczenia były zawsze takie same to nie byłbym potrzebny. Muszę zawodników pobudzać bodźcami, które wywołują podobny efekt ale zmieniam te ćwiczenia. Oczywiście nie częstuję ich nowym ćwiczeniem na rozgrzewce tylko są to ćwiczenia które mam w repertuarze i zawodnicy je znają. Forma rozgrzewki jest uzależniona od podróży czy temperatury. Jeżeli np., jak to było w Dzierzgoniu gdzie było gorąco, +28 stopni i wiemy że będą jeszcze dwie przerwy w grze to muszę to wziąć pod uwagę. Dla człowieka z boku wygląda to tak samo, ale od środka wygląda to już inaczej. Do tego nadzoruje także rozgrzewkę zawodników, którzy wchodzą do gry z ławki rezerwowych.

Przygotowanie kondycyjne to też regeneracja, żywienie. Czy na tym polu podejmowane są działania?
- Tak, rozmawiamy o tym, zawodnicy są świadomi wagi prawidłowego odżywiania czy potrzeby regeneracji. Mam sygnały, że na wiosnę ma to jeszcze lepiej wyglądać jeżeli chodzi o wsparcie ludzi, którzy chcą nam pomóc. Jest plan by te dalsze wyjazdy były zaopatrzone jeszcze bardziej. Dziś jadąc na wyjazd mamy ze sobą oczywiście wodę, napoje izotoniczne, kanapki i owoce. Podróż jest tak zaplanowana, że zawsze jest przerwa na kawę, rozprostowanie kości. To niby drobne rzeczy, ale pamiętamy o tym. Tu dziękuję tym 3-4 ludziom, które pomagają mi w tym aprowizacyjnym obszarze. Jeżeli chodzi o regenerację to w przypadku drobnych urazów staram się pracować z zawodnikami, a do tego zawsze możemy liczyć na pomoc specjalisty, fizjoterapeuty Rafała Michora. Od lat stawia on naszych piłkarzy na nogi. Tu bardzo chciałbym podziękować Rafałowi w imieniu własnym i Klubu za jego wkład i wieloletnią otwartość. Regeneracja to też pierwszy trening po meczu.

No właśnie. Zawodnicy z reguły nie lubią tych poniedziałkowych treningów. Bo trzeba biegać, bo nie ma piłek. Co wtedy trener mówi zawodnikom?
- Wiem, że w poniedziałki uśmiech ucieka zawodnikom z twarzy, no ale tak trzeba. Mamy w tygodniu trzy jednostki treningowe. Ta pierwsza jednostka treningowa w 70% należy do mnie i tutaj mam najwięcej czasu by ich naprawić, zregenerować na najważniejszy trening drugi, najczęściej wtorkowy. Mam nadzieje, że po pandemii będzie czas i możliwość by skorzystać z normalnej odnowy, teraz jesteśmy przyblokowani w tym zakresie.

Ma trener za sobą bogate doświadczenia jako biegacz i trener. Muszę przyznać, że obserwując terenowe treningi z naszymi zawodnikami to krzepę trener ma. Co trzeba robić by tak intensywnie pracować na zajęciach, mimo jak pamiętam 56 lat na karku.
- Powiem tak z uśmiechem, że pierwsze pytanie jakie było od trenera Walkusza to „czy jeszcze dasz radę, bo dawno się nie widzieliśmy”. Na pierwszym treningu motorycznym było nas 19 plus ja. Wróciło ze mną z lasu 6 zawodników… Reszta wracała na raty. To była moja odpowiedź czy dam radę. Trener Waldek się szeroko uśmiechnął i tak zostałem. Kwestia przebiegnięcia kilku kilometrów na pełnej intensywności nie jest dla mnie problemem.

Warto więc przypomnieć największe sukcesy zawodnicze i trenerskie Dariusza Nawrockiego. Był i jest pan nadal prekursorem biegania w naszym mieście i powiecie.
- Miałem w swojej karierze zawodników na poziomie mistrzostw Polski seniorów w tym medalistów MP na 800 czy 1500 metrów. Mowa tu o Mirosławie Formeli, który jak pamiętamy wystąpił na lekkoatletycznych mistrzostwach Świata w Anglii. Trenowałem go w Tęczy Nowa Wieś Lęborska. Potem poszedł w świat by się rozwijać. Teraz zresztą też pracuję w tym klubie prowadząc zajęcia z dziećmi. Jako zawodnik dość szybko biegałem maraton. Mój rekord życiowy to 2 godziny, 14 minut i 28 sekund. Zająłem m.in. drugie miejsce w maratonie w Luksemburgu, trzecie z czasem 2:17 w Mediolanie w roku 1992 czy trzecie miejsce w dużym maratonie w Bonn. Brałem udział w Akademickich Mistrzostwach Świata, trzykrotnie byłem kapitanem reprezentacji Polski w Pucharze Świata. Oczywiście nie byłem zawodnikiem z pierwszej czy drugiej dziesiątki, ale sam udział w takich imprezach to było wielkie przeżycie. Jak policzyłem brałem udział w 120 biegach na całym kontynencie europejskim. Pierwszy medal mistrzostw Polski juniorów zdobyłem w 1981 roku jako uczeń lęborskiego Technikum Hodowlanego.

Za kilka dni mamy Sylwestra. Pewnie wiele osób w ramach postanowień noworocznych zadeklaruje chęć „zabrania się za siebie”. Co można powiedzieć już weteran biegania Lęborku może im poradzić na początek?
- Bardzo fajnie, że taką modę mamy w kraju. Dziś prowadząc zajęcia z piłkarzami i innymi osobami widzę ile ludzi biega po lesie, ile jest osób na bieżni wokół boiska, ile jeździ na rowerze, ile chodzi z kijkami czy uprawia inne aktywności fizyczne. Mam też zajęcia indywidualne, bo doradzam amatorom biegania. To dla nich prowadzę zajęcia nad Jeziorem Lubowidzkim. Spotykamy się tam na plaży Zwarowskiej. W weekendy jak czas pozwala o godz. 9.15 ruszam z grupą wokół jeziora. Nasza pętla ma 9340 metrów. Gratuluje wszystkim, którzy zadbali o siebie i kibicuje tym, którzy mają takie plany. To bardzo dobry kierunek.

Miło było się spotkać, dziękuję za rozmowę.
- Też dziękuję i korzystając z okazji składam wszystkim miłośnikom sportu i tym co są z nami i chcą by Pogoń była w tej górnej części tabeli wszystkiego dobrego i do zobaczenia na stadionach w 2021 roku!

/Z Dariuszem Nawrockim rozmawiał Janusz Pomorski/

nawrocki_dariusz_2020_750px.jpg