krefft_wieslaw_2018_600px.jpgTo pierwsza nasza rozmowa z trenerem drużyny rezerw i juniorów D2 Wiesławem Krefftem. Szkoleniowca Pogoni zapytaliśmy o drużynę i zawodników rezerw, młody narybek z roczników 2008 i 2009 oraz o barwną historię gry trenera Kreffta w Pogoni Lębork, Klubu z którym jako zawodnik był związany od 1977 roku... Zwiazke te trwają do dziś. Zapraszamy do lektury!

Trenerze. Rozmawiamy na boisku w Nowej Wsi Lęborskiej. Zimno, deszcz nam kapie na głowę. Dlaczego akurat w tym miejscu, na nierównym boisku drużyna rezerw rozegrała dziś (niedziela 17.03) sparing z Bazą 44 Siemirowice?

- To był świadomy wybór. Za tydzień zaczynamy ligę w Redkowicach z Zenitem. Treningi mamy na sztucznej, na równej jak stół murawie a większość meczy ligowych, wyjazdowych gramy na trawie i tej trawy naturalnej chcielibyśmy dziś poczuć.

Jak przebiegała gra?
- Jestem zadowolony z dzisiejszego meczu, wygraliśmy 5:1. Chłopaki dali z siebie wszystko i nie spodziewałem się, że aż tak dobrze zagrają. Końcówka może nie była rewelacyjna, ale cała pierwsza połowa to nasza pełna dominacja. Fajnie to wyglądało, konstruowaliśmy akcje na tym ciężkim terenie.

O co gra Pogoń II w tym sezonie? Na półmetku sezonu drużyna zajmuje 11. lokatę. To satysfakcjonująca pozycja?
- Jesienne wyniki na pewno mnie nie satysfakcjonują, sama gra już tak. Były tylko dwa zespoły, które nas tak naprawdę zdominowały. Nawet w meczu z liderem na wyjeździe z Kaszubią Studzienice prowadziliśmy do przerwy 2:0, a tego mieliśmy jeszcze dwie poprzeczki. Niestety wąska kadra w tym meczu i tylko jeden zawodnik na zmianę (kartki, choroby, kontuzje) zadecydowały o porażce 4:2. Zdominowała nas też Gałąźnia Wielka. Nie jest to drużyna z czuba, ale grali bardzo dobrze. Z pozostałymi zespołami graliśmy jak równi z równym, wręcz byliśmy lepsi. Wiele sytuacji nie wykorzystaliśmy i stąd wyniki poniżej oczekiwań. To było jednak dobre przetarcie dla tych młodych zawodników, którzy dopiero zadebiutowali w dorosłej piłce . Tak było jesienią. Zimę chłopcy mocno przepracowali i runda wiosenna powinna być zdecydowanie lepsza. Jestem pełen optymizmu.

Jest coś, co wyróżnia rezerwy Pogoni w lidze?
- Naszym wyróżnikiem jest na pewno to, że w każdym meczu staramy się prowadzić grę. Wymagam gry od tyłu, wszyscy wiedzą, że te przysłowiowe lagi do przodu nie są przeze mnie tolerowane. Myślę, że udało mi się zaszczepić w zawodnikach ten model gry. Dla oka nasza gra ładnie wygląda. Wiadomo jaki jest cel. Ten cel to wdrażanie młodych chłopaków do gry w seniorskiej piłce, tak by w perspektywie roku czy dwóch do pierwszego zespołu po dwóch chłopców wprowadzać. Dlatego grają w seniorskiej piłce, z mocniejszymi fizycznie zawodnikami.

No właśnie. Przez lata trwały dyskusje jak pracować w najstarszymi rocznikami. Jedni optowali za grą w juniorach starszych w Pomorskiej Lidze, na lepszych boiskach czy stadionach. Inni przekonywali, że warto szybciej wdrażać młodych zawodników do dorosłej piłki. W A-klasie zawodnicy grają w ośrodkach wiejskich, pewnie na słabszych boiskach niż by to miało miejsce w PLJ. Jak wygląda ta kultura gry i warunki w naszej grupie słupskiej A-klasy?
- Na pewno dla młodych chłopców lepsze jest granie w seniorskiej piłce w A-klasie. Połowa obiektów można powiedzieć, że jest w miarę zadbana. Są na naszym terenie gminy, które dbają o boiska. W 4-5 przypadkach w sezonie boiska są gorsze. Na marginesie w juniorach też takie obiekty się zdarzają. Sama gra w seniorskiej piłce, ta fizyczność naprawdę się później tym młodym graczom przydaje. Znam te przypadki, mam syna w tym wieku. Wiem jak nawet piłkarze z Centralnej Ligi Juniorów mają problemy z debiutem i grą w seniorskiej piłce. Praktycznie 1-2 się przebije i to jest wszystko. Fizyczność i kultura gry jaką wymagam od chłopców będzie procentowała. W grze muszą wyzbyć się tej bojaźni, że grają z kimś większym, z kimś starszym. Na pewno naszym atutem jest gra techniczna. Przegrywamy warunkami fizycznymi, ale technicznie jesteśmy wysoko oceniani. Oto mi chodzi, warunki fizyczne przyjdą z czasem.

Walka fizyczna z większymi przeciwnikami to też potencjalne kontuzje, nie mówiąc brutalnej grze. Jak to wygląda w A-klasie?
- To nie jest problem, to są incydenty. Nie ma brutalności w naszych meczach. Faule na naszych zawodnikach wynikają głównie z braku koordynacji, spóźnienia, w ferworze walki. Specjalnych fauli nie ma.

Latem po raz pierwszy drużyna zafunkcjonowała w nowej formule. Do dorosłej szatni rezerw – sympatyków klubu weszli młodzi zawodnicy z rocznika 2001 i 2002. Były obawy, że to może być trudne, szczególnie dla juniorów, że się nie odnajdą...
- Z radością mogę przyznać, że się udało. Nie do przecenienia była i jest tu rola naszego zawodnika i kierownika Marka Formelli, który scementował zespół jeżeli chodzi o relacje młodych ze starszymi. Nie tylko zresztą on. Ważną rolę odegrał zawodnik i mój asystent trener Rafał Jaźwiec, czy doświadczony Krzysiu Kolano, nasz najstarszy zawodnik. Ma 48 lat i jest na każdym treningu. Atmosfera jest bardzo dobra. Nie ma żadnych animozji, chłopaki chcą pracować. Dodam, że w naszej drużynie funkcjonowali zawodnicy z roczników 1999 czy 2000 więc nowi zawodnicy mieli rówieśników w drużynie i ta adaptacja była łatwiejsza.

Rezerwy Pogoni to „starzy wyjadacze” ale też wielu młodych, perspektywicznych zawodników. Jakie nazwiska powinniśmy sobie zanotować?
- Dla mnie najbardziej utalentowanym chłopcem jest Oskar Wrześniewski z rocznika 2002. Ma największe szanse na sukces i co ważne ma dobry „mental”. Poukładany w głowie, to na równi z talentem musi iść. Daj Boże, by dalej tak się rozwijał i niedługo zasilił szeregi pierwszej drużyny, a może i poszedł dalej. Ma niesamowite możliwości, bardzo fajnie się rozwija, techniczny, lewa-prawa noga, choć lewa lepsza. Takich zawodników nie ma przecież za wielu. Jest też Tomek Suska, Kacper Truszczyński, Damian Kalbarczyk, Maciej Witaszek i Adrian Stencel. Ta piątka ma największy potencjał.

Jak wygląda współpraca z pierwszym zespołem Pogoni?
- W każdej chwili zawodnicy z pierwszej drużyny mają możliwość łapania minut w rezerwach. To dla nich bardzo ważne, by grali, szczególnie młodzi zawodnicy. Myślę tu o Adamie Blachowskim, Bartku Bigusie, Jakubie Grzebieli, Michale Klińskim, Kamilu Frącku czy nawet Wiktorze Miotku. Z tymi zawodnikami najczęściej współpracuję. To jest nasz wspólny interes, by zawodnicy Ci byli w rytmie meczowym.

Nasza drużyna na tle A-klasy trenuje więcej niż inni. Czy to się przekłada na mecze?
- No tak, docelowo chcemy realizować 3 treningi w tygodniu. Ostatnio było to 2 razy, ale przy wysokiej frekwencji. Część młodych zawodników ma matury, to trzeba jakoś łączyć. Do tego każdy ma zadania domowe. Na meczach wszystko wychodzi kto pracuje a kto nie.

Ma trener za sobą ciekawą sportową przeszłość. Mało kto pewnie o niej wie. Całe życie był Pan związany z Pogonią Lębork. Jak to się zaczęło?
- Mój rocznik to 1966. Jako czynny zawodnik grałem w Pogoni od 1977 do 1990. Pierwszym moim trenerem był Adam Pancerzyński. W seniorach debiutowałem w 1981 roku. Dwa miesiące brakowało mi wtedy do 15 roku życia, czyli bardzo wcześnie. To było w Kępicach na meczu z Garbarnią. Kiedyś było tak, że juniorzy starsi jeździli z seniorami na mecze. To był jeden z ostatnich meczów w sezonie, pod koniec maja. Wejście było mocne bo strzeliłem w tym spotkaniu 2 bramki. Trenerem był wtedy Józef Przysiażnik. Mogę dopowiedzieć anegdotkę, że trener Przysiażnik robił statystyki, oceniał każdego zawodnika w starej szkolnej skali 2-5. Ja za ten mecz dostałem ocenę 5 i na podsumowaniu zostałem najlepszym zawodnikiem seniorów w sezonie, bo miałem za ten jedyny swój mecz średnią 5, czyli najwyższą w drużynie. Dziwne to było, ale sympatyczne na pewno. Z reguły byłem najmłodszym zawodnikiem w drużynie, grałem ze starszymi. Pogoń Lębork to mój jedyny Klub w którym grałem. Kilkukrotnie chciał mnie podkupić Gryf Słupsk, ale nie uległem. Tak miało być.

To może powspominajmy te historie z przeszłości?
- Gdy zaczynałem grać w piłkę główne boisko było w remoncie. Graliśmy wtedy na boisku szkoły „ogólniaka” przy Piotra Skargi. Przebieraliśmy sięna terenie zakładu ZWAR. Boisko od ZWAR-u przedzielały tory kolejowe ze szlabanami, często były one zamknięte i to na wiele minut. Z tego powodu opóźniały się mecze czy treningi, czasem przebiegaliśmy przez tory narażając się na mandaty. Miło wspominam obozy piłkarskie. Kilka razy byliśmy w Łebie, ale jeździliśmy też na Mazury czy do Tarnowa. Dwukrotnie byliśmy w Żegiestowie w Małopolsce. Boisko znajdowało się na granicznej z Czechosłowacją rzece Poprad. Pamiętam jak po mocnym kopnięciu piłka przeleciała na drugą stronę rzeki. Nikt nie odważył się nielegalnie przekroczyć granicy… Taka piłka była wtedy wiele warta. Miło wspominam prezesów: Jerzego Radziejewskiego, Kazimierza Adamczyka czy wieloletniego kierownika Jerzego Urbana.

Wiesław Krefft grał nie tylko w klubie, ale też w reprezentacji Makroregionu, czyli dzisiejszej Kadrze Województwa...
- Tak, dobre występy na boisku zaowocowały powołaniami do Makroregionu koszalińsko-słupskiego. Naszym trenerem w kadrze był Jan Krzysztofowicz. Dobrze nam szło. Graliśmy półfinały w Malborku. Jeden mecz wygraliśmy, jeden przegraliśmy. W Malborku spałem w pokoju z Jarosławem Giszką. Starsi kibice pamiętają go z Wisły Kraków. Grał tam 14 lat w tym 8 lat jako kapitan Białej Gwiazdy. Rok starszy ode mnie, urodził się w Słupsku, niestety zmarł w 2010 roku.

To prawda, że otarł się trener o młodzieżową Reprezentację Polski?
- Czy się otarłem? Można tak powiedzieć… Na meczu Makroregionu z reprezentacją Gdańska wypadłem dobrze i nieżyjący już trener młodzieżowej Reprezentacji Polski Waldemar Obrębski zapowiedział mi powołanie do Kadry Polski U-17. Niestety odniosłem w tym meczu kontuzję stawu skokowego a leczenie trwało dłużej niż na początku się wydawało. Trener Obrębski niedługo później tragicznie zginął w wypadku w Australii i to powołanie do młodzieżowej kadry się rozmyło. Można teraz dywagować jak by się to potoczyło gdyby nie kontuzja.

Kogo Pan pamięta w dawnej Pogoni?
- W Pogoni grałem kolejno u trenerów Andrzeja Małeckiego – tu kilkukrotnie, czy pół roku u trenera Aleksandra Komasy. Tu się chwile zatrzymam, bo to ciekawa postać. Wymyślił on taki trening - ćwiczenie, Waldek Walkusz to pewnie pamięta, że w trakcie tego ćwiczenia musiała paść bramka. Skomplikowane zadanie, nam to nie wychodziło. Graliśmy tak ponad 4 godziny, było już ciemno a my dalej to ćwiczyliśmy. Trenera Kolasę można teraz spotkać na obiektach Gedanii Gdańsk. Moim trenerem był także Edward Jadeszko. Z zawodników z którymi grałem, część z nich pojawia się na naszym stadionie, wymienię Waldemara Walkusza, Edwarda Jadeszko, Ryszarda Tratto, Czarka Cichockiego, Piotrka Abrahama, Andrzeja Kaufmanna, Stasia Pokucia, Wieśka Pisarskiego, Krzyśka Murzyna, a z młodszych Romana Rubaja, Andrzeja Piechowskiego, Marka Telegę, Jacka Rycherta, Darka Szymańskiego czy Andrzeja Skrzypczaka. Właśnie z Andrzejem Skrzypczakiem, który był bramkarzem razem powoływani byliśmy do Kadry Województwa. Jego syn Michał także później bronił w Pogoni.

Sukcesy?
- Pakę mieliśmy fajną. Takim moim sukcesem był mecz Pucharu Polski z Gryfem Słupsk, którzy wtedy spadł z 2 ligi. To był rok 1985 lub 1986. Na boisku było 2:2 a w karnych wygraliśmy 10-9. Na meczu było ponad 2 tysiące ludzi. Takich rzeczy się nie zapomina.

Piłkarska przygoda zakończyła się dość wcześnie…
- Niestety w najlepszym wieku dla piłkarza musiałem zawiesić buty na kołku. Miałem wtedy 22 lata i obowiązki rodzinno-zawodowe. Moja praca polegała na jeżdżeniu cały tydzień po Polsce co uniemożliwiało mi treningi. Mimo namowom wybrałem pracę, kompromisów nie znoszę. Nie chciałem trenować czy grać na pół gwizdka. Z bólem serca to zrobiłem, po wojsku miałem taką działalność, że nie mogłem się z niej wycofać. Oczywiście interesowałem się cały czas tym co się na Pogoni działo.

No właśnie. Pasję tą obserwujemy do dzisiaj. Trener wraz z rodziną, żoną Jolantą, wnukami jest praktycznie na każdym meczu czy sparingu. Czym Pogoń jest w życiu Wiesława Kreffta?
- No tak, Pogoń to taka nasza rodzinna pasja. Mój najstarszy syn Waldemar przez jakiś czas grał w juniorach Pogoni, teraz robi to mój inny syn Filip. Dwóch wnuków Piotr i Filip także tutaj trenują. Pogoń po prostu mamy w sercu i chyba nie trzeba tego rozwijać.

Od lat prowadzi trener także juniorską drużynę 2008/2009. Co słychać u naszych młodych zawodników?
- Słychać a przede wszystkim widać dobrą atmosferę i wspaniałą współpracę z trenerem Sebastianem Brzozowskim. Dogadujemy się bez słów. Bardzo dobrze współpracuje się mi z rodzicami. Przy okazji dziękuję im za wspólne działanie. Mamy cichych dwóch sponsorów wśród rodziców i im też dziękuję. Mamy bardzo utalentowanych chłopców. Grupa liczy 21 osób. Mamy sygnały, że z UKS Trójki chce jeszcze przyjść trzech chłopców. Bardzo się z chłopcami zżyliśmy i idzie to w dobrym kierunku. Wierzę, że z tej drużyny 2-3 zawodników co najmniej dalej gdzieś popłynie. Wiadomo, potem przychodzi ten wiek trudny dla piłkarzy, to wszystko zależy jak będą mieli poukładane priorytety w głowie. Staramy się ich uczyć tego i na razie wychodzi to bardzo fajnie.

Zatrzymajmy się przy tym. Prowadzi trener zespół młodszy i ma w rezerwach tych starszych zawodników wchodzących w pełnoletność. Ma Pan też syna-piłkarza w tym wieku więc temat jest dobrze znany. Wielu zawodników odchodzi ze sportu w starszym wieku. Wszystkie kluby w regionie mają z tym problem. Co się dzieje?
- Myślę, że dużo złego zrobiła ta dzisiejsza mentalność np. internet. Miłostki zawsze były w tym wieku, ale teraz dużo chłopców mówi, że rezygnuje z piłki „bo dziewczyna nie pozwala”. To oczywiście nie jest żaden argument. Jak ktoś ma swoją pasję i chce z kimś być to musi ta druga osoba tą pasję uszanować. Słyszy się też o alkoholu czy innych używkach, nałogach do gier, czyli pokus życia, których za moich czasów nie było. Te zmiany, nowe technologie powodują, że dzieci i młodzież mają teraz mniej wolnego czasu. Nas gdy byłem zawodnikiem na treningu było po 30, była rywalizacja. Po treningach graliśmy na okrągło. Mieszkałem na Legionów Polskich, duże osiedle. Po meczu jadło się obiad szło się grać w piłkę na boisko szkoły nr 1. Ktoś raz rzucił hasło „gramy do 100” no i graliśmy 8 i pół godziny bez przerwy. Dzień później normalnie do szkoły. Teraz tego nie ma… Większość wolnego czasu spędzaliśmy na podwórku, bardzo aktywnie fizycznie. Kiedyś była większa rywalizacja miedzy nami. Byliśmy kolegami, ale na boisku rywalami. To całkiem inaczej wyglądało jak teraz, tamte czasy nie wrócą.

Obserwując zasady funkcjonujące w tej młodszej, juniorskiej grupie widzimy pracę nad mentalnością i zwracaniem się z szacunkiem do zawodników z innych drużyn, także tych lokalnych. Czasem wydaje się, że dorośli powinni brać z tych dzieci przykład…
- Takie rzeczy są ważne, pilnujemy tego. Z lokalnymi drużynami spotykamy się często na meczach czy turniejach. Większość chłopców zna się ze szkoły, podwórka, bywa, że chodzą do jednej klasy. Różnice w klubowej przynależności nie mają więc znaczenia. Na końcu i tak pewnie trafia do Pogoni jak będą mieli odpowiedni poziom. Te animozje pomiędzy rodzicami czy klubami trudno mi zrozumieć. Uczulamy naszych wychowanków by szanowali przeciwników, by nie było złośliwości. Jesteśmy jedną wielką rodziną piłkarską i tak to powinno wyglądać, szczególnie z takiej małej społeczności jaką jest Lębork.

Piłkarskie marzenia?
- Chcę spokojnie pracować jako trener i czerpać z tego radość. Będzie ona tym większa im większe sukcesy odnosić będą moi zawodnicy. Tylko tyle.

Dziękujemy za rozmowę.

krefft_wieslaw_2018_600px.jpg