To były z przebiegu i oprawy wokół meczu prawdziwe derby! Pogoń Lębork na słupskim stadionie przy ulicy Zielonej zmierzyła się z Gryfem. Lepsi o jedną bramkę okazali się gospodarze.
10. kolejka IV ligi, 24 września 2022 r., godz. 17
Gryf Słupsk – Pogoń Lębork 2:1 (2:0)
bramki: 1:0 Kacper Książkiewicz (‘9), 2:0 Marcjan Majcher (’44), 2:1 Martin Romanek (‘81)
Gryf: Gołębiewski - Kozakowski, Świdroń, Piechowski, Butowski, M. Majcher (‘76 W. Ciechański), Dąbrowski, Piekarski, Książkiewicz (‘78 N. Ciechański), Kalinowski, Stankiewicz
Pogoń: Kolke – Okrój, Musuła, Romanek, Iwański, Siłkowski, D. Wojda, Ronowski (’62 Pawlik), Kwaśnik (’62 Miotk), Kowalkowski (’78 Konkel), Klecha (’78 D. Wojda)
To były z przebiegu i oprawy wokół meczu prawdziwe derby! Pogoń Lębork na słupskim stadionie przy ulicy Zielonej zmierzyła się z Gryfem. Lepsi o jedną bramkę okazali się gospodarze.
Dla trenera Grzegorza Bednarczyka było to wyjątkowe spotkanie. Związany przez wiele lat z Gryfem jako zawodnik i trener poprowadził tym razem drużynę z drugiej strony „barykady”. Jaką estymą cieszy się w Słupsku obecny trener Pogoni było widać przed, w trakcie i po spotkaniu, gdzie serdecznie był witany o pozdrawiany przez miejscowych kibiców.
Lepiej w mecz weszli miejscowi. Już 9 minucie Dąbrowski wchodzi z lewej strony głęboko w pole karne, zagrywa płasko do Kacpra Książkiewicza a ten 5 metrów nie daje szans bramkarzowi Pogoni. Pierwsze 30 minut to wielki napór Gryfa. Arek Kolke obronił w sytuacji sam na sam, był moment, że Gryf miał aż cztery rzuty rożne z rzędu.
W 25 minucie groźnie główkował Ksawery Ronowski. Uderzoną piłkę z trudem obronił bramkarz Gryfa. Pod koniec pierwszej połowy mecz został przerwany z powodu dymu z rac odpalonych przez kibiców. Atmosfera spotkania jak na prawdziwe derby była bardzo gorąca. Obie drużyny dopingowali licznie przybyli na stadion kibice, w tym ponad 200 osobowa grupa kibiców gości, także tych z zaprzyjaźnionej Zawiszy Bydgoszcz. Liczba widzów sięgnęła tysiąca a mecz uświetniły występy tanecznej grupy Cheerleaders Maxi, najstarszego zespołu dopingującego w Polsce, który działa już od 29 lat i 7-krotnie występował podczas meczów reprezentacji Polski w których to meczach nasza kadra nie przegrywała.
Po przerwie na rozwianie dymów drugą bramkę dla Gryfa, tuż przed gwizdkiem na przerwę zdobywa Marcjan Majcher.
Po przerwie optyczną przewagę zyskała Pogoń, zupełnie nie podłamana utratą dwóch bramek. W 54 minucie piłkę w pole karne Gryfa zagrywa Łukasz Kwaśnik. Wystarczyło tylko zamknąć akcje, niestety nikogo nie było. W 60 minucie Arek Okrój wrzucił z prawej strony piłkę na głowę Łukasza Kwaśnika a ten uderzył tuż obok słupka.
Kontakt Pogoniści łapią 81 minucie. Wiktor Miotk wrzuca piłkę z rzutu wolnego wprost na głowę Martina Romanka a ten strzela gola! Zdobyta bramka uskrzydliła Pogonistów, którzy z wielkim zaangażowaniem rzucili się do odrabiania strat. Rozpoczęty o godzinie 17 mecz kończył się w ciemnościach. Bliski gola w końcówce był Wiktor Miotk a w doliczonym czasie Arkadiusz Okrój który uderzył w słupek! Niestety, nie udało się zdobyć chociażby bramkę na remis. Tym razem bez zwycięstwa.
Po meczu powiedzieli:
Grzegorz Bednarczyk, trener Pogoni: - Przegraliśmy dziś mecz w Słupsku, myślę, że w drugiej części pokazaliśmy że po walce. Stworzyliśmy sobie sytuacje, które mogliśmy zamienić na bramki, niestety nie udało się. W pierwszej połowie na pewno byliśmy słabszą drużyną co skrzętnie wykorzystała drużyna gospodarzy. Gratulacje dla Gryfa za zwycięstwo. Widać, że jest to młody zespół, ambitny, dużo biegają po boisku. Pierwszą część spotkania trochę przespaliśmy, zagraliśmy zbyt bojaźliwie w drugiej części pokazaliśmy charakter, zdołaliśmy zdobyć jedną bramkę, dążyliśmy do wyrównania, niestety zabrakło skuteczności. Zawodnikom dziś na pewno lepiej się grało przy licznej widowni, oprawie kibiców, było to święto piłkarskie.
Tadeusz Żakieta, trener Gryfa: - Było nerwowo tak jak w derbach, człowiek nie wszystko może przewidzieć. Parę rzeczy udało się nam zrobić, parę rzeczy jak to bywa w meczu piłkarskim niestety nie. Niepotrzebna bramka na koniec i końcówka nerwowa niepotrzebna. Zabrakło trzeciej bramki a okazje ku temu były. Mówiliśmy sobie w przerwie by racjonalnie dysponować siłami, że mecz trwa 90 minut. Bałem się, bo jak zespół jest tak bardzo mocno nastawiony wolicjonalnie na ten mecz, bo wiadomo skala tego meczu była duża, to nie chciałem by grali dopóki mają siły, tylko bardziej pomyśleli. ruszyli na początku. Strzeliliśmy bramkę, złapaliśmy chwilę oddechu i w końcówce pierwszej połowy ruszyliśmy znowu. Udało nam się strzelić drugą bramkę. Druga połowa bardziej wyrównana.