4. kolejka IV ligi, 24 sierpnia 2014r. godz. 14
Anioły Garczegorze – Pogoń Lębork 4:0 (2:0)
bramki: Grzegorz Smolarek (13), Michał Choszcz (44), Arkadiusz Pendowski (82), Marcin Maszota (90+4)
Anioły: Oleszkiewicz – Stefański (90+2 Opłatkowski), Drzazgowski, Pendowski, Ł. Łapigrowski, Choszcz – Marciniak (87 F. Maszota), Maszota, Staszczuk (90+5 Żółć) – Miotk (74 Trawiński), Smolarek
Pogoń: Krasiński (59 Patryk Labuda) – Pionk (72 Stankiewicz), Jasiński, Musuła, Janowicz – Kochanek, Miszkiewicz (38 Bach), Wesserling, Sychowski - Formela, Byczkowski (85 Waczkowski)
Żółte kartki: Adam Miotk (29), Marcin Staszczuk (54), Marcin Maszota (90+4) (wszyscy Anioły)
Sędziowie: Daniel Jaglarz oraz Adam Grabowski, Krzysztof Świgoń
Zupełnie nie tak wyobrażaliśmy sobie przebieg, a co ważniejsze wynik pojedynku z Aniołami. Po trzech kolejach i 7 zdobytych punktach, bez straty gola, Pogoń miała być gotowa do tej ważnej konfrontacji. Założenia założeniami, tymczasem przez zdecydowaną większość spotkania to gospodarze dyktowali warunki gry i wygrali w pełni zasłużenie. Od pierwszej minuty zagrali zdecydowanie, twardo, agresywnie, po odbiorze szybko przenosząc akcję pod bramkę Pogoni. Na takie warunki gry nie byli w stanie odpowiedzieć Pogoniści. Dwa gole w pierwszej połowie i dwa w końcówce to był surowy, aczkolwiek sprawiedliwy wymiar kary. W walce o piłkę poważnie wyglądającego urazu doznał w 53 minucie bramkarz Pogoni Paweł Krasiński, którego z „Sahary” zabrała karetka.
- Gratuluję Aniołom zasłużonego zwycięstwa. Nie robię z tej porażki tragedii. W środę gramy kolejny mecz i postaramy się o 3 punkty – powiedział Sobiesław Przybylski.
W składzie Pogoni było kilka zmian. Zmieniło się także wyjściowe ustawienie na 1-4-4-2. Na ławce pozostali tym razem Mateusz Stankiewicz i Szymon Bach. Po raz pierwszy w tym sezonie zagrał od początku Arkadiusz Byczkowski, który z Damianem Formelą miał stanowić duet napastników.
Gospodarze zaczęli mecz z Pogonią w ustawieniu wyjściowym 1-5-3-2 z którego płynnie przechodzili na 1-3-5-2, bo ofensywnie usposobieni Michał Choszcz i Dawid Stefański często oskrzydlali ataki swojej drużyny. Pierwszy raz od początku zagrał w bramce Krzysztof Oleszkiewicz, ale nie miał wiele pracy. Więcej energii poświęcił na głośne mobilizowanie kolegów. Anioły nie czekały na to, co zrobi Pogoń, ale niezwykle zdeterminowane od razu przejęły inicjatywę. Przez pierwsze pół godziny gospodarze wybili Pogoni piłkę z głowy. Klucz do sukcesu leżał w środku pola, a Pogoń bitwę o panowanie w tej strefie boiska sromotnie przegrała od samego początku. Nasi zawodnicy nie byli w stanie przeprowadzić dłuższej akcji złożonej z większej liczby podań, utrzymać się dłużej z piłką na połowie garczegorzan, bo agresywny pressing niszczył każdą akcję w zarodku. Czytelne, wolno rozgrywane akcje pozwoliły gospodarzom na przerywanie, odbieranie i przenoszenie akcji pod pole karne Pogoni.
Półgodzinna dominacja Aniołów przyniosła efekt już w 13 minucie. Piłkę na połowie Aniołów miała Pogoń. Dryblował Damian Formela aż w końcu ją stracił. Marcin Staszczuk zagrał z połowy boiska za wysoko ustawioną linię obrony do najbardziej wysuniętego Grzegorza Smolarka.
Mając przewagę już na starcie wygrał pojedynek biegowy z kapitanem Pogoni Wojciechem Musułą i miał przed sobą już tylko Krasińskiego. Pewnym uderzeniem obok bramkarza sfinalizował przewagę swojej drużyny. Po takim ciosie Pogoń do 30 minuty nie mogła się podnieść. Dopiero po upływie pół godziny zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce. Pierwszy celny strzał, który jednak nie miał szans powodzenia, oddał Gracjan Miszkiewicz w 31 minucie. Dwie minuty później znacznie groźniej było w polu karnym Pogoni. Podanie do Smolarka, który prostym zwodem oszukał Janowicza i na nasze szczęście uderzył w bramkarza. W 36 minucie jedna z lepszych akcji Pogoni w całym meczu. Zagrana na jeden kontakt między Formelą a Adrianem Kochankiem wyprowadziła tego drugiego na czyste uderzenie tuż zza pola karnego. Piłka jednak o metr minęła dalszy słupek. W 38 minucie trener Pogoni Sobiesław Przybylski, widząc, że Pogoń przegrywa środek pola, zmienił Miszkiewicza i wprowadził Szymona Bacha.
Kiedy wydawało się, że Pogoń opanowała sytuację i uporządkowała grę, w 44 minucie straciła drugiego gola. Szybko rozegrany wolny, piłka przy linii bocznej trafiła do Choszcza, a ten dośrodkował wysokim łukiem w pole bramkowe. Bramkarz Pogoni źle obliczył lot piłki i sam skierował ją do bramki. Dobitka Smolarka była już niepotrzebna. Do szatni Pogoń schodziła z dwubramkową stratą.
Na drugą połowę obie drużyny wyszły bez zmian. Pogoń zaczęła tę część lepiej niż pierwszą, także dlatego, że uspokojeni poważną zaliczką gospodarze nieco cofnęli się. W 51 minucie podaniem jeszcze z własnej połowy Mateusz Wesserling uruchomił Bacha. Ten ostatni ograł Choszcza i dośrodkował w pole karne. Dwa dośrodkowania z Polonią i Koralem jego koledzy potrafili zamienić na gole. Tym razem nie było ono tak dokładne, bo Formela dostał piłkę nieco za plecy i tylko strącił ją głową.
W 53 minucie wszystkim zamarły na chwile serca. W walce o piłkę w polu karnym pierwszy był Krasiński, ale Marcin Staszczuk z impetem wpadł na niego, uderzając kolanem. Następne minuty wyglądały dramatycznie. Półprzytomnego bramkarza trzeba było znieść na noszach. Potrzebna była karetka. Paweł co najmniej przez kilka tygodni zostanie wyłączony z gry. W tych dramatycznych chwilach, to co działo się na murawie, było jakby mniej istotne. W 70 minucie długie zagranie z obrony Łukasza Łapigrowskiego, trafiło do Smolarka. Nie wszyscy obrońcy Pogoni założyli pułapkę ofsajdową i Smolarek miał przed sobą tylko Patryka Labudę. Dobre wyjście z bramki zapobiegło utracie trzeciego gola, ale nie na długo. Na końcowe minuty do przodu został przesunięty Musuła i Pogoń przeszła na ustawienie z trzema obrońcami – Bachem, Jasińskim i Janowiczem.
W 82 minucie gospodarze mieli rzut rożny, z którego dośrodkował Staszczuk. Nie od dziś wiadomo, że przy stałych fragmentach, które są mocną stroną Aniołów, szczególną uwagę należy zwrócić na włączającego się z obrony weterana 42-letniego. Pendowskiego. Za niego miał odpowiadać równy wzrostem Kochanek, tymczasem do piłki skakał dużo niższy Stankiewicz i nic dziwnego, że Pendowski bez problemy wygrał ten pojedynek, podwyższając prowadzenie gospodarzy na 3:0.
Dopiero w końcówce, przegrywając już tak wysoko, Pogoń stworzyła sobie najgroźniejszą sytuację. Po dośrodkowaniu Bacha skiksował Łapigrowski i piłka trafiła do Formeli. Z kilku metrów uderzył wolejem, ale wprost w bramkarza.
Nie strzeliła Pogoń i nokautujący cios zadali w 4 minucie doliczonego czasu gry gospodarze, choć Labuda robił, co mógł, by zapobiec stracie gola. Obronił uderzenie z dystansu Maszoty, później efektowną paradą na refleks dobitkę z bliska Smolarka, aż wreszcie pokonał go uderzeniem głową z bliska Maszota.
W historii IV-ligowych konfrontacji Pogoń jeszcze nie wygrała z Aniołami. Na pierwsze zwycięstwo pozostaje nam czekać do wiosennego rewanżu w Lęborku.
Anioły Garczegorze – Pogoń Lębork 4:0 (2:0)
bramki: Grzegorz Smolarek (13), Michał Choszcz (44), Arkadiusz Pendowski (82), Marcin Maszota (90+4)
Anioły: Oleszkiewicz – Stefański (90+2 Opłatkowski), Drzazgowski, Pendowski, Ł. Łapigrowski, Choszcz – Marciniak (87 F. Maszota), Maszota, Staszczuk (90+5 Żółć) – Miotk (74 Trawiński), Smolarek
Pogoń: Krasiński (59 Patryk Labuda) – Pionk (72 Stankiewicz), Jasiński, Musuła, Janowicz – Kochanek, Miszkiewicz (38 Bach), Wesserling, Sychowski - Formela, Byczkowski (85 Waczkowski)
Żółte kartki: Adam Miotk (29), Marcin Staszczuk (54), Marcin Maszota (90+4) (wszyscy Anioły)
Sędziowie: Daniel Jaglarz oraz Adam Grabowski, Krzysztof Świgoń
Zupełnie nie tak wyobrażaliśmy sobie przebieg, a co ważniejsze wynik pojedynku z Aniołami. Po trzech kolejach i 7 zdobytych punktach, bez straty gola, Pogoń miała być gotowa do tej ważnej konfrontacji. Założenia założeniami, tymczasem przez zdecydowaną większość spotkania to gospodarze dyktowali warunki gry i wygrali w pełni zasłużenie. Od pierwszej minuty zagrali zdecydowanie, twardo, agresywnie, po odbiorze szybko przenosząc akcję pod bramkę Pogoni. Na takie warunki gry nie byli w stanie odpowiedzieć Pogoniści. Dwa gole w pierwszej połowie i dwa w końcówce to był surowy, aczkolwiek sprawiedliwy wymiar kary. W walce o piłkę poważnie wyglądającego urazu doznał w 53 minucie bramkarz Pogoni Paweł Krasiński, którego z „Sahary” zabrała karetka.
- Gratuluję Aniołom zasłużonego zwycięstwa. Nie robię z tej porażki tragedii. W środę gramy kolejny mecz i postaramy się o 3 punkty – powiedział Sobiesław Przybylski.
W składzie Pogoni było kilka zmian. Zmieniło się także wyjściowe ustawienie na 1-4-4-2. Na ławce pozostali tym razem Mateusz Stankiewicz i Szymon Bach. Po raz pierwszy w tym sezonie zagrał od początku Arkadiusz Byczkowski, który z Damianem Formelą miał stanowić duet napastników.
Gospodarze zaczęli mecz z Pogonią w ustawieniu wyjściowym 1-5-3-2 z którego płynnie przechodzili na 1-3-5-2, bo ofensywnie usposobieni Michał Choszcz i Dawid Stefański często oskrzydlali ataki swojej drużyny. Pierwszy raz od początku zagrał w bramce Krzysztof Oleszkiewicz, ale nie miał wiele pracy. Więcej energii poświęcił na głośne mobilizowanie kolegów. Anioły nie czekały na to, co zrobi Pogoń, ale niezwykle zdeterminowane od razu przejęły inicjatywę. Przez pierwsze pół godziny gospodarze wybili Pogoni piłkę z głowy. Klucz do sukcesu leżał w środku pola, a Pogoń bitwę o panowanie w tej strefie boiska sromotnie przegrała od samego początku. Nasi zawodnicy nie byli w stanie przeprowadzić dłuższej akcji złożonej z większej liczby podań, utrzymać się dłużej z piłką na połowie garczegorzan, bo agresywny pressing niszczył każdą akcję w zarodku. Czytelne, wolno rozgrywane akcje pozwoliły gospodarzom na przerywanie, odbieranie i przenoszenie akcji pod pole karne Pogoni.
Półgodzinna dominacja Aniołów przyniosła efekt już w 13 minucie. Piłkę na połowie Aniołów miała Pogoń. Dryblował Damian Formela aż w końcu ją stracił. Marcin Staszczuk zagrał z połowy boiska za wysoko ustawioną linię obrony do najbardziej wysuniętego Grzegorza Smolarka.
Mając przewagę już na starcie wygrał pojedynek biegowy z kapitanem Pogoni Wojciechem Musułą i miał przed sobą już tylko Krasińskiego. Pewnym uderzeniem obok bramkarza sfinalizował przewagę swojej drużyny. Po takim ciosie Pogoń do 30 minuty nie mogła się podnieść. Dopiero po upływie pół godziny zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce. Pierwszy celny strzał, który jednak nie miał szans powodzenia, oddał Gracjan Miszkiewicz w 31 minucie. Dwie minuty później znacznie groźniej było w polu karnym Pogoni. Podanie do Smolarka, który prostym zwodem oszukał Janowicza i na nasze szczęście uderzył w bramkarza. W 36 minucie jedna z lepszych akcji Pogoni w całym meczu. Zagrana na jeden kontakt między Formelą a Adrianem Kochankiem wyprowadziła tego drugiego na czyste uderzenie tuż zza pola karnego. Piłka jednak o metr minęła dalszy słupek. W 38 minucie trener Pogoni Sobiesław Przybylski, widząc, że Pogoń przegrywa środek pola, zmienił Miszkiewicza i wprowadził Szymona Bacha.
Kiedy wydawało się, że Pogoń opanowała sytuację i uporządkowała grę, w 44 minucie straciła drugiego gola. Szybko rozegrany wolny, piłka przy linii bocznej trafiła do Choszcza, a ten dośrodkował wysokim łukiem w pole bramkowe. Bramkarz Pogoni źle obliczył lot piłki i sam skierował ją do bramki. Dobitka Smolarka była już niepotrzebna. Do szatni Pogoń schodziła z dwubramkową stratą.
Na drugą połowę obie drużyny wyszły bez zmian. Pogoń zaczęła tę część lepiej niż pierwszą, także dlatego, że uspokojeni poważną zaliczką gospodarze nieco cofnęli się. W 51 minucie podaniem jeszcze z własnej połowy Mateusz Wesserling uruchomił Bacha. Ten ostatni ograł Choszcza i dośrodkował w pole karne. Dwa dośrodkowania z Polonią i Koralem jego koledzy potrafili zamienić na gole. Tym razem nie było ono tak dokładne, bo Formela dostał piłkę nieco za plecy i tylko strącił ją głową.
W 53 minucie wszystkim zamarły na chwile serca. W walce o piłkę w polu karnym pierwszy był Krasiński, ale Marcin Staszczuk z impetem wpadł na niego, uderzając kolanem. Następne minuty wyglądały dramatycznie. Półprzytomnego bramkarza trzeba było znieść na noszach. Potrzebna była karetka. Paweł co najmniej przez kilka tygodni zostanie wyłączony z gry. W tych dramatycznych chwilach, to co działo się na murawie, było jakby mniej istotne. W 70 minucie długie zagranie z obrony Łukasza Łapigrowskiego, trafiło do Smolarka. Nie wszyscy obrońcy Pogoni założyli pułapkę ofsajdową i Smolarek miał przed sobą tylko Patryka Labudę. Dobre wyjście z bramki zapobiegło utracie trzeciego gola, ale nie na długo. Na końcowe minuty do przodu został przesunięty Musuła i Pogoń przeszła na ustawienie z trzema obrońcami – Bachem, Jasińskim i Janowiczem.
W 82 minucie gospodarze mieli rzut rożny, z którego dośrodkował Staszczuk. Nie od dziś wiadomo, że przy stałych fragmentach, które są mocną stroną Aniołów, szczególną uwagę należy zwrócić na włączającego się z obrony weterana 42-letniego. Pendowskiego. Za niego miał odpowiadać równy wzrostem Kochanek, tymczasem do piłki skakał dużo niższy Stankiewicz i nic dziwnego, że Pendowski bez problemy wygrał ten pojedynek, podwyższając prowadzenie gospodarzy na 3:0.
Dopiero w końcówce, przegrywając już tak wysoko, Pogoń stworzyła sobie najgroźniejszą sytuację. Po dośrodkowaniu Bacha skiksował Łapigrowski i piłka trafiła do Formeli. Z kilku metrów uderzył wolejem, ale wprost w bramkarza.
Nie strzeliła Pogoń i nokautujący cios zadali w 4 minucie doliczonego czasu gry gospodarze, choć Labuda robił, co mógł, by zapobiec stracie gola. Obronił uderzenie z dystansu Maszoty, później efektowną paradą na refleks dobitkę z bliska Smolarka, aż wreszcie pokonał go uderzeniem głową z bliska Maszota.
W historii IV-ligowych konfrontacji Pogoń jeszcze nie wygrała z Aniołami. Na pierwsze zwycięstwo pozostaje nam czekać do wiosennego rewanżu w Lęborku.