11. kolejka IV ligi, sezon 2015/2016, 17 października 2015 godz. 15
Pogoń Lębork – Anioły Garczegorze 1:0 (1:0)
bramka: Mateusz Sychowski (‘4)
Pogoń: Katzor - Wesserling, Musuła, Kochanek, Skibicki, Morawski, Sychowski, Stankiewicz (‘63 Miszkiewicz), Kłos (‘69 Haraszczuk), Formela, Madziąg (‘63 Ilanz, ‘85 Paweł Labuda)
Anioły: Oleszkiewicz – Smolarek, Żółć, Pendowski, Drzazgowski, Choszcz – Narewski, F. Mielewczyk, K. Ulanowski (‘74 Juśkiewicz), M. Staszczuk, Mikułko (‘46 Miotk)
żółte kartki: Stankiewicz, Formela – Smolarek, Narewski
sędziowie: A. Czyż oraz Konkel, Stanisławczyk
Podobnie jak w marcu także w sobotę w Lęborku „złoty” gol przesądził o derbowym zwycięstwie Pogoni z Aniołami. Z tą jednak zasadniczą różnicą, że wiosną czekaliśmy na upragnioną bramkę do doliczonego czasu gry, a teraz już w 4 minucie Mateusz Sychowski uderzając przy słupku z rzutu wolnego wykorzystał złe ustawienie Krzysztofa Oleszkiewicza. Umocniona szybkim prowadzeniem Pogoń do przerwy realizowała swój plan taktyczny, kontrolując boiskowe wydarzenia i zagrażając jeszcze kilka razy bramce defensywnie ustawionych gości. Mecz przestał być tak jednostronny w drugiej połowie, kiedy uciekający czas zmusił gości do bardziej otwartej gry. Anioły kilka razy poważnie zagroziły bramce Katzora, a najlepszych okazji nie wykorzystali Miotk i Smolarek. Pogoń odgryzała się kontrami i miała szanse na podwyższenie prowadzenia. Mimo siąpiącego deszczu mecz derbowy trzymał w napięciu do końca i zakończył się wynikiem, który umocnił Pogoń w czołówce tabeli.
- Mecz przebiegał tak, jak sobie wyobrażałem - powiedział po spotkaniu trener Waldemar Walkusz. - Anioły ustawione były bardzo nisko, na obronę swojej bramki. Mecz mógł przebiegać tak, jak spotkanie z Stolemem Gniewino (0:0 - przyp. red.), ale tu mieliśmy bardzo dobre otwarcie, bardzo dobre uderzenie z rzutu wolnego Mateusza Sychowskiego, 4 minuta i mamy 1:0. To był ten moment, w którym powinniśmy zaatakować. Przechwyciliśmy parę razy piłkę, ale robiliśmy błędy, bo zamiast zdobywać teren do przodu, piłka wracała do linii obrony. Gdyby padła druga bramka pewnie byłoby spokojniej. Na druga połowę wiedziałem, że zespół Aniołów nie będzie miał nic do stracenia. My mieliśmy poczekać na tę sytuację, na tę kontrę i takie sytuacje też były. Anioły pod koniec ruszyły do przodu, ale trzeba sobie powiedzieć, że oprócz jednej nie mieli sytuacji czystych. Oczywiście kotłowało się pod naszą bramką po stałych fragmentach gry, ale klarownych sytuacji nie było. Mecze z sąsiadami zza miedzy zawsze były zacięte. Cieszę się, że ja jako trener drugi raz prowadzę zespół i mamy drugie zwycięstwo 1:0. Trzeba pogratulować chłopakom, mamy 25 punktów i trzymamy się cały czas w czołówce.
Zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania była Pogoń i wielu kibiców zastanawiało się tylko nad rozmiarami wygranej z lokalnym rywalem, który przeżywa najgorszy sezon w krótkiej, IV-ligowej historii występów na tym poziomie. Początek podtrzymał te oczekiwania, bo już w 4 minucie cieszyliśmy się z prowadzenia. W okolicach narożnika pola karnego Smolarek przerwał nieprzepisowo szarżę Łukasza Kłosa. Goście ustawili mur, a do piłki podszedł najczęstszy egzekutor takich stałych fragmentów Mateusz Sychowski. Bez problemu kopnął wysoko nad murem, Oleszkiewicz zrobił jeszcze krok w prawą stronę, ale nic więcej nie był w stanie zrobić i piłka wpadła przy słupku zatrzymując się w bramce. Eksplozja radości na boisku i na trybunach.
Pogoń była w komfortowej sytuacji i mogła spokojnie budować swoje akcje, tym bardziej, że mimo utraty gola goście byli skupieni na własnej połowie. Utrzymująca się przy piłce Pogoń atakowała skrzydłami, grała długimi podaniami, ale na kolejną okazję czekaliśmy do 26 minuty. Z odbitej piłki środkowy pomocnik Rafał Morawski uderzył lewą nogą z 18 m obok słupka.
Potężne oblężenie pola karnego Aniołów miało miejsce w 28 minucie. Najpierw jednak goście zaatakowali skrzydłem, ale tuż za połową udany odbiór rozpoczął kontratak Pogoni. Tym samym skrzydłem ruszył Damian Formela, ale obrońca wybił mu piłkę spod nóg na rzut rożny. Po dośrodkowaniu Sychowskiego goście nie potrafili skutecznie wybić piłki z pola karnego i zablokowali kilka uderzeń, łącznie z tym ostatnim Mateusza Madziąga. W 31 minucie skutecznie o piłką powalczył w środku pola Kłos, odbierając ją Narewskiemu. Widząc, co się święci Smolarek taktycznie przerwa faulem kontrę i został pierwszym, ukaranym przez Adama Czyża żółtą kartką zawodnikiem. Kiedy kibice czekali już na gwizdek na przerwę niepotrzebny faul przy bocznej linii dał Aniołom stały fragment i potencjalne zagrożenie. Po zagraniu w pole karne Marcina Staszczuka Katzor wybiegł daleko z bramki, ale nie złapał piłki. Asekurujący go obrońca wyjaśnił sytuację i sędzia zaraz zaprosił na przerwę.
Na drugą połowę trener gości Tadeusz Wanat posłał w bój dużo bardziej doświadczonego 33-letniego Adama Miotka w miejsce najbardziej wysuniętego Marcina Mikułko, który tego dnia obchodził 23 urodziny. I właśnie Miotk miał bardzo szybko swoją szansę. W 49 minucie po prostopadłym zagraniu między stoperów Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza. Michał Katzor wytrzymał próbę nerwów i Miotk kopnął w niego.
W 53 minucie Pogoń zagrała jedną z ładniejszych akcji – płynna, dokładna, z udziałem kilku zawodników. W jej finale Kłos wypuścił skrzydłem obiegającego go lewego obrońcę Skibickiego. Półgórne dośrodkowanie, przy dojściu do którego obrońca wygrał walkę o pozycję z Formelą. Piłka nie opuściła pola karnego, ale z sytuacyjnej piłki kilka metrów od bramki Madziąg raczej podał w ręce bramkarzowi. Dwie minuty potem pokazał się ponownie Kłos. Krótkim zwodem zwiódł obrońcę i miękko dośrodkował w pole karne. Formela zbyt głęboko podszedł pod piłkę i głową uderzył zbyt lekko, żeby zagrozić bramkarzowi gości.
W 63 minucie podwójna zmiana w Pogoni. Boisko opuścił ukarany kilka minut wcześniej żółtą kartką Stankiewicz i Madziąg. Na murawie pojawił się Miszkiewicz, który miał wspomóc harujących w środku pola Morawskiego i Sychowskiego oraz Ilanz, od teraz najbardziej wysunięty zawodnik Pogoni.
Przegrywający goście postawili wszystko na jedną kartę i role się odwróciły. Z zaangażowaniem większej liczby zawodników agresywnym pressingiem zmuszali Pogoń do strat, wyprowadzając kolejne ataki. W 64 minucie Miotk ze środka pola uruchomił Ulanowskiego, ale po uderzeniu tego ostatniego Anioły miały najpierw jeden, a chwilę potem drugi rzut rożny. W 66 minucie Żółć z obrony posłał długie, dokładne podanie przed pole karne, gdzie piłkę głową strącił do Miotka Smolarek. Miotk zagrał ostre podanie wzdłuż bramki, ale Mateusz Wesserling był czujny i nie pozwolił zamknąć akcji rywalowi. Bardzo groźnie było w 70 minucie. Po rożnym Staszczuka włączający się już w każdy stały fragment z rogu boiska najstarszy na boisku, 43-letni Arkadiusz Pendowski wygrał pojedynek powietrzny i dokładnie zgrał na głowę Smolarka. Pozostawiony bez krycia kilka metrów od bramki szukał uderzenia głową po dalszym słupku. Pomylił się, ale gdyby trafił w światło bramki mogło paść wyrównanie.
Po tym ostrzeżeniu akcja szybko przeniosła się pod bramkę Pogoni. Tym razem po długim przeżucie piłka trafiła do Ilanza. Miał miejsce i czas, żeby samemu wykończyć skutecznie sytuacje, co wielokrotnie wcześniej widzieliśmy. Zabrakło zdecydowania i teraz jednak wycofał piłkę przed pole karne, skąd prawą nogą uderzył Bartosz Haraszczuk. Piłka minęła słupek.
Będący w uderzeniu goście po raz ostatni poważnie zagrozili bramce Pogoni w 74 minucie. W okolicach linii końcowej Miotk związał dwóch obrońców i między nimi zagrał piłkę przed pole karne do Choszcza, którego mocne uderzenie sparował do boku Katzor. Do końca goście próbowali odrobić jednobramkową stratą, na czym zyskała atrakcyjność tego meczu.
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale z drugiej strony, jak w każdym meczu jesteśmy zespołem na pewno lepszym i przegrywamy. Nie mówię, że dzisiaj z Pogonią byliśmy lepsi, ale z 11 meczy zasłużenie przegraliśmy tak naprawdę jeden mecz w Kwidzynie z Rodłem - podsumował spotkanie trener Aniołów Tadeusz Wanat. - Pozostałe mecze to było to, co widzieliśmy po przerwie – „dzieci nieszczęścia”. Nie jesteśmy w pewnych sytuacjach w stanie zdobyć bramki, która by zdecydowała. Wcześniej mieliśmy nawet niewykorzystane rzuty karne. Pierwszą połowę mieliśmy przetrzymać spokojnie, ale nie ułożyło się. W 4 minucie dostaliśmy bramkę-prezent. Żeby dostać bramkę z rogu szesnastki? To nie był żaden strzał, tylko „lobik”. Bramkarz był źle ustawiony i zabrakło mu metra. Później Pogoń w miarę nie miała nam czym zaimponować. Po przerwie nastawiliśmy się na grę ofensywną, zdecydowana przewaga, akcje, sytuacje, tylko nie było bramki. Na to nie ma recepty. Decyduje zawodnik, jak strzeli. Zabrakło doświadczenia. Adam Miotk na początku drugiej połowy po prostopadłym podaniu miał idealną piłkę, Smolarek głową, 2-3 dogrania ze skrzydeł, gdzie zabrakło metra, ułamka sekundy, żeby wstawić nogę. Przed meczem stawiałem na wynik koło remisu lub wygranej jedną bramką. Nieszczęście, że Pogoń, której już nie brakuje punktów i przez to łatwiej jej się gra. My ciągle jeszcze walczymy o życie.
Pogoń Lębork – Anioły Garczegorze 1:0 (1:0)
bramka: Mateusz Sychowski (‘4)
Pogoń: Katzor - Wesserling, Musuła, Kochanek, Skibicki, Morawski, Sychowski, Stankiewicz (‘63 Miszkiewicz), Kłos (‘69 Haraszczuk), Formela, Madziąg (‘63 Ilanz, ‘85 Paweł Labuda)
Anioły: Oleszkiewicz – Smolarek, Żółć, Pendowski, Drzazgowski, Choszcz – Narewski, F. Mielewczyk, K. Ulanowski (‘74 Juśkiewicz), M. Staszczuk, Mikułko (‘46 Miotk)
żółte kartki: Stankiewicz, Formela – Smolarek, Narewski
sędziowie: A. Czyż oraz Konkel, Stanisławczyk
Podobnie jak w marcu także w sobotę w Lęborku „złoty” gol przesądził o derbowym zwycięstwie Pogoni z Aniołami. Z tą jednak zasadniczą różnicą, że wiosną czekaliśmy na upragnioną bramkę do doliczonego czasu gry, a teraz już w 4 minucie Mateusz Sychowski uderzając przy słupku z rzutu wolnego wykorzystał złe ustawienie Krzysztofa Oleszkiewicza. Umocniona szybkim prowadzeniem Pogoń do przerwy realizowała swój plan taktyczny, kontrolując boiskowe wydarzenia i zagrażając jeszcze kilka razy bramce defensywnie ustawionych gości. Mecz przestał być tak jednostronny w drugiej połowie, kiedy uciekający czas zmusił gości do bardziej otwartej gry. Anioły kilka razy poważnie zagroziły bramce Katzora, a najlepszych okazji nie wykorzystali Miotk i Smolarek. Pogoń odgryzała się kontrami i miała szanse na podwyższenie prowadzenia. Mimo siąpiącego deszczu mecz derbowy trzymał w napięciu do końca i zakończył się wynikiem, który umocnił Pogoń w czołówce tabeli.
- Mecz przebiegał tak, jak sobie wyobrażałem - powiedział po spotkaniu trener Waldemar Walkusz. - Anioły ustawione były bardzo nisko, na obronę swojej bramki. Mecz mógł przebiegać tak, jak spotkanie z Stolemem Gniewino (0:0 - przyp. red.), ale tu mieliśmy bardzo dobre otwarcie, bardzo dobre uderzenie z rzutu wolnego Mateusza Sychowskiego, 4 minuta i mamy 1:0. To był ten moment, w którym powinniśmy zaatakować. Przechwyciliśmy parę razy piłkę, ale robiliśmy błędy, bo zamiast zdobywać teren do przodu, piłka wracała do linii obrony. Gdyby padła druga bramka pewnie byłoby spokojniej. Na druga połowę wiedziałem, że zespół Aniołów nie będzie miał nic do stracenia. My mieliśmy poczekać na tę sytuację, na tę kontrę i takie sytuacje też były. Anioły pod koniec ruszyły do przodu, ale trzeba sobie powiedzieć, że oprócz jednej nie mieli sytuacji czystych. Oczywiście kotłowało się pod naszą bramką po stałych fragmentach gry, ale klarownych sytuacji nie było. Mecze z sąsiadami zza miedzy zawsze były zacięte. Cieszę się, że ja jako trener drugi raz prowadzę zespół i mamy drugie zwycięstwo 1:0. Trzeba pogratulować chłopakom, mamy 25 punktów i trzymamy się cały czas w czołówce.
Zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania była Pogoń i wielu kibiców zastanawiało się tylko nad rozmiarami wygranej z lokalnym rywalem, który przeżywa najgorszy sezon w krótkiej, IV-ligowej historii występów na tym poziomie. Początek podtrzymał te oczekiwania, bo już w 4 minucie cieszyliśmy się z prowadzenia. W okolicach narożnika pola karnego Smolarek przerwał nieprzepisowo szarżę Łukasza Kłosa. Goście ustawili mur, a do piłki podszedł najczęstszy egzekutor takich stałych fragmentów Mateusz Sychowski. Bez problemu kopnął wysoko nad murem, Oleszkiewicz zrobił jeszcze krok w prawą stronę, ale nic więcej nie był w stanie zrobić i piłka wpadła przy słupku zatrzymując się w bramce. Eksplozja radości na boisku i na trybunach.
Pogoń była w komfortowej sytuacji i mogła spokojnie budować swoje akcje, tym bardziej, że mimo utraty gola goście byli skupieni na własnej połowie. Utrzymująca się przy piłce Pogoń atakowała skrzydłami, grała długimi podaniami, ale na kolejną okazję czekaliśmy do 26 minuty. Z odbitej piłki środkowy pomocnik Rafał Morawski uderzył lewą nogą z 18 m obok słupka.
Potężne oblężenie pola karnego Aniołów miało miejsce w 28 minucie. Najpierw jednak goście zaatakowali skrzydłem, ale tuż za połową udany odbiór rozpoczął kontratak Pogoni. Tym samym skrzydłem ruszył Damian Formela, ale obrońca wybił mu piłkę spod nóg na rzut rożny. Po dośrodkowaniu Sychowskiego goście nie potrafili skutecznie wybić piłki z pola karnego i zablokowali kilka uderzeń, łącznie z tym ostatnim Mateusza Madziąga. W 31 minucie skutecznie o piłką powalczył w środku pola Kłos, odbierając ją Narewskiemu. Widząc, co się święci Smolarek taktycznie przerwa faulem kontrę i został pierwszym, ukaranym przez Adama Czyża żółtą kartką zawodnikiem. Kiedy kibice czekali już na gwizdek na przerwę niepotrzebny faul przy bocznej linii dał Aniołom stały fragment i potencjalne zagrożenie. Po zagraniu w pole karne Marcina Staszczuka Katzor wybiegł daleko z bramki, ale nie złapał piłki. Asekurujący go obrońca wyjaśnił sytuację i sędzia zaraz zaprosił na przerwę.
Na drugą połowę trener gości Tadeusz Wanat posłał w bój dużo bardziej doświadczonego 33-letniego Adama Miotka w miejsce najbardziej wysuniętego Marcina Mikułko, który tego dnia obchodził 23 urodziny. I właśnie Miotk miał bardzo szybko swoją szansę. W 49 minucie po prostopadłym zagraniu między stoperów Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza. Michał Katzor wytrzymał próbę nerwów i Miotk kopnął w niego.
W 53 minucie Pogoń zagrała jedną z ładniejszych akcji – płynna, dokładna, z udziałem kilku zawodników. W jej finale Kłos wypuścił skrzydłem obiegającego go lewego obrońcę Skibickiego. Półgórne dośrodkowanie, przy dojściu do którego obrońca wygrał walkę o pozycję z Formelą. Piłka nie opuściła pola karnego, ale z sytuacyjnej piłki kilka metrów od bramki Madziąg raczej podał w ręce bramkarzowi. Dwie minuty potem pokazał się ponownie Kłos. Krótkim zwodem zwiódł obrońcę i miękko dośrodkował w pole karne. Formela zbyt głęboko podszedł pod piłkę i głową uderzył zbyt lekko, żeby zagrozić bramkarzowi gości.
W 63 minucie podwójna zmiana w Pogoni. Boisko opuścił ukarany kilka minut wcześniej żółtą kartką Stankiewicz i Madziąg. Na murawie pojawił się Miszkiewicz, który miał wspomóc harujących w środku pola Morawskiego i Sychowskiego oraz Ilanz, od teraz najbardziej wysunięty zawodnik Pogoni.
Przegrywający goście postawili wszystko na jedną kartę i role się odwróciły. Z zaangażowaniem większej liczby zawodników agresywnym pressingiem zmuszali Pogoń do strat, wyprowadzając kolejne ataki. W 64 minucie Miotk ze środka pola uruchomił Ulanowskiego, ale po uderzeniu tego ostatniego Anioły miały najpierw jeden, a chwilę potem drugi rzut rożny. W 66 minucie Żółć z obrony posłał długie, dokładne podanie przed pole karne, gdzie piłkę głową strącił do Miotka Smolarek. Miotk zagrał ostre podanie wzdłuż bramki, ale Mateusz Wesserling był czujny i nie pozwolił zamknąć akcji rywalowi. Bardzo groźnie było w 70 minucie. Po rożnym Staszczuka włączający się już w każdy stały fragment z rogu boiska najstarszy na boisku, 43-letni Arkadiusz Pendowski wygrał pojedynek powietrzny i dokładnie zgrał na głowę Smolarka. Pozostawiony bez krycia kilka metrów od bramki szukał uderzenia głową po dalszym słupku. Pomylił się, ale gdyby trafił w światło bramki mogło paść wyrównanie.
Po tym ostrzeżeniu akcja szybko przeniosła się pod bramkę Pogoni. Tym razem po długim przeżucie piłka trafiła do Ilanza. Miał miejsce i czas, żeby samemu wykończyć skutecznie sytuacje, co wielokrotnie wcześniej widzieliśmy. Zabrakło zdecydowania i teraz jednak wycofał piłkę przed pole karne, skąd prawą nogą uderzył Bartosz Haraszczuk. Piłka minęła słupek.
Będący w uderzeniu goście po raz ostatni poważnie zagrozili bramce Pogoni w 74 minucie. W okolicach linii końcowej Miotk związał dwóch obrońców i między nimi zagrał piłkę przed pole karne do Choszcza, którego mocne uderzenie sparował do boku Katzor. Do końca goście próbowali odrobić jednobramkową stratą, na czym zyskała atrakcyjność tego meczu.
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale z drugiej strony, jak w każdym meczu jesteśmy zespołem na pewno lepszym i przegrywamy. Nie mówię, że dzisiaj z Pogonią byliśmy lepsi, ale z 11 meczy zasłużenie przegraliśmy tak naprawdę jeden mecz w Kwidzynie z Rodłem - podsumował spotkanie trener Aniołów Tadeusz Wanat. - Pozostałe mecze to było to, co widzieliśmy po przerwie – „dzieci nieszczęścia”. Nie jesteśmy w pewnych sytuacjach w stanie zdobyć bramki, która by zdecydowała. Wcześniej mieliśmy nawet niewykorzystane rzuty karne. Pierwszą połowę mieliśmy przetrzymać spokojnie, ale nie ułożyło się. W 4 minucie dostaliśmy bramkę-prezent. Żeby dostać bramkę z rogu szesnastki? To nie był żaden strzał, tylko „lobik”. Bramkarz był źle ustawiony i zabrakło mu metra. Później Pogoń w miarę nie miała nam czym zaimponować. Po przerwie nastawiliśmy się na grę ofensywną, zdecydowana przewaga, akcje, sytuacje, tylko nie było bramki. Na to nie ma recepty. Decyduje zawodnik, jak strzeli. Zabrakło doświadczenia. Adam Miotk na początku drugiej połowy po prostopadłym podaniu miał idealną piłkę, Smolarek głową, 2-3 dogrania ze skrzydeł, gdzie zabrakło metra, ułamka sekundy, żeby wstawić nogę. Przed meczem stawiałem na wynik koło remisu lub wygranej jedną bramką. Nieszczęście, że Pogoń, której już nie brakuje punktów i przez to łatwiej jej się gra. My ciągle jeszcze walczymy o życie.