Pogoń Lębork - Brda Przechlewo 3:1 (1:1)
bramki: 1:0 Bartosz Haraszczuk (27 – rzut wolny) 1:1 Marcin Szopiński (43) 2:1 Sylwester Ilanz (46 - głową) 3:1 Mariusz Kalamaszek (90 + 4 – rzut wolny)
Pogoń: Czekirda – Żółtowski, Jasiński (kapitan), Kozakiewicz, Haraszczuk – Morawski, Kowalski, Witkowski (60 Kalamaszek) – Kołucki (71 J. Żmudzki), Stankiewicz (90 R. Główczewski), Ilanz
Brda: Tandecki – Wasiniewski, G. Wirkus (kapitan), Buczko (70 Ginter), Gostomczyk, Chrapkowski (74 Gleb), Łopusiński, Bukowski, Orłowski (Pilarski), Szopiński, Czarnotta
Żółte kartki: Morawski, Czekirda, Haraszczuk – Wirkus
Sędzia: Arkadiusz Piotrowski
Po trzech meczach bez wygranej Pogoń wreszcie zdobyła komplet punktów. Mecz jak na pojedynek drużyn z czołówki stał na przeciętnym poziomie, który kibicom wynagrodziły efektowne gole. Jeszcze raz okazało się, jak silną bronią mogą być stałe fragmenty, po których Pogoń strzeliła bezpośrednio lub pośrednio wszystkie bramki. Wyrównujący gol dla gości Marcina Szopińskiego tuż przed przerwą padł po uderzeniu z powietrza, z ponad 20 metrów, choć chyba bramkarz Pogoni Dominik Czekirda, który wrócił między słupki po dłuższej przerwie, nie może być do końca zadowolony ze swojej interwencji. W sobotę Pogoń czeka mecz na szczycie w Człuchowie z liderem.
- Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Daliśmy sygnał kibicom, całej lidze ale przede wszystkim sobie, że nasz cel się nie zmienił i jesteśmy w grze o AWANS, że jesteśmy MOCNI. Spotkanie nie należało do najlepszych w naszym wykonaniu ale bramki, które zdobył mój zespół mogły się podobać. Każda z trzech bramek była przedniej urody!!! Gratuluję mojemu zespołowi, teraz czas na operacje pt.: Człuchów - powiedział trener Sobiesław Przybylski.
Zwycięstwo zwycięstwem i trzy punkty zostały dopisane do dorobku, zwłaszcza, że po takim laniu, jakie Pogoń dostała przed tygodniem z rezerwami Gryfa, można było obawiać się o morale zawodników. Trener Sobiesław Przybylski miał już do dyspozycji trzech z czterech nieobecnych przed tygodniem zawodników. Jasiński i Kowalski zaczęli mecz w wyjściowym składzie. Kalamaszek wszedł na pół godziny. Poza kadrą pozostaje Szymon Bach, który nie pojechał z drużyną do Słupska.
To, że Pogoń będzie miała inicjatywę w tym meczu, że dłużej będzie w posiadaniu piłki, że gra będzie się głównie toczyć na połowie gości, ewentualnie w środku pola, było niemal pewne. I także to, że goście będą szukać swoich bramkowych okazji w kontratakach, licząc na szybkiego, zwinnego najlepszego strzelca ligi Szymona Czarnottę. Tyle, że z przewagi Pogoni niewiele wynikało, bo szczególnie przed przerwą, mocno kulało rozegranie akcji w środku pola. Wolne tempo, mnożyły się niedokładności, straty choć akcja z samego początku meczu, kiedy po wymianie piłki między kilkoma naszymi zawodnikami, na czystą sytuację został wyprowadzony Andrzej Kołucki, mogła dawać nadzieję na coś więcej. Kołucki strzelił jednak z kliku metrów w bramkarza i na prowadzenie musieliśmy jeszcze poczekać. Nie dała go także akcja z 20 minuty, kiedy daleko od pola karnego piłka przechodziła wszerz boiska między gospodarzami, aż na strzał zdecydował się ze środka Witkowski. Uderzenie i nie miało mocy i celności i nie mogło zrobić gościom krzywdy. W 27 minucie na solową szarże zdecydował się Kołucki. Ruszył środkiem boiska, mijając kilku obrońców, aż wreszcie kiedy miał już wbiec w pole karne, został przez ostatniego z interweniujących obrońców sfaulowany. Żółta kartka, jak się za chwilę miało okazać, nie była jedyną przykrą konsekwencją dla gości. Rzut wolny i piłkę ustawił lewy obrońca Bartosz Haraszczuk a przed nim stanął mur złożony z czterech rywali, zasłaniając bliższy słupek bramki strzeżonej przez Marka Tandeckiego. Haraszczuk tak przymierzył, że piłka wpadła tuż przy słupku, także dlatego, że w murze jeden z przechlewian uchylił głowę. Haraszczuk utonął w objęciach kolegów. Jak nie szło z akcji, wpadło z wolnego. Grunt, że Pogoń wygrywała.
Haraszczuk znakomicie wywiązał się z zadań ofensywnych, ale w 33 minucie przy bocznej linii własnego pola karnego zamiast wybić piłkę jak najdalej, oddalając zagrożenie, sam je sprokurował, bo wykopał ją w górę. Jeden z rywali powalczył i został sfaulowany przy bocznej linii „szesnastki”. Tym razem to goście mieli szansę zrobić użytek ze stałego fragmentu. Wrzucenie piłki w pole karne, która została wybita przez obrońcę, ale trafiła do jednego z przyjezdnych. Pierwszy strzał został zablokowany, ale dobitka prawie skończyła się wyrównaniem. Piłka trafiła w słupek i gdyby nie to, Brda odrobiła by stratę gola. W tej akcji jeszcze gościom zabrakło szczęścia. Uśmiechnęło się do nich tuż przed zejściem na przerwę. W 44 minucie, dobre ponad 20 metrów od bramki piłkę z powietrza uderzył Marcin Szopiński i przy spóźnionej interwencji Czekirdy wpadła tuż przy słupku. - Byłem trochę zasłonięty przez Marka Kozakiewicza, który w ostatnim momencie odsunął się i za późno zareagowałem a temu zawodnikowi wyszedł strzał 1 na 10 – ocenił 18-letni bramkarz Pogoni, który tym meczem wrócił do bramki, zastępując Michała Skrzypczaka, który tym razem oglądał spotkanie z ławki rezerwowych. Radość gości z wyrównania mogła nie trwać długo, bo w doliczonej minucie Sylwester Ilanz zgubił obrońcę i w jednej akcji najpierw z bliska trafił w słupek, a po dobitce piłka minęła drugi, dalszy słupek naprawdę niewiele.
Tak jak źle zakończyła się pierwsza połowa, tak dobrze zaczęła druga. Tuż po rozpoczęciu rożny dla Pogoni. Po dośrodkowaniu Kowalskiego piłka trafiła na głowę Ilanza, który lobował skutecznie bramkarza. Odzyskane prowadzenie dodało Pogoni animuszu i kolejne minuty, kiedy poszła bardziej zdecydowanie za ciosem, to był chyba najlepszy fragment gry gospodarzy w tym spotkaniu. Swoje okazje mieli też goście, czasami po własnej akcji, a czasami z niefrasobliwości naszych zawodników. W 56 minucie najgroźniejszemu w ich szeregach Szymonowi Czarnocie, liderowi klasyfikacji strzelców, zabrakło niewiele, by zamknąć podanie wzdłuż bramki. Z kolei w 59 minucie ciśnienie kibicom podniósł Czekirda. Wybiegł z bramki za pole karne, aby wybić piłkę i uprzedzić rywala, ale wdał się w drybling i musiał ratować się faulem, bo goście strzelili by do pustej bramki . Został ukarany żółtą kartką, ale była to jedyna konsekwencja tej sytuacji, bo strzał z wolnego był mocno niecelny. - Chciałem się cofnąć, żeby złapać piłkę w polu karnym ale napastnik byłby szybszy zanim piłka by do mnie doleciała więc kopnąłem i zderzyłem się z nim – ocenił bramkarz ze swojej perspektywy. Już minutę później Ilanz miał okazję drugi raz wpisać się na listę strzelców. Wygrał pojedynek biegowy z obrońcą ale mierzony strzał minimalnie minął słupek. Po godzinie gry Witkowskiego zmienił Kalamaszek. W 64 minucie kolejny atak Pogoni, w którym Haraszczuk posłał piłkę wzdłuż pola bramkowego, a na dalszym słupku zamykał akcję Stankiewicz. Piłka uderzona wślizgiem zmierzała do bramki, ale odbiła się jeszcze po drodze od obrońcy i wyszła na rożny. W 70 minucie Kołuckiego zastąpił na skrzydle Jakub Żmudzki, a w 77 minucie w pomocy za Morawskiego pojawił się Krajnik Kwadrans przed końcem dośrodkowanie głową zamknął rezerwowy w drużynie gości Jędrzej Pilarski, ale piłka bezpiecznie dla Pogoni minęła słupek. Im bliżej było końca i Pogoń prowadziła tylko różnicą bramki, pojawiły się elementy gry na czas, o co pretensje do arbitra mieli goście. Uspokoić nerwową końcówkę miał szansę Ilanz, którego podaniem między obrońców na sytuację, w której napastnik Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza, wyprowadził Żmudzki. Niestety piłka już w polu karnym odskoczyła napastnikowi gospodarzy.
Na ustalenie wyniku, który przypieczętował zasłużoną wygraną Pogoni, poczekaliśmy do czwartej minuty doliczonego czasu gry przez sędziego Arkadiusza Piotrowskiego. Znowu udział w akcji miał Ilanz. Na popularny piłkarski zakos najpierw raz, za chwilę drugi ograł obrońcę, który nie widząc już innego wyjścia w mało wyrafinowany sposób odepchnął rękami napastnika Pogoni. Żółta kartka dla kapitana Grzegorza Wirkusa, ale to jeszcze nie koniec konsekwencji dla gości. Jak za starych, jeszcze III-ligowych czasów, Kalamaszek przymierzył w samo okienko bramki Tandeckiego, ustalając wynik na 3:1.
- Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Daliśmy sygnał kibicom, całej lidze ale przede wszystkim sobie, że nasz cel się nie zmienił i jesteśmy w grze o AWANS, że jesteśmy MOCNI. Spotkanie nie należało do najlepszych w naszym wykonaniu ale bramki, które zdobył mój zespół mogły się podobać. Każda z trzech bramek była przedniej urody!!! Gratuluję mojemu zespołowi, teraz czas na operacje pt.: Człuchów - powiedział trener Sobiesław Przybylski.
Zwycięstwo zwycięstwem i trzy punkty zostały dopisane do dorobku, zwłaszcza, że po takim laniu, jakie Pogoń dostała przed tygodniem z rezerwami Gryfa, można było obawiać się o morale zawodników. Trener Sobiesław Przybylski miał już do dyspozycji trzech z czterech nieobecnych przed tygodniem zawodników. Jasiński i Kowalski zaczęli mecz w wyjściowym składzie. Kalamaszek wszedł na pół godziny. Poza kadrą pozostaje Szymon Bach, który nie pojechał z drużyną do Słupska.
To, że Pogoń będzie miała inicjatywę w tym meczu, że dłużej będzie w posiadaniu piłki, że gra będzie się głównie toczyć na połowie gości, ewentualnie w środku pola, było niemal pewne. I także to, że goście będą szukać swoich bramkowych okazji w kontratakach, licząc na szybkiego, zwinnego najlepszego strzelca ligi Szymona Czarnottę. Tyle, że z przewagi Pogoni niewiele wynikało, bo szczególnie przed przerwą, mocno kulało rozegranie akcji w środku pola. Wolne tempo, mnożyły się niedokładności, straty choć akcja z samego początku meczu, kiedy po wymianie piłki między kilkoma naszymi zawodnikami, na czystą sytuację został wyprowadzony Andrzej Kołucki, mogła dawać nadzieję na coś więcej. Kołucki strzelił jednak z kliku metrów w bramkarza i na prowadzenie musieliśmy jeszcze poczekać. Nie dała go także akcja z 20 minuty, kiedy daleko od pola karnego piłka przechodziła wszerz boiska między gospodarzami, aż na strzał zdecydował się ze środka Witkowski. Uderzenie i nie miało mocy i celności i nie mogło zrobić gościom krzywdy. W 27 minucie na solową szarże zdecydował się Kołucki. Ruszył środkiem boiska, mijając kilku obrońców, aż wreszcie kiedy miał już wbiec w pole karne, został przez ostatniego z interweniujących obrońców sfaulowany. Żółta kartka, jak się za chwilę miało okazać, nie była jedyną przykrą konsekwencją dla gości. Rzut wolny i piłkę ustawił lewy obrońca Bartosz Haraszczuk a przed nim stanął mur złożony z czterech rywali, zasłaniając bliższy słupek bramki strzeżonej przez Marka Tandeckiego. Haraszczuk tak przymierzył, że piłka wpadła tuż przy słupku, także dlatego, że w murze jeden z przechlewian uchylił głowę. Haraszczuk utonął w objęciach kolegów. Jak nie szło z akcji, wpadło z wolnego. Grunt, że Pogoń wygrywała.
Haraszczuk znakomicie wywiązał się z zadań ofensywnych, ale w 33 minucie przy bocznej linii własnego pola karnego zamiast wybić piłkę jak najdalej, oddalając zagrożenie, sam je sprokurował, bo wykopał ją w górę. Jeden z rywali powalczył i został sfaulowany przy bocznej linii „szesnastki”. Tym razem to goście mieli szansę zrobić użytek ze stałego fragmentu. Wrzucenie piłki w pole karne, która została wybita przez obrońcę, ale trafiła do jednego z przyjezdnych. Pierwszy strzał został zablokowany, ale dobitka prawie skończyła się wyrównaniem. Piłka trafiła w słupek i gdyby nie to, Brda odrobiła by stratę gola. W tej akcji jeszcze gościom zabrakło szczęścia. Uśmiechnęło się do nich tuż przed zejściem na przerwę. W 44 minucie, dobre ponad 20 metrów od bramki piłkę z powietrza uderzył Marcin Szopiński i przy spóźnionej interwencji Czekirdy wpadła tuż przy słupku. - Byłem trochę zasłonięty przez Marka Kozakiewicza, który w ostatnim momencie odsunął się i za późno zareagowałem a temu zawodnikowi wyszedł strzał 1 na 10 – ocenił 18-letni bramkarz Pogoni, który tym meczem wrócił do bramki, zastępując Michała Skrzypczaka, który tym razem oglądał spotkanie z ławki rezerwowych. Radość gości z wyrównania mogła nie trwać długo, bo w doliczonej minucie Sylwester Ilanz zgubił obrońcę i w jednej akcji najpierw z bliska trafił w słupek, a po dobitce piłka minęła drugi, dalszy słupek naprawdę niewiele.
Tak jak źle zakończyła się pierwsza połowa, tak dobrze zaczęła druga. Tuż po rozpoczęciu rożny dla Pogoni. Po dośrodkowaniu Kowalskiego piłka trafiła na głowę Ilanza, który lobował skutecznie bramkarza. Odzyskane prowadzenie dodało Pogoni animuszu i kolejne minuty, kiedy poszła bardziej zdecydowanie za ciosem, to był chyba najlepszy fragment gry gospodarzy w tym spotkaniu. Swoje okazje mieli też goście, czasami po własnej akcji, a czasami z niefrasobliwości naszych zawodników. W 56 minucie najgroźniejszemu w ich szeregach Szymonowi Czarnocie, liderowi klasyfikacji strzelców, zabrakło niewiele, by zamknąć podanie wzdłuż bramki. Z kolei w 59 minucie ciśnienie kibicom podniósł Czekirda. Wybiegł z bramki za pole karne, aby wybić piłkę i uprzedzić rywala, ale wdał się w drybling i musiał ratować się faulem, bo goście strzelili by do pustej bramki . Został ukarany żółtą kartką, ale była to jedyna konsekwencja tej sytuacji, bo strzał z wolnego był mocno niecelny. - Chciałem się cofnąć, żeby złapać piłkę w polu karnym ale napastnik byłby szybszy zanim piłka by do mnie doleciała więc kopnąłem i zderzyłem się z nim – ocenił bramkarz ze swojej perspektywy. Już minutę później Ilanz miał okazję drugi raz wpisać się na listę strzelców. Wygrał pojedynek biegowy z obrońcą ale mierzony strzał minimalnie minął słupek. Po godzinie gry Witkowskiego zmienił Kalamaszek. W 64 minucie kolejny atak Pogoni, w którym Haraszczuk posłał piłkę wzdłuż pola bramkowego, a na dalszym słupku zamykał akcję Stankiewicz. Piłka uderzona wślizgiem zmierzała do bramki, ale odbiła się jeszcze po drodze od obrońcy i wyszła na rożny. W 70 minucie Kołuckiego zastąpił na skrzydle Jakub Żmudzki, a w 77 minucie w pomocy za Morawskiego pojawił się Krajnik Kwadrans przed końcem dośrodkowanie głową zamknął rezerwowy w drużynie gości Jędrzej Pilarski, ale piłka bezpiecznie dla Pogoni minęła słupek. Im bliżej było końca i Pogoń prowadziła tylko różnicą bramki, pojawiły się elementy gry na czas, o co pretensje do arbitra mieli goście. Uspokoić nerwową końcówkę miał szansę Ilanz, którego podaniem między obrońców na sytuację, w której napastnik Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza, wyprowadził Żmudzki. Niestety piłka już w polu karnym odskoczyła napastnikowi gospodarzy.
Na ustalenie wyniku, który przypieczętował zasłużoną wygraną Pogoni, poczekaliśmy do czwartej minuty doliczonego czasu gry przez sędziego Arkadiusza Piotrowskiego. Znowu udział w akcji miał Ilanz. Na popularny piłkarski zakos najpierw raz, za chwilę drugi ograł obrońcę, który nie widząc już innego wyjścia w mało wyrafinowany sposób odepchnął rękami napastnika Pogoni. Żółta kartka dla kapitana Grzegorza Wirkusa, ale to jeszcze nie koniec konsekwencji dla gości. Jak za starych, jeszcze III-ligowych czasów, Kalamaszek przymierzył w samo okienko bramki Tandeckiego, ustalając wynik na 3:1.