walkusz_waldemar_wrz_2020_700px.jpgZbliżający się koniec roku sprzyja podsumowaniom. Do długiej rozmowy z zachowaniem społecznego dystansu zaprosiliśmy trenera pierwszego zespołu Waldemara Walkusza. W pierwszej części wywiadu szkoleniowiec Pogoni obszernie podsumował wyniki zespołu, zdradził jak podchodzi do rywalizacji w Pucharze Polski oraz wyjaśnił jak ważny dla drużyny jest trener przygotowania fizycznego Dariusz Nawrocki. Zapraszamy do lektury!

Spotykamy się tydzień po ostatniej ligowej kolejce w tym roku i w dniu (piątek 20 listopada), kiedy to ostatni raz spotka się trener z drużyną przed zimową przerwą. Wracając w zeszłą sobotę autokarem z drużyną z Nowego Stawu co trener myślał o tym co wydarzyło się w ostatnich miesiącach?

- Nie ma co ukrywać, że czekaliśmy na ten mecz w Nowym Stawie i głównie po to by optymistycznie zakończyć jesień. Gdyby nie prowadzący mecz sędzia pewnie byśmy skończyli optymistycznie, bo uważam, że to spotkanie powinniśmy wygrać 1:0. Sam mecz kręcił się wprawdzie koło remisu, ale to myśmy zdobyli bramkę z akcji. Mocno boli mnie ta sprawa z 92 minuty gdy sędzia gwiżdże wymyślony przez siebie rzut karny. Tracimy bramkę i tym samym dwa punkty. Gdyby te dwa punkty były w naszym dorobku myślę, że można by było z większym optymizmem podsumowywać tą rundę. Z Nowego Stawu wracaliśmy z myślą, że dobrze jest że już koniec rundy bo problemy nas nie omijały, a do tego z wielkim niedosytem, bo sędzia ukradł nam dwa punkty.

Planem na rundę jesienną, która przez covid będzie rozgrywana też wiosną była pierwsza „10”. To plan minimum, maksimum czy może realne założenie? Jesteśmy na razie na 9. pozycji mając 4 punkty przewagi nad miejscem 11. Do rozegrania są jeszcze cztery mecze. Da się go zrealizować?
- Ja bawiąc się w piłkę, bo tak można mówić myśląc o 4 lidze i tego co udało mi się do tej pory zrobić w życiu cały czas niezmiennie chcę grać i wygrywać. Początek rundy wskazywał, że tak jest. Nietypowa sytuacja, covid, dziwne przygotowania. Przez długi czas nie graliśmy w ogóle, później treningi z których z marszu weszliśmy w puchar. Dopóki mieliśmy do dyspozycji kadrę szerszą, pomijając Gracjana Miszkiewicza, który wyskoczył nam z kontuzją, a nie ma co ukrywać że był to podstawowy zawodnik to dysponowaliśmy dobrym składem mogącym grać dobre mecze i wygrywać. W jednej kolejce byliśmy nawet liderem rozgrywek. To pokazywało, że ten zespół stać było na wiele i że w tej lidze możemy pograć o wyższe cele. No ale później zaczęły się problemy, które praktycznie do ostatniego meczu nas nie omijały. Kompletując kadrę na ten sezon skupiliśmy się na tym by jej zbytnio nie rozbudowywać, postawiliśmy na tych zawodników którzy byli wiosną. Doskoczył tylko Artur Formela i bramkarz o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Wydawało się, że to powinno nam pozwolić na spokojne granie w środku tabeli. Tak jak mówiłem ten smaczek na początku, czołówka, nawet lider i dobre spotkania, zwycięstwa spowodowały, że ten apetyt wzrósł w trakcie rundy. Dzisiaj mówiąc o 9. miejscu to na pewno nie jest to, czego się spodziewałem, aczkolwiek dodając te 2 punkty ukradzione w Nowym Stawie to dziś mielibyśmy 25 punktów, czyli tyle ile Gryf Słupsk i Chojniczanka. Te dwa dodatkowe punkty to duża zaliczka w kontekście końca rundy, gdzie mamy jeszcze cztery mecze i walkę o pierwszą dziesiątkę.

Mieliśmy świetny początek, potem lodowaty prysznic w Chojnicach. Wiele meczów o stawkę nam w ostatnich miesiącach nie wyszło. To jest kwestia mentalna? sportowa? A może to tylko przypadek? Ważne dla nas mecze z lokalnymi drużynami przegraliśmy, do tego niepokojące wysokie wyniki z Chojniczanką czy Kaszubią. Nasi kibice byli bardzo zawiedzeni tymi spotkaniami. Da się to jakoś wytłumaczyć?
- Jak wspomniałem wcześniej przed rundą doszło dwóch zawodników, a odszedł Jeruć z którego myśmy zrezygnowali, bardziej o sprawy pozasportowe tu poszło. Do tego straciliśmy Miszkiewicza. Gracjan często grał na pozycji napastnika, ale też ofensywnego pomocnika gdzie dobrze mu to wychodziło. Ten nasz środek pola został bardzo osłabiony. Młodzi zawodnicy których dokooptowaliśmy to na pewno jest melodia przyszłości i to nie za miesiąc czy pół roku, ale za rok, za 2 lata.

Wróćmy jednak do tych wcześniej wymienionych spotkań…
- Zacznę może od Chojniczanki. Jechaliśmy na ten mecz z pozycji lidera. Chojniczanka co mówili na miejscu trenerzy i ich dyrektor sportowy wystawiła najlepszy zespół jakim mogli w tym dniu dysponować z wieloma zawodnikami z pierwszej drużyny. Po raz pierwszy jesienią właśnie na nas wystawili tak mocny skład. W kolejnych meczach też wygrywali często u siebie. Oczywiście dla nas to żadne pocieszenie. Nie chcę by zabrzmiało to, że się tłumaczę nadmiernie, ale fakty są takie, że za nim Chojniczanka strzeliła bramkę my mieliśmy cztery stuprocentowe sytuacje. Nie potrafiliśmy wykorzystać żadnej. Daliśmy zaskoczyć się po naszym rzucie rożnym, gdzie przy złej asekuracji zostaliśmy skontrowani na 0:1. Zespół nasz mając zawodników którzy grali także w wyższych ligach chcą wygrywać, cieszyć się tą piłką i murowanie bramki czy granie na jak najmniejszy wynik im się nie podoba. Stąd też mimo moich uwag, mimo, że ten mecz miał inaczej wyglądać podświadomie zawodnicy zaczęli dążyć do wyrównania, odkryli się i do przerwy zostali ponownie skontrowani. W drugiej połowie byliśmy zdeterminowani, budowaliśmy akcje, ale straty i błędy w defensywie zaowocowały trzecią bramką i było praktycznie po meczu. 0:6 wynik wydawałoby się kompromitujący. Nie powinien on się zdarzyć takiemu zespołowi jak Pogoń. No ale niestety, stało się.
Kolejne spotkania które przegraliśmy i mam tu na myśli Anioły Garczegorze. Co z tego że myśmy mieli 85% czasu gry przy piłce jak praktycznie pojedyncze strzały Aniołów, fatalne błędy w obronie zadecydowały, że przegrywamy spotkanie 0:3 gdzie chociażby przy stanie 0:2 w drugiej połowie gdy ruszyliśmy to naliczyłem, oglądając później spokojnie spotkanie osiem sytuacji stuprocentowych. Nie wykorzystaliśmy z tego żadnej. Anioły po stałym fragmencie gry strzelili na 0:3 i wynik ten mógł świadczyć, że nas nie było na boisku. To nie było tak… W pierwszych 20 minutach Anioły może raz przeszły na naszą połowę. Gdyby nie ta kuriozalna bramka po błędzie naszego obrońcy, myślę, że gdybyśmy my pierwsi zdobyli bramkę mecz zupełnie inaczej by wyglądał. Gol spowodował, że oni cofnęli się jeszcze bardziej, myśmy się odkryli i tak piłka wyglądała.
Kolejny mecz który też mnie mocno boli to przegrany mecz z Gryfem Słupsk 1:4. Wydawało by się, że znowu nie było nas na boisku, bo zdecydowana wygrana Gryfa. Oczywiście, w pierwszej połowie Gryf częściej był przy piłce, mieli jedną stuprocentową sytuację. Fabian Słowiński uderzył głową, ale Patryk dobrze pobronił. Myśmy natomiast mieli dwie stuprocentowe sytuacje gdzie do pustej bramki Dobek z Miotkiem na spółkę nie domknęli akcji, no i Kostuch uderzeniem z głowy trafił w słupek. Pierwsza połowa kończy się 0:0. W drugiej połowie przestawiłem nieco zespół i bardzo szybko po błędzie z rzutu rożnego tracimy bramkę. Za chwilę Kostuch dostaje drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Grając w osłabieniu uzyskaliśmy przewagę i doprowadziliśmy do remisu, a do tego stworzyliśmy sytuacje na kwadrans przed końcem, praktycznie trzystuprocentową gdzie powinna to być bramka Atanackovicia. I praktycznie w tym samym momencie gdy Aleks nie wykorzystuje sytuacji idzie kontra i my dostajemy na 1:2. Zespół się odkrywa całkowicie, dążymy do wyrównania. Gole tracimy w ostatniej minucie i doliczonym czasie gry i kończy się na 1:4. Wynikało to z tego że dążyliśmy przynajmniej do remisu. No ale wynik poszedł w świat.
Co do porażki 0:8 to wszyscy wiedzieli w jakim składzie jedziemy do Kościerzyny. Praktycznie ja naliczyłem z ośmiu brakujących zawodników z tych, którzy w większości grali w kadrze w tej rundzie. W naszej sytuacji kadrowej doskonale widać brak jednego czy dwóch zawodników i skutkuje to zupełnie innym graniem. Co dopiero mówić gdy nie ma ośmiu graczy. Aczkolwiek kto byłby tam na meczu i to oglądał to Kaszubia strzelała bramki i mieli stuprocentową skuteczność. Wszystko co miało wpaść wpadało. Natomiast my w drugiej połowie przy stanie 0:6 przez 30 minut stworzyliśmy sytuacje i było ich co najmniej cztery czy pięć. Te setki powinny wpaść, no ale nic nie wpadło. W końcówce daliśmy się dwa razy skontrować no i wyszło 0:8. Ogromny wstyd dla mnie też. Ja przyznam się, że nigdy w życiu nie przegrałem 0:8 i to ani jako piłkarz i jako trener. Trzeba to było przełknąć. Sytuacja kadrowa niewiele się poprawiła przed tym ostatnim spotkaniem, aczkolwiek zawodnicy po kartkach wrócili, no i kwarantanny które były się pokończyły. Dobrze, że 11 listopada wypadł nam ten puchar, bo to było przetarcie dobre dla zawodników i przede wszystkim odświeżenie głowy po tym co się stało w Kościerzynie. Stąd też z tak wielkim zacięciem i determinacją jechaliśmy na ten Grom Nowy Staw.

Patrząc na te porażki które pokrótce omówiłem to ja dużo bardziej żałuję innych spotkań. Bo chociażby mecz z początku rundy na wyjeździe z Wierzycą Pelplin, gdzie był remis 2:2 i w końcówce mieliśmy piłkę meczową. No i uciekły dwa punkty. Potem spotkanie we Władysławowie gdzie przez 45 minut MKS dwa razy wyszedł na naszą połowę. Zdobyli w pierwszej połowie bramkę, myśmy walili głową w mur i wyrównaliśmy, grając przy tym długo w przewadze jednego zawodnika. Bardzo żałuję meczu u siebie z Wikędem Luzino, kiedy oni stworzyli w meczu z półtorej sytuacji i zdobyli bramkę. Myśmy strzelili dwie bramki. Sędzia nie uznał żadnej, a pierwszej to tylko on wie dlaczego. Później w stworzyliśmy jeszcze 2-3 groźne sytuacje, które powinny zakończyć się bramkami. No i przegraliśmy 0:1. Licząc te mecze które pouciekały wydaje mi się, że do tego dorobku co mamy to 7-9 punktów powinniśmy sobie doliczyć i gdybyśmy mieli to, to moglibyśmy teraz podskakiwać z zachwytu, że przy niewielkiej kadrze mamy spokojnie czub tabeli. Rzeczywistość jest jaka jest. Nie wszystko to co się stwarza wpada do bramki. Nic dzisiaj nie da płakanie i ja nie mam zamiaru z tego powodu tego robić.

Wspomniał trener o meczu Pucharu Polski. Pogoń znalazła się wśród 16 najlepszych drużyn na Pomorzu. Można sobie teraz pomyśleć, że gdybyśmy awansowali do tej pierwszej „10” i mieli zapewniony ligowy byt, to czy puchar nie powinien być głównym celem wiosny? Mamy fajną historię, rok 2016, puchar województwa i wspólną naszą radość na stadionie w Rumii. Powtórka jest możliwa?
- Puchar zawsze traktowałem poważnie. W 2016 roku jako Pogoń zdobyliśmy Wojewódzki Puchar Polski i przypomnę, że to w historii naszego Klubu jedyny puchar województwa pomorskiego, bo wcześniejsze puchary przy których miałem też udział jako zawodnik czy trener to był puchar dawnego województwa słupskiego. Puchar wojewódzki chciałbym powtórzyć, bo jest to zawsze przyjemność zagrania z lepszymi zespołami, pokazania się na szczeblu centralnym, no i jest to fajna przygoda. Do tego jednak daleka droga.

Z drużyną od początku tego roku pracuje trener przygotowania fizycznego Dariusz Nawrocki. Widać efekty jego pracy? Wydaje mi się, że pod względem motorycznym sił zawodnikom nie brakuje.
- Od razu uzupełnię, że Darek robi to wszystko społecznie. Pojawiają się czasem różne historie, różne komentarze. Myślę, że Darek się z tym źle czasem czuje. Ze względu na naszą długą znajomość z trenerem Nawrockim i wspólną pracę w Bytowie gdzie spędziliśmy owocnie wiele lat, trener Nawrocki sam zaproponował, że może pomóc przy zespole. Znając jego umiejętności, zaangażowanie zgodziłem się i od lutego trener Nawrocki zaczął wchodzić na pojedyncze treningi. Gdy rozpoczęły się przygotowania do rundy jesiennej trener Darek jest praktycznie na każdych zajęciach i bardzo mi pomaga, tym bardziej, że wcześniej zrezygnował kierownik drużyny, a Darek zgodził się łączyć tą funkcję trenera z kierownikiem drużyny w dniu meczu. Wszystkie inne sprawy organizacyjne związane z rolą kierownika wziąłem na siebie. Współpracę oceniam bardzo dobrze. Nie było takich spotkań gdzie fizycznie słabo wyglądaliśmy, aczkolwiek może być zawsze lepiej i wierzę, że nad tym popracujemy w przyszłości.

Rozmawiał Janusz Pomorski.

/Część druga rozmowy opublikowana zostanie w niedzielę 22 listopada wieczorem/.

walkusz_waldemar_wrz_2020_700px.jpg