6 kolejka 4 ligi, 4 września 2011r. godz. 15
GSS Potok Pszczółki – Pogoń Lębork 3:0 (3:0)
Bramki: Adrian Piankowski (2, 34), Daniel Patrzałek (9)
Potok: Krawcewicz - Łuczak, Weber, Uciniak, Bronka - Piankowski (78 Kurs), Lewandowski (65 Knieć), Binkowski, Kozłowski - Niedzielski (80 Czerwiński), Patrzałek (77 Szpiter)
Pogoń: Kortas – Kołucki, Godlewski, Szutenberg (46 Markowski), Żmudzki – Skórka (60 Stankiewicz), Jasiński (kapitan), Kowalski, Wolszlegier – Witkowski - Smolarek II (70 Bach 70)
Żółte kartki: Bronka (49), Binkowski (61), Weber (83) – Kortas (13), Żmudzki (22), Godlewski (30), Wolszlegier (83)
Sędziowali: Mariusz Pawlik, Krystian Ditrich, Paweł Małecki
Obserwator: Roman Strzelecki
Zawodnicy Pogoni nie popsuli atmosfery piłkarskiego święta w Pszczółkach. W obecności kilkuset kibiców na ładnej Potok Arenie, przy słonecznej pogodzie, lęborczanie zagrali najgorszą w tym sezonie połowę i zostali znokautowani już w pierwszych minutach spotkania przez grających bardzo ambitnie, z polotem i przede wszystkim skutecznie gospodarzy. Przy stanie 2-0, w 14 minucie, Potok miał jeszcze karnego i gdyby go wykorzystał, po niecałym kwadransie byłoby po zawodach. Egzekucja została jednak tylko odroczona, a końcowy wynik meczu ustalony i tak już do przerwy. W drugiej połowie lęborczanie zagrali trochę lepiej, zapewne także dlatego, że rywale byli zadowoleni z wysokiego prowadzenia.
Miło było zasiąść wśród licznie zgromadzonych kibiców gospodarzy, którzy przyszli na Potok Arenę, aby kulturalnie dopingować swoich zawodników. Braw nie szczędzili, co rzadko spotykane, także drużynie gości, która „odwdzięczyła” te sympatyczne gesty. Na murawie nie było jednak uprzejmości i od początku na bramkę Pogoni sunęły kolejne ataki. Przed pierwszym gwizdkiem wybrzmiał jeszcze hymn Ligi Mistrzów i można było zaczynać. Trener Roman Rubaj, wystawiając taki sam skład jak w meczu z Polonią Gdańsk, hołdował powiedzeniu, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Gospodarze zaczęli to spotkanie z duetem swoich podstawowych napastników. Spustoszenie w szeregach obronnych Pogoni siał potężnie zbudowany, ale dobrze panujący nad piłką, dynamiczny 30-letni Daniel Niedzielski, który nie tylko wygrywał powietrzne pojedynki, strącając piłki do kolegów, ale próbował, z powodzeniem indywidualnych akcji. Gospodarze szybko zorientowali się, że defensywa Pogoni, łącznie z bramkarzem, nie stanowi monolitu. Po niespełna dwóch minutach egzekwowali rzut wolny spod bocznej linii. Po dośrodkowaniu piłka leciała długo wysokim łukiem, ale nie zareagował ani żaden z obrońców, ani Bartosz Kortas, i pomocnik Adrian Piankowski z bliska dopełnił formalności. Minutę potem Pogoń mogła jednak doprowadzić do wyrównania. Prawy pomocnik Ernest Skórka zbiegł do środka i posłał prostopadłe podanie w pole karne. Strzałem w bramkarza z kilku metrów wykończył tę dobrą akcję jedyny napastnik Pogoni Grzegorz Smolarek II. W 7 minucie Paweł Szutenberg przegrał pojedynek w powietrzu z Niedzielskim, który opanował piłkę i ruszył w kierunku bramki. Napastnika Potoku nie zatrzymał asekurujący, drugi środkowy obrońca Pogoni Łukasz Godlewski, ale zawodnikowi gospodarzy zabrakło mocy i precyzji przy strzale i pewnie piłkę złapał Kortas. W 9 minucie drugi z duetu miejscowych napastników Daniel Patrzałek otrzymał podanie z boku i ruszył dynamicznie w pole karne. Zwodem na zakos przełożył piłkę z prawej na lewą nogę, zostawiając „w blokach” Szutenberga i uderzył po ziemi na bramkę. Bramkarz Pogoni rzucił się na murawę, ale przepuścił nie najmocniejszy strzał pod brzuchem. Pogoń nie zmieniła sposobu gry i ładnie dla oka wymieniała podania, głównie w szerokość boiska, długo budując akcje. Kiedy już podanie było na skrzydła, to było zazwyczaj niedokładne, lub agresywni gospodarze wyprzedzali lęborczan przy próbach prostopadłych zagrań. Tymczasem miejscowi gracze prostymi środkami zagrażali bramce Pogoni. W 14 minucie defensywie gości dał się we znaki Niedzielski. Przed polem karnym wymieniał podanie na raz i ruszył w „szesnastkę”. Wypuszczona piłka minęła już Kortasa, który leżąc złapał za nogę rywala, powodując jego upadek. Sędzia ukarał go żółtą kartką, a do karnego podszedł kapitan Potoku Łukasz Binkowski. Uderzył nad poprzeczką. Duże zamieszanie w polu karnym gospodarzy powstało po dośrodkowaniu z wolnego. Ostatecznie kolejny strzał z bliska, tym razem w wykonaniu Smolarka II, obronił leżący już bramkarz. Przez kilka minut gospodarze grali w osłabieniu, po tym, jak za boczną linią z pomocy medycznej musiał skorzystać Patrzałek, któremu lewy obrońca Bartosz Żmudzki rozwalił nos, za co zresztą ujrzał żółtą kartkę. W 29 minucie przypomniał o swojej obecności na boisku Adam Wolszlegier, kiedy zbiegł z piłką spod bocznej linii do środka, mijając kolejnych obrońców, i został w końcu sfaulowany tuż przed linią pola karnego. Uderzenie Godlewskiego nie sprawiło bramkarzowi problemów. W 34 minucie obraz nędzy i rozpaczy został dopełniony. Piłkę wrzuconą z boku pola karnego trącił głową Szutenberg i przed wpisaniem się na listę strzelców samobójczym trafieniem uratował go słupek. Piłka odbiła się od niego i wróciła w „piątkę”. Tam najlepszym refleksem w tej przypadkowej sytuacji wykazał się Piankowski i z bliska lekkim strzałem wpakował ją do siatki, zdobywając swoją drugą bramkę. Wynik 3-0 dla gospodarzy po nieco ponad pół godzinie i trener Rubaj wysłał na rozgrzewkę napastnika Kacpra Markowskiego. W 42 minucie gospodarze mogli jeszcze podwyższyć i tak wysokie prowadzenie. Przy linii bocznej Niedzielski wygrał starcie z Godlewskim i wbiegł w pole karne. Zamykający podanie drugi napastnik strzelił obok bramki.
W przerwie spotkania na Potok Arenie odbył się konkurs rzutów karnych, w których nagrodą był oczywiście, jak przystało na krainę miodu, litr tego złocistego produktu. Swoich sił próbowali m.in. miejscowy ksiądz proboszcz i Marcin Pietrowski, piłkarz Lechii Gdańsk. Od początku drugiej połowy Szutenberga zmienił Markowski, a do obrony z pomocy został przesunięty na swoją nominalną pozycję Jasiński i to właśnie on, w 48 minucie strzałem z wolnego próbował dać sygnał do odrabiania strat. Jaki jednak strzał, takie było to odrabianie. Gospodarze cofnęli się, w pełni usatysfakcjonowani wynikiem, konsekwentnie pilnując do ostatnich minut dostępu do własnej bramki. Pogoniści starali się zatrzeć niekorzystne wrażenie z pierwszej odsłony i przejmowali inicjatywę. Tyle, że im bliżej było bramki rywala, tym bardziej brakowało dobrych podań, otwierających drogę do niej. Wiele niedokładnych zagrań nie dochodziło na skrzydła. W 55 minucie lęborczanom niewiele zabrakło do zdobycia pierwszego, wyjazdowego gola w tym sezonie. Bliski zamknięcia podania Wolszlegiera na pierwszym słupku był Smolarek II. W 59 minucie świetnie z własnej połowy wyszli napastnicy Potoku. Przy środowej linii w środku boiska pojedynek w powietrzu wygrał Niedzielski, przedłużając lot piłki. Doskoczył do niej Patrzałek i ruszył w kilkudziesięciometrowym rajdzie, w obecności Grzegorza Kowalskiego, w pole karne. Tam już Żmudzki skutecznie interweniował, blokując strzał. W 64 minucie dłuższą akcję na połowie Potoku miała Pogoń. Wydawało się, że Żmudzki dokonał złego wyboru, podrzucając piłkę w pole karne do Stankiewicza, ale obrońca Janusz Weber jej nie przejął. Zmiennik Skórki nie wykorzystał złego ustawienia defensora gospodarzy, posyłając dośrodkowania nad głową zamykającego Wolszlegiera. Trzy minuty później po rożnym dla miejscowych powstało duże zamieszanie, zakończone najpierw uderzeniem w poprzeczkę, a później dobitką ze spalonego. W końcówce trener Potoku Krzysztof Finster dał już odpocząć swoim napastnikom, którzy napsuli tyle krwi lęborczanom. Następnie doszło jeszcze do ostrego spięcia między Weberem i Wolszlegierem, za które obaj ujrzeli po żółtej kartce oraz do prostopadłego podania Witkowskiego do Markowskiego, kiedy sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Na tym zakończył się ten smutny dla Pogoni mecz.
Pomeczowe wypowiedzi:
Roman Rubaj, trener Pogoni: - Wydaje mi się, że założenia przedmeczowe były proste – to przeciwnik miał prowadzić grę, a my mieliśmy nastawić się na kontrę. Kiedy po 120 sekundach traci się bramkę, po w sumie bardzo prostej sytuacji, bo piłka była na 5 metrze i tutaj winię za to Bartka Kortasa, że nie wyszedł do piłki, to zmienia w ogóle taktykę tego meczu. Przy drugiej bramce dał się ograć Paweł Szutenberg na lewej stronie, napastnik strzelił. Kortas mógł ją wziąć, przeszła mu pod rękoma. W praktyce jest po meczu. Moja drużyna pogubiła się. Przeciwnik nie grał wielkiej piłki, prostą piłkę na dwóch napastników, którzy siali ogromne spustoszenie w obronie i nie potrafiliśmy temu zapobiec. Gospodarze byli lepsi od nas przede wszystkim, jeśli chodzi o cechy wolicjonalne, walkę. To mi imponowało. Moi zawodnicy są jeszcze w V lidze, gdzie wystarczyło 30 procent na zdobycie 3 punktów, jeśli chodzi o walkę. Resztę wystarczyło pograć trochę w piłkę, ale tutaj trzeba grać w piłkę i walczyć. Tego moi zawodnicy dziś przynajmniej w pierwszej połowie nie pokazali i dlatego przegraliśmy zupełnie zasłużenie. Nie możemy mówić o kryzysie. Byłem realistą, mój zespół jest taki, a nie inny. Nie mam zawodników, którzy potrafią walką przechylić szalę zwycięstwa. U nas musi wszystko super funkcjonować, żeby wygrać mecz. Nie mam zawodników w żadnej formacji, który wygrywa pojedynki w kontakcie bezpośrednim. Na dzisiaj dlatego przegrywamy mecze. Przynajmniej w drugiej połowie zespół pokazał, że potrafi grać w piłkę. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, mieliśmy sytuacje. Musimy walczyć, walczyć i jeszcze raz walczyć. Najpierw trzeba walczyć, a później grać w piłkę, nie odwrotnie. Jak długo pracuje z tym zespołem, to tak dać się zaskoczyć w 20 minut, gdzie było po meczu, to może będziemy przyjeżdżali na drugie połówki. Strzelamy mało bramek i wszystko wtedy ciąży na obronie, która popełnia za dużo błędów. Ale gdzie jest pomoc, która powinna pomagać i gdzie atak, który powinien bramki strzelać?
Krzysztof Finster, trener Potoku: - Liczyliśmy się z wygraną, bo oceniałem Pogoń w zasięgu naszego zespołu, nie ujmując absolutnie przeciwnikowi. Początek ustawił mecz, szybko strzelone dwie bramki swoje zrobiły. Przeważyła nasza skuteczność. Pogoń w zasadzie nie miała sytuacji do strzelenia bramki. Przede wszystkim mieliśmy lepszą pierwszą połowę. Wola zwycięstwa była większa. Pogoń to zespół, który powinien się spokojnie w IV lidze utrzymać, ale jest jeszcze tyle meczy, że nie można nic wyrokować. Liga jest tak wyrównana, że pierwszy może z ostatnim wygrać. Kwestia dyspozycji dnia.
GSS Potok Pszczółki – Pogoń Lębork 3:0 (3:0)
Bramki: Adrian Piankowski (2, 34), Daniel Patrzałek (9)
Potok: Krawcewicz - Łuczak, Weber, Uciniak, Bronka - Piankowski (78 Kurs), Lewandowski (65 Knieć), Binkowski, Kozłowski - Niedzielski (80 Czerwiński), Patrzałek (77 Szpiter)
Pogoń: Kortas – Kołucki, Godlewski, Szutenberg (46 Markowski), Żmudzki – Skórka (60 Stankiewicz), Jasiński (kapitan), Kowalski, Wolszlegier – Witkowski - Smolarek II (70 Bach 70)
Żółte kartki: Bronka (49), Binkowski (61), Weber (83) – Kortas (13), Żmudzki (22), Godlewski (30), Wolszlegier (83)
Sędziowali: Mariusz Pawlik, Krystian Ditrich, Paweł Małecki
Obserwator: Roman Strzelecki
Zawodnicy Pogoni nie popsuli atmosfery piłkarskiego święta w Pszczółkach. W obecności kilkuset kibiców na ładnej Potok Arenie, przy słonecznej pogodzie, lęborczanie zagrali najgorszą w tym sezonie połowę i zostali znokautowani już w pierwszych minutach spotkania przez grających bardzo ambitnie, z polotem i przede wszystkim skutecznie gospodarzy. Przy stanie 2-0, w 14 minucie, Potok miał jeszcze karnego i gdyby go wykorzystał, po niecałym kwadransie byłoby po zawodach. Egzekucja została jednak tylko odroczona, a końcowy wynik meczu ustalony i tak już do przerwy. W drugiej połowie lęborczanie zagrali trochę lepiej, zapewne także dlatego, że rywale byli zadowoleni z wysokiego prowadzenia.
Miło było zasiąść wśród licznie zgromadzonych kibiców gospodarzy, którzy przyszli na Potok Arenę, aby kulturalnie dopingować swoich zawodników. Braw nie szczędzili, co rzadko spotykane, także drużynie gości, która „odwdzięczyła” te sympatyczne gesty. Na murawie nie było jednak uprzejmości i od początku na bramkę Pogoni sunęły kolejne ataki. Przed pierwszym gwizdkiem wybrzmiał jeszcze hymn Ligi Mistrzów i można było zaczynać. Trener Roman Rubaj, wystawiając taki sam skład jak w meczu z Polonią Gdańsk, hołdował powiedzeniu, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Gospodarze zaczęli to spotkanie z duetem swoich podstawowych napastników. Spustoszenie w szeregach obronnych Pogoni siał potężnie zbudowany, ale dobrze panujący nad piłką, dynamiczny 30-letni Daniel Niedzielski, który nie tylko wygrywał powietrzne pojedynki, strącając piłki do kolegów, ale próbował, z powodzeniem indywidualnych akcji. Gospodarze szybko zorientowali się, że defensywa Pogoni, łącznie z bramkarzem, nie stanowi monolitu. Po niespełna dwóch minutach egzekwowali rzut wolny spod bocznej linii. Po dośrodkowaniu piłka leciała długo wysokim łukiem, ale nie zareagował ani żaden z obrońców, ani Bartosz Kortas, i pomocnik Adrian Piankowski z bliska dopełnił formalności. Minutę potem Pogoń mogła jednak doprowadzić do wyrównania. Prawy pomocnik Ernest Skórka zbiegł do środka i posłał prostopadłe podanie w pole karne. Strzałem w bramkarza z kilku metrów wykończył tę dobrą akcję jedyny napastnik Pogoni Grzegorz Smolarek II. W 7 minucie Paweł Szutenberg przegrał pojedynek w powietrzu z Niedzielskim, który opanował piłkę i ruszył w kierunku bramki. Napastnika Potoku nie zatrzymał asekurujący, drugi środkowy obrońca Pogoni Łukasz Godlewski, ale zawodnikowi gospodarzy zabrakło mocy i precyzji przy strzale i pewnie piłkę złapał Kortas. W 9 minucie drugi z duetu miejscowych napastników Daniel Patrzałek otrzymał podanie z boku i ruszył dynamicznie w pole karne. Zwodem na zakos przełożył piłkę z prawej na lewą nogę, zostawiając „w blokach” Szutenberga i uderzył po ziemi na bramkę. Bramkarz Pogoni rzucił się na murawę, ale przepuścił nie najmocniejszy strzał pod brzuchem. Pogoń nie zmieniła sposobu gry i ładnie dla oka wymieniała podania, głównie w szerokość boiska, długo budując akcje. Kiedy już podanie było na skrzydła, to było zazwyczaj niedokładne, lub agresywni gospodarze wyprzedzali lęborczan przy próbach prostopadłych zagrań. Tymczasem miejscowi gracze prostymi środkami zagrażali bramce Pogoni. W 14 minucie defensywie gości dał się we znaki Niedzielski. Przed polem karnym wymieniał podanie na raz i ruszył w „szesnastkę”. Wypuszczona piłka minęła już Kortasa, który leżąc złapał za nogę rywala, powodując jego upadek. Sędzia ukarał go żółtą kartką, a do karnego podszedł kapitan Potoku Łukasz Binkowski. Uderzył nad poprzeczką. Duże zamieszanie w polu karnym gospodarzy powstało po dośrodkowaniu z wolnego. Ostatecznie kolejny strzał z bliska, tym razem w wykonaniu Smolarka II, obronił leżący już bramkarz. Przez kilka minut gospodarze grali w osłabieniu, po tym, jak za boczną linią z pomocy medycznej musiał skorzystać Patrzałek, któremu lewy obrońca Bartosz Żmudzki rozwalił nos, za co zresztą ujrzał żółtą kartkę. W 29 minucie przypomniał o swojej obecności na boisku Adam Wolszlegier, kiedy zbiegł z piłką spod bocznej linii do środka, mijając kolejnych obrońców, i został w końcu sfaulowany tuż przed linią pola karnego. Uderzenie Godlewskiego nie sprawiło bramkarzowi problemów. W 34 minucie obraz nędzy i rozpaczy został dopełniony. Piłkę wrzuconą z boku pola karnego trącił głową Szutenberg i przed wpisaniem się na listę strzelców samobójczym trafieniem uratował go słupek. Piłka odbiła się od niego i wróciła w „piątkę”. Tam najlepszym refleksem w tej przypadkowej sytuacji wykazał się Piankowski i z bliska lekkim strzałem wpakował ją do siatki, zdobywając swoją drugą bramkę. Wynik 3-0 dla gospodarzy po nieco ponad pół godzinie i trener Rubaj wysłał na rozgrzewkę napastnika Kacpra Markowskiego. W 42 minucie gospodarze mogli jeszcze podwyższyć i tak wysokie prowadzenie. Przy linii bocznej Niedzielski wygrał starcie z Godlewskim i wbiegł w pole karne. Zamykający podanie drugi napastnik strzelił obok bramki.
W przerwie spotkania na Potok Arenie odbył się konkurs rzutów karnych, w których nagrodą był oczywiście, jak przystało na krainę miodu, litr tego złocistego produktu. Swoich sił próbowali m.in. miejscowy ksiądz proboszcz i Marcin Pietrowski, piłkarz Lechii Gdańsk. Od początku drugiej połowy Szutenberga zmienił Markowski, a do obrony z pomocy został przesunięty na swoją nominalną pozycję Jasiński i to właśnie on, w 48 minucie strzałem z wolnego próbował dać sygnał do odrabiania strat. Jaki jednak strzał, takie było to odrabianie. Gospodarze cofnęli się, w pełni usatysfakcjonowani wynikiem, konsekwentnie pilnując do ostatnich minut dostępu do własnej bramki. Pogoniści starali się zatrzeć niekorzystne wrażenie z pierwszej odsłony i przejmowali inicjatywę. Tyle, że im bliżej było bramki rywala, tym bardziej brakowało dobrych podań, otwierających drogę do niej. Wiele niedokładnych zagrań nie dochodziło na skrzydła. W 55 minucie lęborczanom niewiele zabrakło do zdobycia pierwszego, wyjazdowego gola w tym sezonie. Bliski zamknięcia podania Wolszlegiera na pierwszym słupku był Smolarek II. W 59 minucie świetnie z własnej połowy wyszli napastnicy Potoku. Przy środowej linii w środku boiska pojedynek w powietrzu wygrał Niedzielski, przedłużając lot piłki. Doskoczył do niej Patrzałek i ruszył w kilkudziesięciometrowym rajdzie, w obecności Grzegorza Kowalskiego, w pole karne. Tam już Żmudzki skutecznie interweniował, blokując strzał. W 64 minucie dłuższą akcję na połowie Potoku miała Pogoń. Wydawało się, że Żmudzki dokonał złego wyboru, podrzucając piłkę w pole karne do Stankiewicza, ale obrońca Janusz Weber jej nie przejął. Zmiennik Skórki nie wykorzystał złego ustawienia defensora gospodarzy, posyłając dośrodkowania nad głową zamykającego Wolszlegiera. Trzy minuty później po rożnym dla miejscowych powstało duże zamieszanie, zakończone najpierw uderzeniem w poprzeczkę, a później dobitką ze spalonego. W końcówce trener Potoku Krzysztof Finster dał już odpocząć swoim napastnikom, którzy napsuli tyle krwi lęborczanom. Następnie doszło jeszcze do ostrego spięcia między Weberem i Wolszlegierem, za które obaj ujrzeli po żółtej kartce oraz do prostopadłego podania Witkowskiego do Markowskiego, kiedy sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Na tym zakończył się ten smutny dla Pogoni mecz.
Pomeczowe wypowiedzi:
Roman Rubaj, trener Pogoni: - Wydaje mi się, że założenia przedmeczowe były proste – to przeciwnik miał prowadzić grę, a my mieliśmy nastawić się na kontrę. Kiedy po 120 sekundach traci się bramkę, po w sumie bardzo prostej sytuacji, bo piłka była na 5 metrze i tutaj winię za to Bartka Kortasa, że nie wyszedł do piłki, to zmienia w ogóle taktykę tego meczu. Przy drugiej bramce dał się ograć Paweł Szutenberg na lewej stronie, napastnik strzelił. Kortas mógł ją wziąć, przeszła mu pod rękoma. W praktyce jest po meczu. Moja drużyna pogubiła się. Przeciwnik nie grał wielkiej piłki, prostą piłkę na dwóch napastników, którzy siali ogromne spustoszenie w obronie i nie potrafiliśmy temu zapobiec. Gospodarze byli lepsi od nas przede wszystkim, jeśli chodzi o cechy wolicjonalne, walkę. To mi imponowało. Moi zawodnicy są jeszcze w V lidze, gdzie wystarczyło 30 procent na zdobycie 3 punktów, jeśli chodzi o walkę. Resztę wystarczyło pograć trochę w piłkę, ale tutaj trzeba grać w piłkę i walczyć. Tego moi zawodnicy dziś przynajmniej w pierwszej połowie nie pokazali i dlatego przegraliśmy zupełnie zasłużenie. Nie możemy mówić o kryzysie. Byłem realistą, mój zespół jest taki, a nie inny. Nie mam zawodników, którzy potrafią walką przechylić szalę zwycięstwa. U nas musi wszystko super funkcjonować, żeby wygrać mecz. Nie mam zawodników w żadnej formacji, który wygrywa pojedynki w kontakcie bezpośrednim. Na dzisiaj dlatego przegrywamy mecze. Przynajmniej w drugiej połowie zespół pokazał, że potrafi grać w piłkę. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, mieliśmy sytuacje. Musimy walczyć, walczyć i jeszcze raz walczyć. Najpierw trzeba walczyć, a później grać w piłkę, nie odwrotnie. Jak długo pracuje z tym zespołem, to tak dać się zaskoczyć w 20 minut, gdzie było po meczu, to może będziemy przyjeżdżali na drugie połówki. Strzelamy mało bramek i wszystko wtedy ciąży na obronie, która popełnia za dużo błędów. Ale gdzie jest pomoc, która powinna pomagać i gdzie atak, który powinien bramki strzelać?
Krzysztof Finster, trener Potoku: - Liczyliśmy się z wygraną, bo oceniałem Pogoń w zasięgu naszego zespołu, nie ujmując absolutnie przeciwnikowi. Początek ustawił mecz, szybko strzelone dwie bramki swoje zrobiły. Przeważyła nasza skuteczność. Pogoń w zasadzie nie miała sytuacji do strzelenia bramki. Przede wszystkim mieliśmy lepszą pierwszą połowę. Wola zwycięstwa była większa. Pogoń to zespół, który powinien się spokojnie w IV lidze utrzymać, ale jest jeszcze tyle meczy, że nie można nic wyrokować. Liga jest tak wyrównana, że pierwszy może z ostatnim wygrać. Kwestia dyspozycji dnia.