12 kolejka 4 ligi, 15 października 2011r. g. 14

Pogoń Lębork – Wierzyca Pelplin 0:1 (0:0)
Bramka: Łukasz Racki (80 – rzut wolny)

Pogoń: Kortas – Kołucki, Jasiński, Szutenberg (90+1 Haraszczuk), B.Źmudzki – Stankiewicz, (74 Smolarek II), Godlewski, Witkowski, Wolszlegier – Mańka- Markowski

Wierzyca: Dariusz Osiniak – Przemysław Skalski, Krzysztof Rutkowski, Mateusz Bujanowski, Łukasz Seroka, Grzegorz Pawłuszek, Łukasz Racki (87 Szymon Tarnowski), Emilian Imianowski (76 Andrzej Kuros), Marcin Kata (46 Krzysztof Gardzielewski), Damian Seroka, Krystian Jurczyk (46 Dawid Smoliński)

Żółte kartki: Jasiński, Szutenberg – Smoliński, Rutkowski
Sędzia: Marcin Skwiot

Kiedy piłkarska reprezentacja Hiszpanii, zanim zaczęła dzielić i rządzić w futbolu, odpadała przedwcześnie po pięknych porażkach z kolejnych mistrzostw Europy i Świata, kibice „La Roja” ukuli takie powiedzenie, że „gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze”. Parafrazując je, po kolejne przegranej Pogoni, można stwierdzić „walczyli jak rzadko, przegrali po raz ósmy”. W spotkaniu z Wierzycą dominowała rzeczywiście zacięta walka, a naprawdę groźnych sytuacji, po których można z czystym sumieniem stwierdzić, że pachniały golami, było jak na lekarstwo. Kiedy zanosiło się, że mecz zakończy się bezbramkowym podziałem punktów, Łukasz Racki z dwudziestu kilku metrów przymierzył z wolnego. Nie bez winy bramkarza Pogoni, który po meczu przyznał, że mógł zachować się lepiej, piłka wpadła do siatki. W doliczonym czasie Wolszlegierowi zabrakło centymetrów, żeby wślizgiem wepchnąć piłkę do bramki już z linii bramkowej i uratować Pogoni chociaż punkt.

Bus z drużyną gości dotarł na stadion dopiero 20 minut przed planowanym rozpoczęciem meczu i z tego powodu zaczął się on o kwadrans później. Zazwyczaj niska frekwencja na trybunach tego dnia była jeszcze gorsza.

W składzie Pogoni zabrakło pauzującego za 4 żółte kartki pomocnika Ernesta Skórki, którego zastąpił grający drugi z kolei mecz w wyjściowym składzie Mateusz Stankiewicz. Opaskę kapitana przejął od Oskara Jasińskiego Artur Mańka. W składzie gości w bramce stał 40-letni Dariusz Osiniak, w obronie grał jego rówieśnik Krzysztof Rutkowski, a w pomocy o rok starszy od nich Grzegorz Pawłuszek, kiedyś napastnik GKS-u Katowice, z którym zdobył w 1996 r. Superpuchar Polski.

Goście zaskoczyli swoją postawą, bo od razu po pierwszym gwizdku ruszyli z agresywnym pressingiem, jakby zamierzali już na początku przełamać dołujących gospodarzy. A że Pogoniści nie odstawiali nogi, to, ci z kibiców, którzy w futbolu cenią sobie przede wszystkim walkę, mieli ucztę. Do tego sędzia nie był zbyt drobiazgowy i pozwolił grać, nie nadużywając gwizdka. I tak oglądaliśmy wzajemną wymianę ciosów, bez kalkulacji z obu stron. Pierwszy strzał Pogoni w tym spotkaniu miał miejsce w 17 minucie, kiedy Artur Mańka próbował skopiować swojego gola ze środowego meczu pucharowego. Niestety uderzona z powietrza piłka poszybowała wysokim lobem nad bramką. Cztery minuty później odpowiedzieli goście, kiedy jeden z przyjezdnych wymanewrował w polu karnym Kołuckiego i także uderzył nad poprzeczką. Po tym obfitującym w zaciętą walkę okresie i szybkim przenoszeniu akcji spod jednego pola karnego pod drugie, nastał czas uspokojenia. Spadło tempo meczu. W 27 minucie Pogoń prowadziła atak pozycyjny prawą stroną. Markowski wycofał piłkę spod końcowej linii do Stankiewicza, który złamał do środka i zakończył akcję słabym i niecelnym strzałem obok słupka. Dwie minuty później pomocnik Pogoni dynamicznie próbujący wejść w pole karne został nieprzepisowo powstrzymany tuż przed boczną linią „szesnastki”, za co faulujący Rutkowski został ukarany żółtą kartką. Kolejny atak należał do gości, a został zakończony kąśliwym uderzeniem obok słupka. Bramkarz Pogoni ostro zrugał swoich kolegów za dopuszczenie do oddania groźnego strzału. Lekką przewagę osiągnęła Pogoń, ale goście umiejętnie nie dopuszczali do większego zagrożenia. Strzały na bramkę Mańki, który próbował najczęściej, Wolszlegiera, Godlewskiego były blokowane przez obrońców.

Od początku drugiej połowy to Pogoń rzuciła się na przeciwników, spychając rywala pod swoje pole karne, a sędzia musiał często używać gwizdka, bo goście nie widząc innego sposobu, wybierali najprostszy, czyli faul. W 67 minucie nieszczęście sprowadzili na siebie sami Pogoniści. W swojej strefie obronnej Wolszlegier „wrzucił na konia”, jak to się określa w żargonie piłkarskim, Pawła Szutenberga, oddając mu piłkę, kiedy miał blisko rywala. 19-letni obrońca Pogoni zastawiał piłkę w polu karnym, ale „stary lis” Pawłuszek przechytrzył go, wybierając mu ją i zmierzał na bramkę. Uderzył zewnętrzną częścią prawej nogi, ale piłka nie dokręciła się do bramki i o centymetry minęła słupek. Wolszlegier mógł się wspaniale zrehabilitować cztery minuty później, kiedy opanował długie, krzyżowe podanie z obrony i przymierzył się do strzału. Pewnie broniący bramkarz gości przewidział, co się święci, i wybiegł z bramki aż pod „szesnastkę”, broniąc uderzenie. W 76 minucie wyprowadzający piłkę sprzed własnego pola karnego Rutkowski dotknął piłki ręką. Oskar Jasiński mierzył technicznie z 18 metrów, ale kopnął nad poprzeczką. Za chwilę zobaczył żółtą kartkę w akcji obronnej. Chwilę później, po dośrodkowaniu gości z wolnego spod bocznej linii piłka przeleciała nad wysokim Szutenbergiem, co pozwoliło uderzyć głową Pawłuszkowi może z dwóch metrów. Trafił w boczną siatkę. W 79 minucie zaczął się dramat Pogoni. Szutenberg bezpardonowo sfaulował jednego z atakujących rywali, a że było jeszcze daleko do bramki, a obok był Godlewski, to ten ostatni dał do zrozumienia swojemu młodszemu koledze, że można było uniknąć takiego zachowania i spokojnie kontrolować sytuację. Szutenberg zobaczył żółtą kartkę, a do wolnego podszedł 29-letni Łukasz Racki. Uderzył półgórną piłkę bezpośrednio na bramkę, przy słupku i zatrzymała się ona dopiero w siatce. Po meczu Kortas przyznał, że popełnił błąd przy interwencji. W 82 minucie strzelał jeszcze z dystansu obok słupka doświadczony Pawłuszek, który w tym meczu zachowywał się jak fałszywy napastnik. Sędzia doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu. W pierwszej z nich piłkę wyprowadzał z boku Godlewski i podał do Markowskiego. Napastnik Pogoni ograł doświadczonego Rutkowskiego i znalazł się już w polu karnym, przy końcowej linii. Zagrał wzdłuż linii bramkowej do nadbiegającego Wolszlegiera. Jego wślizg był minimalnie spóźniony i tym sposobem trzy punkty pojechały do Pelplina.

Podsumowując grę Pogoni w tym meczu nie można odmówić zawodnikom ambicji, woli walki, determinacji. O ile gra defensywna nie wyglądała źle, to rzuca się w oczy brak w środku pola typowego playmakera, który potrafiłby rozegrać nieszablonowo piłkę. Witkowski skupił się na rozbijaniu ataków rywali, Godlewski próbował rozrzucać piłki do bocznych pomocników, a najbardziej ofensywnie ustawiony Mańka bez efektu strzelał z dystansu. Słabo funkcjonowały skrzydła. Przy przewadze fizycznej gości niewiele wskórał mający słabsze warunki Stankiewicz. Przed przerwą Pogoń często atakowała jego stroną, bo do przodu chadzał też obrońca Kołucki,, ale dośrodkowania pozostawiały wiele do życzenia. Po przesunięciu Wolszlegiera z prawej strony pomocy na lewą zatracił on swoje największe atuty, czyli precyzyjne dośrodkowania. Pozostało mu zastawianie piłki i uzyskiwane po próbujących mu ją nieprzepisowo odebrać interwencjach stałe fragmenty. Kiedy tylko rywal jest w miarę zorganizowany w defensywie, jak to było dzisiaj, siła uderzeniowa Pogoni praktycznie nie istnieje. Nie ma elementu zaskoczenia, akcję pod bramką są rozgrywane schematycznie i czytelnie dla przeciwników. Markowski jest cieniem zawodnika z wiosny, kiedy strzelał jak na zawołanie. Wracał dziś często na własną połowę, żeby wygrywać górne pojedynki i strącać piłki do kolegów, ale często było też tak, że jak próbował przebić się z nią przy nodze, to zdążył ją stracić, atakowany przez przeważających liczebnie rywali, zanim nadciągnęły posiłki. Za duża była przerwa między jedynym napastnikiem a mającymi go wspierać pomocnikami.

Rozmowa z trenerem Wierzycy, Jackiem Imianowskim, po meczu:

Czy wynik odzwierciedla to co się działo na boisku? - Druga połowa na pewno. Pierwsza nie zapowiadał naszego zwycięstwa, bo Pogoń była lepsza. W drugiej role się odwróciły. Obawialiśmy się tego meczu, bo od kilku spotkań nie gramy najlepiej. Nasze mecze są takie można powiedzieć męczone. Rzut wolny wykorzystaliśmy. Od dwóch lat to są nasze pierwsze trzy punkty zdobyte na wyjeździe, gdzie nie straciliśmy gola. Po 27 meczach, w 28 spotkaniu nie straciliśmy gola. Choć w 91 minucie Pogoń mogła zremisować, bo piłka otarła się o słupek i napastnik był bliski trafienia po wślizgu. Ma Pan trzech doświadczonych zawodników w drużynie.

Jak ocenia Pan ich występ? - Nie można do nich mieć pretensji. Służą nam zawsze tym doświadczeniem. Krzysiu Rutkowski popełnił błąd przy tej ostatniej sytuacji dla Pogoni w 91 minucie, ale póki młodsi nie są lepsi, oni muszą grać. A że mają we trzech 120 lat, mówi się trudno.

Jak ocenia pan ten strzał z wolnego. Czy bramkarz popełnił błąd? - Piłka była w miarę silnie uderzona. Bramkarz był ustawiony przy dłuższym słupku. Myślę, że nie, bo Racki nie pierwszy raz tak uderzał i to nie pierwszy bramkarz, który kapituluje po jego wolnym. Nie można za bardzo winić bramkarza.

Z jakim nastawieniem przyjechaliście do Lęborka? - Zawsze walczymy o trzy punkty, ale nasze poprzednie spotkania nie napawały optymizmem. Czytałem relacje z meczów Pogoni, z których wynikało, że piłkarsko wyglądają dobrze. Pierwsza połowa to potwierdziła, ale w drugiej spodziewałem się, że więcej będą grali piłką.