5 kolejka IV ligi Pomorskiej R-GOL.com, 31 sierpnia 2013r., godz. 17
Pogoń Lębork – Gryf 2009 Tczew 6:0 (4:0)
Bramki: 1:0 Sylwester Ilanz (2), 2:0 Sylwester Ilanz (20), 3:0 Sylwester Ilanz (34), Sylwester Ilanz (45), 5:0 Marek Kozakiewicz (59), Łukasz Kołodziejski (60)
Pogoń: Labuda – Jasiński, Kozakiewicz, Gapski (4’6 Kołodziejski), B. Żmudzki (‘58 Naczk) – Morawski, Sychowski (‘74 Fudala), Wesserling – J. Żmudzki, Ilanz, Byczkowski (‘86 Bulczak)
Trener: Sobiesław Przybylski
Gryf 2009: Szreder – Włodowski, Saczuk, Wojciechowski, Dyller (‘80 Powalisz), Kołodziej, Borys (‘62 Żelechowski), Dmitrzyk (‘64 Grzelak), Riebandt, Schmidt, Wszołek (‘46 Struczyński)
Trener: Leszek Różycki
Żółte kartki: Dyller, Szczuk (obaj Gryf)
Przed tygodniem w Pelplinie Pogoń doznała wysokiej porażki (6-0) z Wierzycą, która jest już liderem IV ligi. Los sprawił, że w następnej kolejce do Lęborka przyjechała inna drużyna z Kociewia i to na niej lęborczanie powetowali sobie tamto niepowodzenie, rehabilitując się co do bramki. W jednostronnym spotkaniu goście nie mogli znaleźć sposobu na powstrzymanie napastnika Sylwestra Ilanza, który już do przerwy cztery razy wpisał się na listę strzelców. Z 9 golami w 5 meczach prowadzi w klasyfikacji strzelców. Po przerwie Pogoń nie spoczęła na laurach i dobiła gości golami obrońcy Marka Kozakiewicza i Łukasza Kołodziejskiego. Nie obyło się jednak bez strat, bo boisko z powodu urazów musieli przedwcześnie opuścić obrońcy Gapski i Bartosz Żmudzki. Po tym zwycięstwie Pogoń zrównała się punktami z tczewianami, awansując na 9 miejsce w ligowej tabeli. A już w sobotę czeka Pogoń pojedynek w Przodkowie z wiceliderem.
Być może częściowym usprawiedliwieniem tak wysokiej porażki Gryfa może być brak w składzie bramkarza Janiszewskiego, obrońcy Ossowskiego, najlepszego strzelca tczewian Gronkowskiego oraz Nowaczyka, którzy należeli do podstawowych zawodników w dotychczasowych spotkaniach. Jak pokazał mecz, ich zmiennicy nie do końca spełnili swoje zadanie.
Także w wyjściowym składzie Pogoni trener Przybylski dokonał roszad. Pod nieobecność Szymona Bacha na prawą obronę wrócił kapitan Oskar Jasiński. Jego miejsce na środku defensywy zajął wracający do pierwszego składu Kozakiewicz.. W przednie formacji po raz pierwszy w tym sezonie wyszedł od pierwszej minuty skrzydłowy Jakub Żmudzki.
W sobotę piłkarze mieli idealne warunki, żeby stworzyć dobre widowisko znowu ponadprzeciętnie zebranym kibicom. Mecz nie mógł lepiej ułożyć się dla Pogoni. Tuż po rozpoczęciu prawą stroną ofensywnie wszedł Jasiński. Piłka po jego dośrodkowaniu odbiła się od obrońcy i opuściła boisko. Do rzutu rożnego podszedł Mateusz Sychowski. Zagrał na bliższy słupek. Pierwsze uderzenie bramkarz obronił, ale dobitka z najbliższej odległości Ilanza, który zachował najwięcej przytomności i sprytu, była już skuteczna.
Kolejne minuty to nerwowa gra z obu stron, szybkie straty, akcje ofensywne kończone zazwyczaj przed polami karnymi. Jednak w 12 minucie z tego chaosu goście mogli wyrównać. W okolicach linii środkowej Sławomir Riebandt wykazał się dobrym przeglądem pola i przerzucił piłkę krzyżowym zagraniem do kapitana gości, najstarszego wśród przyjezdnych, 28-letniego Andrzeja Borysa. Pozostawiony bez krycia znalazł się sam przed 17-letnim bramkarzem Patrykiem Labudą, który wyszedł obronną ręką, ratując Pogoń przed stratą gola. Możemy tylko gdybać, co by było, gdyby drużyna trenera Leszka Różyckiego wyrównała. Najlepszej szansy jednak nie wykorzystała i to się zemściło, jak to się często w piłce zdarza. Jakub Żmudzki zmienił na chwilę prawe skrzydło na lewe i dośrodkował na pierwszy słupek. Ilanz ma duże możliwości w wykorzystywaniu takich sytuacji, co pokazał także w tej akcji. Był pierwszy przy piłce i podwyższył prowadzenie Pogoni. Goście pozwalali lęborczanom na wiele i ponieśli za to konsekwencje.
Tymczasem Ilanz pokazywał, że to może być jego dzień. Miał dużą ochotę do gry, często wracając do linii środkowej i rozgrywając akcje. W 34 minucie było już 3-0. Pogoń tym razem w ataku pozycyjnym oblegała przedpole bramki Gryfa. Wreszcie w strzeleckiej pozycji znalazł się Arkadiusz Byczkowski, ale jego uderzenie zostało obronione. Wybita piłka trafiła do Jasińskiego, a ten posłał ją po ziemi do Ilanza, który mocnym uderzeniem znalazł lukę między rywalami i trafił po raz trzeci. Za chwilę snajper Pogoni został mocno poturbowany przez Michała Dyllera, za co ten ostatni został ukarany żółtą kartką przez sędziego Michała Żurawskiego.
W 43 minucie lewoskrzydłowy Byczkowski, który czeka na swoją pierwsza bramkę dla Pogoni, zbiegł do środka, dryblując między obrońcami i uderzył niewiele obok słupka. Kiedy obie drużyny szykowały się już na przerwę Sychowski wykorzystał wysoko ustawioną linię obrony przez rywali i posłał górne podanie do Ilanza. Tego ostatniego nie dogonił już obrońca, a próbujący ratować sytuację wybiegiem bramkarz został przelobowany. 4-0 do przerwy to był nokaut gości. Ilanz zdobył czwartego gola w tym spotkaniu a dziewiątego w sezonie i został samodzielnym liderem klasyfikacji snajperów.
Od początku drugiej części Rafała Wszołka, młodszego brata reprezentanta Polski Pawła, zastąpił Jonatan Struczyński. W Pogoni kontuzjowanego Gapskiego zmienił Łukasz Kołodziejski, który jednak miał grać na skrzydle. Z pomocy został cofnięty do obrony Morawski. W 55 minucie współpraca skrzydłowych mogła przynieść dobry efekt. Byczkowski posłał piłkę nad obrońcami do Jakuba Żmudzkiego, jednak po jego uderzeniu piłka zatrzymała się na wybiegającym pod 16 metr bramkarzu. W 56 minucie urazu doznał lewy obrońca Bartosz Żmudzki, którego zastąpił Miłosz Naczk, ale nie na lewej obronie, a w przedniej formacji. Na lewą obronę cofnął się młodszy z braci Żmudzkich.
W 59 minucie było już 5-0. Po dośrodkowaniu z rożnego Sychowskiego na dalszy słupek mocnym uderzeniem głową trafił do siatki z kilku metrów Kozakiewicz. Już minutę później dzieła zniszczenia dokonał Kołodziejski. Mierzone na dalszy słupek techniczne uderzenie obronił bramkarz, ale piłka trafiła do Kołodziejskiego a ten huknął bez przyjęcia tak, że piłka zatrzymała się dopiero w siatce.
Pogoń miała apetyt na kolejne gole. W 67 minucie dwójkowy kontratak. Ilanz pociągnął środkiem i zagrał n a prawo do Byczkowskiego. Jego uderzenie minęło jednak słupek. W 71 minucie współpraca Ilanza z Naczkiem tuż przed polem karnym przyniosłaby efekt, gdyby Ilanz mając przed sobą bramkarza nie strzelił wysoko nad poprzeczką. Wszystkich sytuacji nie można jednak zamienić na gole. Przed końcem spotkania piła zatrzepotała w siatce do strzale z bliska Byczkowskiego, sędzia jednak odgwizdał spalonego. Z kolei w drugiej minucie doliczonego czasu gry, po krótkim rozegraniu wolnego, goście trafili w poprzeczkę.
- Przede wszystkim zależało nam na tym, żeby po klęsce w Pelplinie zdobyć 3 punkty. 6-0 po dobre grze to wyśmienity rezultat. Dziś byliśmy lepsi pod każdym względem – podsumował mecz trener Pogoni Sobiesław Przybylski.
Pogoń Lębork – Gryf 2009 Tczew 6:0 (4:0)
Bramki: 1:0 Sylwester Ilanz (2), 2:0 Sylwester Ilanz (20), 3:0 Sylwester Ilanz (34), Sylwester Ilanz (45), 5:0 Marek Kozakiewicz (59), Łukasz Kołodziejski (60)
Pogoń: Labuda – Jasiński, Kozakiewicz, Gapski (4’6 Kołodziejski), B. Żmudzki (‘58 Naczk) – Morawski, Sychowski (‘74 Fudala), Wesserling – J. Żmudzki, Ilanz, Byczkowski (‘86 Bulczak)
Trener: Sobiesław Przybylski
Gryf 2009: Szreder – Włodowski, Saczuk, Wojciechowski, Dyller (‘80 Powalisz), Kołodziej, Borys (‘62 Żelechowski), Dmitrzyk (‘64 Grzelak), Riebandt, Schmidt, Wszołek (‘46 Struczyński)
Trener: Leszek Różycki
Żółte kartki: Dyller, Szczuk (obaj Gryf)
Przed tygodniem w Pelplinie Pogoń doznała wysokiej porażki (6-0) z Wierzycą, która jest już liderem IV ligi. Los sprawił, że w następnej kolejce do Lęborka przyjechała inna drużyna z Kociewia i to na niej lęborczanie powetowali sobie tamto niepowodzenie, rehabilitując się co do bramki. W jednostronnym spotkaniu goście nie mogli znaleźć sposobu na powstrzymanie napastnika Sylwestra Ilanza, który już do przerwy cztery razy wpisał się na listę strzelców. Z 9 golami w 5 meczach prowadzi w klasyfikacji strzelców. Po przerwie Pogoń nie spoczęła na laurach i dobiła gości golami obrońcy Marka Kozakiewicza i Łukasza Kołodziejskiego. Nie obyło się jednak bez strat, bo boisko z powodu urazów musieli przedwcześnie opuścić obrońcy Gapski i Bartosz Żmudzki. Po tym zwycięstwie Pogoń zrównała się punktami z tczewianami, awansując na 9 miejsce w ligowej tabeli. A już w sobotę czeka Pogoń pojedynek w Przodkowie z wiceliderem.
Być może częściowym usprawiedliwieniem tak wysokiej porażki Gryfa może być brak w składzie bramkarza Janiszewskiego, obrońcy Ossowskiego, najlepszego strzelca tczewian Gronkowskiego oraz Nowaczyka, którzy należeli do podstawowych zawodników w dotychczasowych spotkaniach. Jak pokazał mecz, ich zmiennicy nie do końca spełnili swoje zadanie.
Także w wyjściowym składzie Pogoni trener Przybylski dokonał roszad. Pod nieobecność Szymona Bacha na prawą obronę wrócił kapitan Oskar Jasiński. Jego miejsce na środku defensywy zajął wracający do pierwszego składu Kozakiewicz.. W przednie formacji po raz pierwszy w tym sezonie wyszedł od pierwszej minuty skrzydłowy Jakub Żmudzki.
W sobotę piłkarze mieli idealne warunki, żeby stworzyć dobre widowisko znowu ponadprzeciętnie zebranym kibicom. Mecz nie mógł lepiej ułożyć się dla Pogoni. Tuż po rozpoczęciu prawą stroną ofensywnie wszedł Jasiński. Piłka po jego dośrodkowaniu odbiła się od obrońcy i opuściła boisko. Do rzutu rożnego podszedł Mateusz Sychowski. Zagrał na bliższy słupek. Pierwsze uderzenie bramkarz obronił, ale dobitka z najbliższej odległości Ilanza, który zachował najwięcej przytomności i sprytu, była już skuteczna.
Kolejne minuty to nerwowa gra z obu stron, szybkie straty, akcje ofensywne kończone zazwyczaj przed polami karnymi. Jednak w 12 minucie z tego chaosu goście mogli wyrównać. W okolicach linii środkowej Sławomir Riebandt wykazał się dobrym przeglądem pola i przerzucił piłkę krzyżowym zagraniem do kapitana gości, najstarszego wśród przyjezdnych, 28-letniego Andrzeja Borysa. Pozostawiony bez krycia znalazł się sam przed 17-letnim bramkarzem Patrykiem Labudą, który wyszedł obronną ręką, ratując Pogoń przed stratą gola. Możemy tylko gdybać, co by było, gdyby drużyna trenera Leszka Różyckiego wyrównała. Najlepszej szansy jednak nie wykorzystała i to się zemściło, jak to się często w piłce zdarza. Jakub Żmudzki zmienił na chwilę prawe skrzydło na lewe i dośrodkował na pierwszy słupek. Ilanz ma duże możliwości w wykorzystywaniu takich sytuacji, co pokazał także w tej akcji. Był pierwszy przy piłce i podwyższył prowadzenie Pogoni. Goście pozwalali lęborczanom na wiele i ponieśli za to konsekwencje.
Tymczasem Ilanz pokazywał, że to może być jego dzień. Miał dużą ochotę do gry, często wracając do linii środkowej i rozgrywając akcje. W 34 minucie było już 3-0. Pogoń tym razem w ataku pozycyjnym oblegała przedpole bramki Gryfa. Wreszcie w strzeleckiej pozycji znalazł się Arkadiusz Byczkowski, ale jego uderzenie zostało obronione. Wybita piłka trafiła do Jasińskiego, a ten posłał ją po ziemi do Ilanza, który mocnym uderzeniem znalazł lukę między rywalami i trafił po raz trzeci. Za chwilę snajper Pogoni został mocno poturbowany przez Michała Dyllera, za co ten ostatni został ukarany żółtą kartką przez sędziego Michała Żurawskiego.
W 43 minucie lewoskrzydłowy Byczkowski, który czeka na swoją pierwsza bramkę dla Pogoni, zbiegł do środka, dryblując między obrońcami i uderzył niewiele obok słupka. Kiedy obie drużyny szykowały się już na przerwę Sychowski wykorzystał wysoko ustawioną linię obrony przez rywali i posłał górne podanie do Ilanza. Tego ostatniego nie dogonił już obrońca, a próbujący ratować sytuację wybiegiem bramkarz został przelobowany. 4-0 do przerwy to był nokaut gości. Ilanz zdobył czwartego gola w tym spotkaniu a dziewiątego w sezonie i został samodzielnym liderem klasyfikacji snajperów.
Od początku drugiej części Rafała Wszołka, młodszego brata reprezentanta Polski Pawła, zastąpił Jonatan Struczyński. W Pogoni kontuzjowanego Gapskiego zmienił Łukasz Kołodziejski, który jednak miał grać na skrzydle. Z pomocy został cofnięty do obrony Morawski. W 55 minucie współpraca skrzydłowych mogła przynieść dobry efekt. Byczkowski posłał piłkę nad obrońcami do Jakuba Żmudzkiego, jednak po jego uderzeniu piłka zatrzymała się na wybiegającym pod 16 metr bramkarzu. W 56 minucie urazu doznał lewy obrońca Bartosz Żmudzki, którego zastąpił Miłosz Naczk, ale nie na lewej obronie, a w przedniej formacji. Na lewą obronę cofnął się młodszy z braci Żmudzkich.
W 59 minucie było już 5-0. Po dośrodkowaniu z rożnego Sychowskiego na dalszy słupek mocnym uderzeniem głową trafił do siatki z kilku metrów Kozakiewicz. Już minutę później dzieła zniszczenia dokonał Kołodziejski. Mierzone na dalszy słupek techniczne uderzenie obronił bramkarz, ale piłka trafiła do Kołodziejskiego a ten huknął bez przyjęcia tak, że piłka zatrzymała się dopiero w siatce.
Pogoń miała apetyt na kolejne gole. W 67 minucie dwójkowy kontratak. Ilanz pociągnął środkiem i zagrał n a prawo do Byczkowskiego. Jego uderzenie minęło jednak słupek. W 71 minucie współpraca Ilanza z Naczkiem tuż przed polem karnym przyniosłaby efekt, gdyby Ilanz mając przed sobą bramkarza nie strzelił wysoko nad poprzeczką. Wszystkich sytuacji nie można jednak zamienić na gole. Przed końcem spotkania piła zatrzepotała w siatce do strzale z bliska Byczkowskiego, sędzia jednak odgwizdał spalonego. Z kolei w drugiej minucie doliczonego czasu gry, po krótkim rozegraniu wolnego, goście trafili w poprzeczkę.
- Przede wszystkim zależało nam na tym, żeby po klęsce w Pelplinie zdobyć 3 punkty. 6-0 po dobre grze to wyśmienity rezultat. Dziś byliśmy lepsi pod każdym względem – podsumował mecz trener Pogoni Sobiesław Przybylski.