GKS Kolbudy - Pogoń Lębork 4:4 (2:1)
bramki: 1:0 Olgierd Stanisławski (10), 2:0 Krzysztof Kwasny (20), 2:1 Marek Kozakiewicz (42), 2:2 Mateusz Wesserling (56), 2:3 Oskar Jasiński (59), 2:4 Arkadiusz Byczkowski (60), 3:4 Mateusz Gruchała (78), 4:4 Mateusz Gruchała (83)
Kolbudy: Cisewski - Możejko, Fojut, Żuk, Laszczuk - Urbański, Borzyszkowski, Szulc, Gruchała (89’ Malkowski), Stanisławski, Kwasny (60’ Groszek)
Pogoń: Labuda - Jasiński, Morawski, Kozakiewicz, J. Żmudzki - Wesserling, Sychowski, Kołodziejski (69’ Naczk) – Waczkowski (75’ Iwosa), Byczkowski, Ilanz
Żółte kartki: Borzyszkowski (2), Gruchała, Malkowski, Urbański – Wesserling, Kołodziejski, Waczkowski, J. Żmudzki, Ilanz
Za takie mecze ten sport można kochać lub nienawidzić, ale nikt nie pozostanie obojętnym. Po 20 minutach gospodarze z obrazu gry nie mieli aż takiej przewagi, żeby zasłużyć na dwubramkowe prowadzenie, ale potrafili wykorzystać słabo dysponowaną obronę Pogoni, która w łatwy sposób dała się dwa razy zaskoczyć. Czyżby koszmary z Pelplina i Przodkowa miały wrócić? O nie. Wraz z przyjazdem 60-osobowej grupy kibiców Pogoni, którzy nie widzieli słabego początku i traconych goli Pogoń podnosi się po nokdaunie i zaczyna po pół godzinie przejmować inicjatywę. Końcówka pierwszej połowy należy już do naszej drużyny i w efekcie obrońca Marek Kozakiewicz głową strzela kontaktową bramkę. Możemy się tylko domyślać, co piłkarze usłyszeli w przerwie od trenera Przybylskiego, ale pierwszy kwadrans drugiej połowy, był chyba najlepszym okresem gry w tym sezonie. W 5 minut Pogoń zdobyła trzy gole, rzucając gospodarzy na kolana. W 56 minucie wyrównał uderzeniem zza pola karnego Mateusz Wesserling. Trzy minuty później w polu karnym Łukasz Kołodziejski ograł z łatwością obrońcę i strzelił po ziemi obok bramkarza. Gola „ukradł” mu kapitan Oskar Jasiński, który tuż przed linią bramkową dołożył nogę. Pogoń prowadziła 3-2, kiedy w 60 minucie uderzeniem zza pola karnego popisał się Arkadiusz Byczkowski, dla którego była to pierwsza bramka dla nowej drużyny. Kiedy w 66 minucie pomocnik Kolbud Sebastian Borzyszkowski został ukarany drugą żółtą kartką i musiał opuścić boisko, wszystkim wydawało się, że nic złego już Pogoni nie może się stać i pierwsze zwycięstwo na wyjeździe wystarczy tylko dowieźć do ostatniego gwizdka. Najgorsze jest to, że chyba uwierzyli w to także zawodnicy. Grając w przewadze oddali inicjatywę i to się zemściło. W 78 minucie Mateusz Gruchała mocnym precyzyjnym uderzeniem z ponad 20 metrów z wolnego nie dał szans Labudzie. W 83 minucie dośrodkowanie z wolnego w pole karne Pogoni, zgranie piłki głową a niepilnowany Gruchała z kilku metrów pakuje piłkę do bramki.
- Pierwsze 20 minut było bardzo słabe w naszym wykonaniu – mówi trener Pogoni. – Po błędach indywidualnych tracimy dwa gole, ale od 25-30 minuty zaczęliśmy agresywnie atakować rywali i w końcówce pierwszej połowy udało się zdobyć kontaktową bramkę. To nakręciło nasz zespół, żeby zaatakować w drugiej połowie. Bardzo dobra gra przez 15-20 minut, co dało efekt w postaci trzech goli. Jeden z rywali dostał drugą żółtą kartkę, gramy w przewadze, ale niestety coś się zacięło. Czy to była dekoncentracja, brak motywacji czy brak sił, bo zamiast utrzymać się przy piłce, kontrolować mecz, dajemy sobie w koncówce strzelić dwie bramki. Kibice mogli zobaczyć w tym meczu 8 goli, była dramaturgia. Przed meczem remis wzięlibyśmy w ciemno. Po meczu uważam, że uciekły nam dwa punkty. Drużyna pokazała charakter, walkę i za to chcę zawodnikom podziękować.
Tylko jednej zmiany w wyjściowej jedenastce dokonał trener Przybylski w porównaniu z wygranym, środowym meczem z Pomezanią w Lęborku. Z poligonu wrócił obrońca Oskar Jasiński, który zajął miejsce na prawej obronie kosztem Szymona Bacha.
Po rozpoczęciu spotkania przewagę uzyskali gospodarze. Gra częściej toczyła się na połowie Pogoni, gospodarze byli dłużej przy piłce. Pogoniści ograniczali się do przeszkadzania, a kiedy nie mogli przerwać akcji w sposób przepisowy, uciekali się do fauli, które wybijały gospodarzy z rytmu. Od czasu do czasu udało się podejść pod pole karne Kolbud, tak, jak w 8 minucie, kiedy po dośrodkowaniu ze skrzydła Waczkowskiego Ilanz uderzył głową metr nad poprzeczką.
W 10 minucie gospodarze dwoma podaniami rozmontowali bierną obronę Pogoni. Obrońca Kolbud Paweł Żuk zagrał z własnej połowy górną piłkę wzdłuż bocznej linii. Gruchała efektownie piętą zgrał bez przyjęcia do Olgierda Stanisławskiego, a ten ruszył dynamicznie w pole karne, zostawiając za plecami obrońców. Podbiegł do linii końcowej i z ostrego kąta mocnym uderzeniem nie dał szans Patrykowi Labudzie. Gol dodał jeszcze animuszu gospodarzom, którzy agresywnym, wysokim pressingiem zepchnęli Pogoń do obrony, niwelując w zarodku każdą próbę zaczepnej akcji. Dużo strat w środku pola wynikało właśnie z agresywnego pressingu gospodarzy, którzy wyprzedzali naszych zawodników, odcinając od podań Ilanza. W 16 minucie udało się Kołodziejskiemu oddać dobry strzał z dystansu, który sprawił trochę kłopotów bramkarzowi. W 18 minucie pierwszą żółtą kartkę w meczu i swoją dostał za faul w środku pola Sebastian Borzyszkowski.
W 20 minucie obroną Pogoni ponownie w zdecydowanie zbyt łatwy sposób dopuściła do utraty drugiej bramki. Spod bocznej linii Gruchała posłał górną piłkę na dalszy słupek. Labuda nie wyszedł do dośrodkowania, żaden z obrońców też nie skoczył, Głową zgrał Stanisławski, a Kwasny już dopełnił formalności dobijając piłkę już praktycznie z linii bramkowej. Czyżby miał się powtórzyć scenariusz klęsk z Pelplina i Przodkowa?
Tuż po stracie drugiego gola sektor dla kibiców gości zajęła 60-osobowa grupa fanatyków Pogoni, którzy od razu ruszyli z głośnym, gorącym dopingiem. Musiał on obudzić naszych zawodników, bo z minuty na minutę zaczęli grac agresywniej, wreszcie walczyć. Zaczęła kleić się gra z przodu. Piłki rozdzielał Sychowski z Wesserlingiem a na skrzydłach szarpali Waczkowski z Byczkowskim. Póki co jeszcze uspokojeni bezpiecznym prowadzeniem gospodarze kontrolują mecz, ale widać już momenty lepsze gry Pogoni. W 29 minucie kapitan Pogoni Oskar Jasiński fauluje, ale wściekły Wesserling nie zgadza się z orzeczeniem sędziego i za głośne uwagi dostaje żółtą kartkę jako pierwszy z Pogonistów.
Po pół godzinie dośrodkowanie z prawego skrzydła Waczkowskiego do Ilanza, któremu obrońcy zostawili na 16 metrze dużo wolnego miejsca. Ilanz jednak nie potrafi opanować piłki i potencjalnie groźnej akcji nic nie wynikło. Długimi okresami Pogoń przenosi grę na połowę rywala. Kilka prób uderzeń z dystansu nie przynosi wymiernego skutku. W 35 minucie Pogoń założyła wysoki pressing na wyprowadzających akcję rywalach. Przechwyt piłki i Mateusz Sychowski, który na tym boisku zna każdą kępę trawy, znakomitym podaniem za obrońców obsłużył Byczkowskiego. Skrzydłowemu Pogoni wychodzi naprzeciw Cisewski i ratuje swój zespół przed stratą gola. Piłka po strzale przelatuje mu po rękawicach i mija słupek. To było już poważne ostrzeżenie dla obrony gospodarzy.
Wreszcie w 42 minucie Pogoń dyskontuje kwadrans przewagi. Do tej pory Cisewski radził sobie bez większego zarzutu z dośrodkowaniami. Tym razem jednak został przechytrzony. Za krótko wybita piłka spadła na głową Kozakiewicza, który w tłumie znalazł lukę i zdobył kontaktową bramkę.
Na drugą połowę Pogoń wyszła zupełnie odmieniona. Z wiarą i determinacją w sukces poczuła, że losy tego meczu można jeszcze odwrócić.
Zanim jednak nastąpiło 5 minut, które wstrząsnęło gospodarzami, Pogoń miała dwie bardzo dobre okazje bramkowe. W 48 minucie Sychowski popisał się krótkim prostopadłym podaniem do Waczkowskiego, które zupełnie zaskoczył obronę Kolbud. Skrzydłowy Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza, ale strzelił właśnie w niego. Przewaga Pogoni rosła z każda minutą. Ataki z coraz większym rozmachem. W 51 minucie podanie w okolicach szesnastki do stojącego Tyłem do bramki Ilanza, który skupił na sobie uwagę obrońców. Tymczasem w akcję włączył się Byczkowski, któremu Ilanz zgrał piłkę, ale uderzenie z dystansu było w bramkarza.
Dwa razy jeszcze gospodarzom się upiekła ta kunktatorska taktyka, ale do czasu. W 56 minucie zaczął się show Pogoni. Wesserling przed polem karnym zabawił się z obrońcami, zrobił sobie miejsce na uderzenie i piłka wylądowała tuż przy słupku. Był już albo dopiero remis. Pogoń była dalej w uderzeniu. Szybka wymiana podań przed polem karnym aż piłka trafia w szesnastkę do Kołodziejskiego. Ten uwalnia się spod opieki obrońcy i posyła piłkę obok bramkarza. W szale radości Jasiński dla pewności jeszcze wbija piłkę do bramki tuż przed linią. Pogoń wróciła z zaświatów i wyciąga z 2-0 na 2-3.
Minęła może minuta i jeszcze większy szok. Byczkowski zdecydował się na uderzenie z około 20 metrów i to przynosi powodzenie. To jego pierwszy gol dla nowej drużyny. W 66 minucie Borzyszkowski dostał drugą żółtą kartkę i wydawało się, że gospodarze są w beznadziejnej sytuacji. Przegrywają 2-4 i grają w dziesiątkę. Nie mają jednak już nic do stracenia. Za Kołodziejskiego wchodzi Naczk, za Waczkowskiego Iwosa.
Pogoń jest w komfortowej sytuacji, ale do końca meczu pozostał jeszcze kwadrans. Gospodarze zwierają szyki i podejmują jeszcze rękawice. W 78 minucie mają rzut wolny w okolicach 22 metra, na wprost bramki Labudy. Na bezpośrednie uderzenie decyduje się Mateusz Gruchała i po mocnym ale przede wszystkim precyzyjnym uderzeniu piłka wpada tuż przy słupku. Labuda wyciągnął się jak długi, ale nie mógł zapobiec utracie tego gola. Gospodarze złapali kontakt.
W 83 minucie gospodarze mają rzut wolny przy bocznej linii boiska. Piłkę w pole karne wrzucił Żuk. Prawie całe drużyny są w polu karnym, a piłka trafia do jednego z gospodarzy. Zgrywa głową a pozostawiony bez krycia Gruchała z sytuacyjnej piłki strzela lekko pod poprzeczkę, w środek bramki. Tym razem to gospodarze wrócili z dalekiej podróży i uratowali punkt.
Dariusz Stasiuk, trener Kolbud powiedział po spotkaniu: - Było dużo emocji. Tak naprawdę spotkały się chyba dwie najsłabsze defensywy w lidze, czyli grad bramek. Mamy swoje problemy. Gramy trzeci mecz w 12 zawodników. Jeszcze teraz doszła czerwona kartka. Dla nas chyba szczęśliwy remis, przegrywając 2-4 i czerwona kartka. Udało się zdobyć punkt.
bramki: 1:0 Olgierd Stanisławski (10), 2:0 Krzysztof Kwasny (20), 2:1 Marek Kozakiewicz (42), 2:2 Mateusz Wesserling (56), 2:3 Oskar Jasiński (59), 2:4 Arkadiusz Byczkowski (60), 3:4 Mateusz Gruchała (78), 4:4 Mateusz Gruchała (83)
Kolbudy: Cisewski - Możejko, Fojut, Żuk, Laszczuk - Urbański, Borzyszkowski, Szulc, Gruchała (89’ Malkowski), Stanisławski, Kwasny (60’ Groszek)
Pogoń: Labuda - Jasiński, Morawski, Kozakiewicz, J. Żmudzki - Wesserling, Sychowski, Kołodziejski (69’ Naczk) – Waczkowski (75’ Iwosa), Byczkowski, Ilanz
Żółte kartki: Borzyszkowski (2), Gruchała, Malkowski, Urbański – Wesserling, Kołodziejski, Waczkowski, J. Żmudzki, Ilanz
Za takie mecze ten sport można kochać lub nienawidzić, ale nikt nie pozostanie obojętnym. Po 20 minutach gospodarze z obrazu gry nie mieli aż takiej przewagi, żeby zasłużyć na dwubramkowe prowadzenie, ale potrafili wykorzystać słabo dysponowaną obronę Pogoni, która w łatwy sposób dała się dwa razy zaskoczyć. Czyżby koszmary z Pelplina i Przodkowa miały wrócić? O nie. Wraz z przyjazdem 60-osobowej grupy kibiców Pogoni, którzy nie widzieli słabego początku i traconych goli Pogoń podnosi się po nokdaunie i zaczyna po pół godzinie przejmować inicjatywę. Końcówka pierwszej połowy należy już do naszej drużyny i w efekcie obrońca Marek Kozakiewicz głową strzela kontaktową bramkę. Możemy się tylko domyślać, co piłkarze usłyszeli w przerwie od trenera Przybylskiego, ale pierwszy kwadrans drugiej połowy, był chyba najlepszym okresem gry w tym sezonie. W 5 minut Pogoń zdobyła trzy gole, rzucając gospodarzy na kolana. W 56 minucie wyrównał uderzeniem zza pola karnego Mateusz Wesserling. Trzy minuty później w polu karnym Łukasz Kołodziejski ograł z łatwością obrońcę i strzelił po ziemi obok bramkarza. Gola „ukradł” mu kapitan Oskar Jasiński, który tuż przed linią bramkową dołożył nogę. Pogoń prowadziła 3-2, kiedy w 60 minucie uderzeniem zza pola karnego popisał się Arkadiusz Byczkowski, dla którego była to pierwsza bramka dla nowej drużyny. Kiedy w 66 minucie pomocnik Kolbud Sebastian Borzyszkowski został ukarany drugą żółtą kartką i musiał opuścić boisko, wszystkim wydawało się, że nic złego już Pogoni nie może się stać i pierwsze zwycięstwo na wyjeździe wystarczy tylko dowieźć do ostatniego gwizdka. Najgorsze jest to, że chyba uwierzyli w to także zawodnicy. Grając w przewadze oddali inicjatywę i to się zemściło. W 78 minucie Mateusz Gruchała mocnym precyzyjnym uderzeniem z ponad 20 metrów z wolnego nie dał szans Labudzie. W 83 minucie dośrodkowanie z wolnego w pole karne Pogoni, zgranie piłki głową a niepilnowany Gruchała z kilku metrów pakuje piłkę do bramki.
- Pierwsze 20 minut było bardzo słabe w naszym wykonaniu – mówi trener Pogoni. – Po błędach indywidualnych tracimy dwa gole, ale od 25-30 minuty zaczęliśmy agresywnie atakować rywali i w końcówce pierwszej połowy udało się zdobyć kontaktową bramkę. To nakręciło nasz zespół, żeby zaatakować w drugiej połowie. Bardzo dobra gra przez 15-20 minut, co dało efekt w postaci trzech goli. Jeden z rywali dostał drugą żółtą kartkę, gramy w przewadze, ale niestety coś się zacięło. Czy to była dekoncentracja, brak motywacji czy brak sił, bo zamiast utrzymać się przy piłce, kontrolować mecz, dajemy sobie w koncówce strzelić dwie bramki. Kibice mogli zobaczyć w tym meczu 8 goli, była dramaturgia. Przed meczem remis wzięlibyśmy w ciemno. Po meczu uważam, że uciekły nam dwa punkty. Drużyna pokazała charakter, walkę i za to chcę zawodnikom podziękować.
Tylko jednej zmiany w wyjściowej jedenastce dokonał trener Przybylski w porównaniu z wygranym, środowym meczem z Pomezanią w Lęborku. Z poligonu wrócił obrońca Oskar Jasiński, który zajął miejsce na prawej obronie kosztem Szymona Bacha.
Po rozpoczęciu spotkania przewagę uzyskali gospodarze. Gra częściej toczyła się na połowie Pogoni, gospodarze byli dłużej przy piłce. Pogoniści ograniczali się do przeszkadzania, a kiedy nie mogli przerwać akcji w sposób przepisowy, uciekali się do fauli, które wybijały gospodarzy z rytmu. Od czasu do czasu udało się podejść pod pole karne Kolbud, tak, jak w 8 minucie, kiedy po dośrodkowaniu ze skrzydła Waczkowskiego Ilanz uderzył głową metr nad poprzeczką.
W 10 minucie gospodarze dwoma podaniami rozmontowali bierną obronę Pogoni. Obrońca Kolbud Paweł Żuk zagrał z własnej połowy górną piłkę wzdłuż bocznej linii. Gruchała efektownie piętą zgrał bez przyjęcia do Olgierda Stanisławskiego, a ten ruszył dynamicznie w pole karne, zostawiając za plecami obrońców. Podbiegł do linii końcowej i z ostrego kąta mocnym uderzeniem nie dał szans Patrykowi Labudzie. Gol dodał jeszcze animuszu gospodarzom, którzy agresywnym, wysokim pressingiem zepchnęli Pogoń do obrony, niwelując w zarodku każdą próbę zaczepnej akcji. Dużo strat w środku pola wynikało właśnie z agresywnego pressingu gospodarzy, którzy wyprzedzali naszych zawodników, odcinając od podań Ilanza. W 16 minucie udało się Kołodziejskiemu oddać dobry strzał z dystansu, który sprawił trochę kłopotów bramkarzowi. W 18 minucie pierwszą żółtą kartkę w meczu i swoją dostał za faul w środku pola Sebastian Borzyszkowski.
W 20 minucie obroną Pogoni ponownie w zdecydowanie zbyt łatwy sposób dopuściła do utraty drugiej bramki. Spod bocznej linii Gruchała posłał górną piłkę na dalszy słupek. Labuda nie wyszedł do dośrodkowania, żaden z obrońców też nie skoczył, Głową zgrał Stanisławski, a Kwasny już dopełnił formalności dobijając piłkę już praktycznie z linii bramkowej. Czyżby miał się powtórzyć scenariusz klęsk z Pelplina i Przodkowa?
Tuż po stracie drugiego gola sektor dla kibiców gości zajęła 60-osobowa grupa fanatyków Pogoni, którzy od razu ruszyli z głośnym, gorącym dopingiem. Musiał on obudzić naszych zawodników, bo z minuty na minutę zaczęli grac agresywniej, wreszcie walczyć. Zaczęła kleić się gra z przodu. Piłki rozdzielał Sychowski z Wesserlingiem a na skrzydłach szarpali Waczkowski z Byczkowskim. Póki co jeszcze uspokojeni bezpiecznym prowadzeniem gospodarze kontrolują mecz, ale widać już momenty lepsze gry Pogoni. W 29 minucie kapitan Pogoni Oskar Jasiński fauluje, ale wściekły Wesserling nie zgadza się z orzeczeniem sędziego i za głośne uwagi dostaje żółtą kartkę jako pierwszy z Pogonistów.
Po pół godzinie dośrodkowanie z prawego skrzydła Waczkowskiego do Ilanza, któremu obrońcy zostawili na 16 metrze dużo wolnego miejsca. Ilanz jednak nie potrafi opanować piłki i potencjalnie groźnej akcji nic nie wynikło. Długimi okresami Pogoń przenosi grę na połowę rywala. Kilka prób uderzeń z dystansu nie przynosi wymiernego skutku. W 35 minucie Pogoń założyła wysoki pressing na wyprowadzających akcję rywalach. Przechwyt piłki i Mateusz Sychowski, który na tym boisku zna każdą kępę trawy, znakomitym podaniem za obrońców obsłużył Byczkowskiego. Skrzydłowemu Pogoni wychodzi naprzeciw Cisewski i ratuje swój zespół przed stratą gola. Piłka po strzale przelatuje mu po rękawicach i mija słupek. To było już poważne ostrzeżenie dla obrony gospodarzy.
Wreszcie w 42 minucie Pogoń dyskontuje kwadrans przewagi. Do tej pory Cisewski radził sobie bez większego zarzutu z dośrodkowaniami. Tym razem jednak został przechytrzony. Za krótko wybita piłka spadła na głową Kozakiewicza, który w tłumie znalazł lukę i zdobył kontaktową bramkę.
Na drugą połowę Pogoń wyszła zupełnie odmieniona. Z wiarą i determinacją w sukces poczuła, że losy tego meczu można jeszcze odwrócić.
Zanim jednak nastąpiło 5 minut, które wstrząsnęło gospodarzami, Pogoń miała dwie bardzo dobre okazje bramkowe. W 48 minucie Sychowski popisał się krótkim prostopadłym podaniem do Waczkowskiego, które zupełnie zaskoczył obronę Kolbud. Skrzydłowy Pogoni miał przed sobą tylko bramkarza, ale strzelił właśnie w niego. Przewaga Pogoni rosła z każda minutą. Ataki z coraz większym rozmachem. W 51 minucie podanie w okolicach szesnastki do stojącego Tyłem do bramki Ilanza, który skupił na sobie uwagę obrońców. Tymczasem w akcję włączył się Byczkowski, któremu Ilanz zgrał piłkę, ale uderzenie z dystansu było w bramkarza.
Dwa razy jeszcze gospodarzom się upiekła ta kunktatorska taktyka, ale do czasu. W 56 minucie zaczął się show Pogoni. Wesserling przed polem karnym zabawił się z obrońcami, zrobił sobie miejsce na uderzenie i piłka wylądowała tuż przy słupku. Był już albo dopiero remis. Pogoń była dalej w uderzeniu. Szybka wymiana podań przed polem karnym aż piłka trafia w szesnastkę do Kołodziejskiego. Ten uwalnia się spod opieki obrońcy i posyła piłkę obok bramkarza. W szale radości Jasiński dla pewności jeszcze wbija piłkę do bramki tuż przed linią. Pogoń wróciła z zaświatów i wyciąga z 2-0 na 2-3.
Minęła może minuta i jeszcze większy szok. Byczkowski zdecydował się na uderzenie z około 20 metrów i to przynosi powodzenie. To jego pierwszy gol dla nowej drużyny. W 66 minucie Borzyszkowski dostał drugą żółtą kartkę i wydawało się, że gospodarze są w beznadziejnej sytuacji. Przegrywają 2-4 i grają w dziesiątkę. Nie mają jednak już nic do stracenia. Za Kołodziejskiego wchodzi Naczk, za Waczkowskiego Iwosa.
Pogoń jest w komfortowej sytuacji, ale do końca meczu pozostał jeszcze kwadrans. Gospodarze zwierają szyki i podejmują jeszcze rękawice. W 78 minucie mają rzut wolny w okolicach 22 metra, na wprost bramki Labudy. Na bezpośrednie uderzenie decyduje się Mateusz Gruchała i po mocnym ale przede wszystkim precyzyjnym uderzeniu piłka wpada tuż przy słupku. Labuda wyciągnął się jak długi, ale nie mógł zapobiec utracie tego gola. Gospodarze złapali kontakt.
W 83 minucie gospodarze mają rzut wolny przy bocznej linii boiska. Piłkę w pole karne wrzucił Żuk. Prawie całe drużyny są w polu karnym, a piłka trafia do jednego z gospodarzy. Zgrywa głową a pozostawiony bez krycia Gruchała z sytuacyjnej piłki strzela lekko pod poprzeczkę, w środek bramki. Tym razem to gospodarze wrócili z dalekiej podróży i uratowali punkt.
Dariusz Stasiuk, trener Kolbud powiedział po spotkaniu: - Było dużo emocji. Tak naprawdę spotkały się chyba dwie najsłabsze defensywy w lidze, czyli grad bramek. Mamy swoje problemy. Gramy trzeci mecz w 12 zawodników. Jeszcze teraz doszła czerwona kartka. Dla nas chyba szczęśliwy remis, przegrywając 2-4 i czerwona kartka. Udało się zdobyć punkt.