Pogoń Lębork – GKS Przodkowo 2:2 (0:0)
bramki: 0:1 Bartosz Olszewski (58), 0:2 Paweł Sobczyński (61), 1:2 Sylwester Ilanz (71), 2:2 Sylwester Ilanz (77)
Pogoń: Labuda – Wesserling, P. Łapigrowski, Musuła, B. Żmudzki – Morawski, Sychowski, Naczk (58 Bach) – Waczkowski (90+2 Paweł Labuda), Ilanz, Byczkowski
Przodkowo: Bartosiewicz – Sobczyński, Barzowski, Kozerkiewicz – Dałek (46 Olszewski), Broner, Cirkowski, S. Frankowski (87 Bancer), Nawrocki – Gronowski, M. Frankowski (74 Młyński)
żółte kartki: Wesserling, Morawski - S. Frankowski, Nawrocki, Cirkowski (dwie)
sędziowie: Jewgienij Adamonis oraz Piotr Cwalina, Grzegorz Czyż
Po bezbramkowej pierwszej połowie, w której długimi fragmentami oglądaliśmy piłkarskie szachy i żadnej z drużyn nie udało się zdominować rywala a gra toczyła się między „szesnastkami”, po przerwie działo się znacznie więcej. Faworyzowani goście, którzy do Lęborka przyjechali po zwycięstwo, zaatakowali i po dośrodkowaniach z rzutów rożnych, najpierw rezerwowy Bartosz Olszewski zdobył z bliska gola głową w 58 minucie, a cztery minuty później w zamieszaniu w polu bramkowym najlepiej odnalazł się obrońca Paweł Sobczyński i z bliska wpakował piłkę do siatki. Pogoniści nie załamali się niekorzystnym obrotem wydarzeń i w 71 minucie Sylwester Ilanz pewnym uderzeniem z kilku metrów wykończył indywidualną akcję Jędrzeja Waczkowskiego. Pogoń zdobyła kontaktową bramkę i poszła za ciosem. Na kwadrans przed końcem pomocnik gości Marek Cirkowski za taktyczny faul otrzymał drugą żółtą kartkę. Osłabieni goście w 77 minucie stracili prowadzenie. Po uderzeniu z dystansu Arkadiusza Byczkowskiego piłka odbiła się od poprzeczki. Najszybszy był Ilanz i głową wyrównał wynik, strzelając swojego 24 gola w sezonie. W samej końcówce najpierw Bach a następnie w doliczonym czasie rezerwowy junior Paweł Labuda mieli znakomite okazje na zdobycie zwycięskiej bramki. Po uderzeniu tego ostatniego obrońca gości wybił piłkę z bramki. Pogoń pokazała charakter, rehabilitując się za wpadkę w Tczewie.
W przedświąteczną środę dwunasta w tabeli Pogoń podejmowała lidera rozgrywek i głównego kandydata do III-ligowego awansu, który jednak nie gra obecnie tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu. Zresztą obie drużyny przystąpiły do gry po porażkach w poprzedniej kolejce. Pogoń bez leczących świeże urazy Jasińskiego i Stankiewicza oraz pauzującego już od czasu przygotowań Jakuba Żmudzkiego. Pod ich nieobecność na ławce zasiedli m.in. juniorzy Paweł Labuda, który zdążył już zagrać w Tczewie i Gracjan Miszkiewicz.
Goście, jako jedna z niewielu drużyn, gra w ustawieniu z trzema obrońcami i pięcioma pomocnikami, wśród których był wychowanek Pogoni Michał Nawrocki. Za strzelanie goli miał odpowiadać lider klasyfikacji strzelców, autor 28 goli Jakub Gronowski. Mecz miał być także jego pojedynkiem z Sylwestrem Ilanzem.
Mając w pamięci ogromną przewagę gospodarzy i wysoką porażkę w Przodkowie Pogoń zaczęła mecz u siebie ostrożnie. W 5 minucie goście stworzyli pierwszą sytuację. Długa piłka na lewe skrzydło spadła za Wesserlingiem, daleko był asekurujący Łapigrowski i Mateusz Frankowski dopadł do piłki, złamał akcję do środka i uderzył z 18 m. Piłkę po rykoszecie złapał Labuda. Pogoń odpowiedziała szybkim atakiem w 9 minucie, zakończonym płaskim uderzeniem Waczkowskiego obok słupka. Groźniejszą akcję goście mieli w 24 minucie. Adrian Dałek ruszył na przebój i nie powstrzymał go ani Sychowski ani Bartosz Żmudzki. Wyszedł na czystą pozycję, ale fatalnie uderzył i trafił tylko w boczną siatkę. Pogoń nie pozostała dłużna i w 28 minucie do dośrodkowania z rożnego najwyżej wyskoczył Łapigrowski. Piłka w niewielkiej odległości minęła słupek. Wielce prawdopodobne, że gdyby zmierzała w światło bramki, padłby gol. W 40 minucie z dobrych 20 metrów uderzył po ziemi Ilanz. Lecącą blisko słupka piłkę kontrolował bramkarz gości Mateusz Bartosiewicz.
I tak na takich piłkarskich szachach minęła pierwsza połowa. Gra toczyła się głównie między „16”. Żadnej z drużyn nie udało się na dłużej przejąć kontroli nad meczem. Prawdziwych okazji do zdobycia goli było jak na lekarstwo. O wszystkim miała zadecydować druga połowa.
Lepiej weszli w nią gospodarze, którzy kilka razy podeszli pod bramkę rywali, ale już w 52 minucie, po prostopadłym podaniu pozostawiony bez krycia M. Frankowski uderzył mocno z 17 m. Labuda odbił mocny strzał. Gościom uciekał czas i przeszli do bardziej zdecydowanych ataków. W 57 minucie przodkowianie oblegali przedpole Pogoni. Piłka krążyła po obwodzie aż trafiła do Gronowskiego. Sytuacyjne uderzenie z woleja lidera ligowych strzelców minęło niewiele słupek. Było blisko.
Minutę później rzut rożny dla przyjezdnych. M. Frankowski wrzucił na bliższy słupek, w kierunku którego ruszył, a za którym nie podążył mający go pilnować Waczkowski, rezerwowy Bartosz Olszewski. Błędu kolegi nie naprawił też Wesserling, oddelegowany do pilnowania bliższego słupka i Olszewski bez najmniejszego problemu ładnym uderzeniem głową umieścił piłkę w bramce.
Goście objęli prowadzenie, ale nie zamierzali na tym poprzestać. W kolejnym ataku Gronowskiego nie powstrzymał przed polem karnym Łapigrowski, ale był na posterunku rozgrywający jeden z lepszych meczów Wojciech Musuła i w bezpośrednim pojedynku wybił piłkę spod nóg Gronowskiemu. Goście mieli jednak kolejny rzut rożny. Ponownie M. Frankowski, który tym razem wrzucił piłkę w pole bramkowe. Piłka odbiła się przypadkowo od Gronowskiego i trafiła do Sobczyńskiego. Mimo przewagi liczebnej Pogonistów nikt nie zdążył zablokować jego uderzenia i lider prowadził już dwoma golami.
W 63 minucie sędzia Adamonis, do którego decyzji w ciągu całego meczu uwagi miały obie strony, ukarał żółtymi kartkami Wesserlinga i Nawrockiego, między którymi dochodziło do spięć. W 69 minucie to samo spotkało 36-letniego pomocnika gości Marka Cirkowskiego.
Pogoń szukała kontaktowej bramki i dopięła swego. W końcu błysnął Jędrzej Waczkowski. Na lewym skrzydle ograł łatwo Sobczyńskiego, podciągnął do końcowej linii i wycofał do nieobstawionego Ilanza, który lewą nogą bez przyjęcia uderzył celnie przy bliższym słupku. Tym golem wlał nadzieję kolegom i kibicom, że jeszcze nie wszystko stracone. Tym bardziej, że przez ostatni kwadrans goście musieli grać w osłabieniu. Pogoń wyszła z szybką akcją. Cirkowski taktycznie złapał jednego z Pogonistów, przerywając dobrze zapowiadającą się akcję. Sędzia nie miał innego wyjścia, jak ukarać go drugą żółtą kartką.
Już dwie minuty później Pogoń wyrównała. Skrzydłowy Arkadiusz Byczkowski złamał akcję do środka i uderzył. Piłka po drodze jeszcze odbiła się od jednego z rywali i trafiła w poprzeczkę. Ilanz znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie i kontrującym uderzeniem głową z kilku metrów zdobył wyrównującą bramkę. Pogoń została nagrodzona za wiarę i upór.
To nie był jeszcze koniec emocji. W 80 minucie przed polem karnym faulowany był dryblujący Bach, który po niespełna godzinie zmienił Naczka i wniósł sporo ożywienia w ofensywne akcje Pogoni. Do wolnego podszedł Bartosz Żmudzi i piłka minęła mur po jego strzale. Dobrze był jednak ustawiony bramkarz. W 83 minucie Bach mógł zostać bohaterem Pogoni. Przedarł się trochę szczęśliwie w pole karne i podał do stojącego tyłem do bramki B. Żmudzkiego. Dostał zwrotne podanie na wolne pole i uderzył prawą nogą. Naturalne byłoby uderzenie lewą i chyba przyniosłoby lepszy skutek. A tak zabrakło i precyzji i mocy i bramkarz obronił. Cofnięci do obrony goście w 84 minucie wyszli z kontrą. Gronowski ruszył środkiem i taktycznie musiał faulować go Musuła, za co dostał żółtą kartkę. Sebastian Frankowski uderzył w mur.
W drugiej minucie doliczonego czasu gry trener Pogoni Sobiesław Przybylski dokonał drugiej zmiany. Za Waczkowskiego pojawił się junior Paweł Labuda. Kolejne strzały gospodarzy były blokowane aż piłka trafiła do Labudy. Uderzył z powietrza bezpośrednio. Piłka minęła już bramkarza, ale asekurował go Mateusz Kozerkiewicz i wybił piłkę z linii bramkowej, ratując swój zespół przed porażką. Pełnia szczęścia była blisko.
Sebastian Letniowski, trener GKS Przodkowo: - Na pewno strata punktów, bo nie da się ukryć, że przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo. Nie mamy optymalnej formy, co pokazują wyniki w tej rundzie. Nie możemy złapać tej formy, jaką mieliśmy w poprzedniej rundzie. Z przebiegu końcówki, w której prowadząc dwoma golami straciliśmy dwie bramki, trzeba się cieszyć, że nie straciliśmy trzeciej. Tak doświadczony zespół nie powinien sobie pozwolić strzelić dwóch bramek przy prowadzeniu 2-0, mając mecz pod kontrolą. Do momentu strzelenia gola Pogoń nie stworzyła sobie praktycznie żadnej sytuacji. Później niepotrzebna druga żółta kartka i posypał się cały plan. Najbardziej boli strata dwóch bramek. Trzeba cieszyć się z punktu. Kolejny krok do awansu, choć strata dwóch punktów bardziej boli niż zdobycie jednego. Nie jest problem to, że jednostki grają słabiej. Być może został popełniony jakiś błąd w przerwie zimowej, bo brakuje nam świeżości.
Sobiesław Przybylski, trener Pogoni: - Przodkowo na początku drugiej połowy przyspieszyło, miało jedną czy dwie okazje. Rzuty rożne były konsekwencją ich dominacji. Niefrasobliwość, złe ustawienie w naszej strefie i pod dwóch rzutach rożnych tracimy dwie podobne bramki. Musimy z tego wyciągnąć wnioski. Ja się cieszę, że zespół podniósł się. Przy wyniku 0-2 zaczęliśmy mocniej atakować, dłużej utrzymywać się przy piłce, zmieniliśmy strategię, czego konsekwencją była druga żółta kartka dla Cirkowskiego i to pozwoliło nam uwierzyć. Zdobyliśmy szybko bramkę, Sylwek dobrze się znalazł. W końcu Jędrzej Waczkowski zrobił w meczu taką akcję, jaką pokazuje na treningach. Przy wyniku 2:2 tak bardzo odkryliśmy się, że byliśmy narażeni na kontry, ale dzisiaj duet środkowych obrońców, jak i cały blok defensywny zagrał bardzo dobre spotkanie. Oby nasz zespół grał tak w kolejnych spotkaniach, to jestem spokojny o wyniki. Szkoda, że Pawłowi Labudzie nie udał się debiut w Lęborku, po debiucie w Tczewie. W 94 minucie miał piłkę meczową, wcześniej miał też Szymon Bach. Chciałem pochwalić cały zespół. Po tej naszej mówiąc kolokwialnie wtopie w Tczewie, za którą mi wstyd, zespół pokazał charakter i że zależy mu, żeby była tu piłka na jakimś poziomie. Czasami taki punkt wywalczony na boisku smakuje lepiej, niż trzy po słabej grze.
W przedświąteczną środę dwunasta w tabeli Pogoń podejmowała lidera rozgrywek i głównego kandydata do III-ligowego awansu, który jednak nie gra obecnie tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu. Zresztą obie drużyny przystąpiły do gry po porażkach w poprzedniej kolejce. Pogoń bez leczących świeże urazy Jasińskiego i Stankiewicza oraz pauzującego już od czasu przygotowań Jakuba Żmudzkiego. Pod ich nieobecność na ławce zasiedli m.in. juniorzy Paweł Labuda, który zdążył już zagrać w Tczewie i Gracjan Miszkiewicz.
Goście, jako jedna z niewielu drużyn, gra w ustawieniu z trzema obrońcami i pięcioma pomocnikami, wśród których był wychowanek Pogoni Michał Nawrocki. Za strzelanie goli miał odpowiadać lider klasyfikacji strzelców, autor 28 goli Jakub Gronowski. Mecz miał być także jego pojedynkiem z Sylwestrem Ilanzem.
Mając w pamięci ogromną przewagę gospodarzy i wysoką porażkę w Przodkowie Pogoń zaczęła mecz u siebie ostrożnie. W 5 minucie goście stworzyli pierwszą sytuację. Długa piłka na lewe skrzydło spadła za Wesserlingiem, daleko był asekurujący Łapigrowski i Mateusz Frankowski dopadł do piłki, złamał akcję do środka i uderzył z 18 m. Piłkę po rykoszecie złapał Labuda. Pogoń odpowiedziała szybkim atakiem w 9 minucie, zakończonym płaskim uderzeniem Waczkowskiego obok słupka. Groźniejszą akcję goście mieli w 24 minucie. Adrian Dałek ruszył na przebój i nie powstrzymał go ani Sychowski ani Bartosz Żmudzki. Wyszedł na czystą pozycję, ale fatalnie uderzył i trafił tylko w boczną siatkę. Pogoń nie pozostała dłużna i w 28 minucie do dośrodkowania z rożnego najwyżej wyskoczył Łapigrowski. Piłka w niewielkiej odległości minęła słupek. Wielce prawdopodobne, że gdyby zmierzała w światło bramki, padłby gol. W 40 minucie z dobrych 20 metrów uderzył po ziemi Ilanz. Lecącą blisko słupka piłkę kontrolował bramkarz gości Mateusz Bartosiewicz.
I tak na takich piłkarskich szachach minęła pierwsza połowa. Gra toczyła się głównie między „16”. Żadnej z drużyn nie udało się na dłużej przejąć kontroli nad meczem. Prawdziwych okazji do zdobycia goli było jak na lekarstwo. O wszystkim miała zadecydować druga połowa.
Lepiej weszli w nią gospodarze, którzy kilka razy podeszli pod bramkę rywali, ale już w 52 minucie, po prostopadłym podaniu pozostawiony bez krycia M. Frankowski uderzył mocno z 17 m. Labuda odbił mocny strzał. Gościom uciekał czas i przeszli do bardziej zdecydowanych ataków. W 57 minucie przodkowianie oblegali przedpole Pogoni. Piłka krążyła po obwodzie aż trafiła do Gronowskiego. Sytuacyjne uderzenie z woleja lidera ligowych strzelców minęło niewiele słupek. Było blisko.
Minutę później rzut rożny dla przyjezdnych. M. Frankowski wrzucił na bliższy słupek, w kierunku którego ruszył, a za którym nie podążył mający go pilnować Waczkowski, rezerwowy Bartosz Olszewski. Błędu kolegi nie naprawił też Wesserling, oddelegowany do pilnowania bliższego słupka i Olszewski bez najmniejszego problemu ładnym uderzeniem głową umieścił piłkę w bramce.
Goście objęli prowadzenie, ale nie zamierzali na tym poprzestać. W kolejnym ataku Gronowskiego nie powstrzymał przed polem karnym Łapigrowski, ale był na posterunku rozgrywający jeden z lepszych meczów Wojciech Musuła i w bezpośrednim pojedynku wybił piłkę spod nóg Gronowskiemu. Goście mieli jednak kolejny rzut rożny. Ponownie M. Frankowski, który tym razem wrzucił piłkę w pole bramkowe. Piłka odbiła się przypadkowo od Gronowskiego i trafiła do Sobczyńskiego. Mimo przewagi liczebnej Pogonistów nikt nie zdążył zablokować jego uderzenia i lider prowadził już dwoma golami.
W 63 minucie sędzia Adamonis, do którego decyzji w ciągu całego meczu uwagi miały obie strony, ukarał żółtymi kartkami Wesserlinga i Nawrockiego, między którymi dochodziło do spięć. W 69 minucie to samo spotkało 36-letniego pomocnika gości Marka Cirkowskiego.
Pogoń szukała kontaktowej bramki i dopięła swego. W końcu błysnął Jędrzej Waczkowski. Na lewym skrzydle ograł łatwo Sobczyńskiego, podciągnął do końcowej linii i wycofał do nieobstawionego Ilanza, który lewą nogą bez przyjęcia uderzył celnie przy bliższym słupku. Tym golem wlał nadzieję kolegom i kibicom, że jeszcze nie wszystko stracone. Tym bardziej, że przez ostatni kwadrans goście musieli grać w osłabieniu. Pogoń wyszła z szybką akcją. Cirkowski taktycznie złapał jednego z Pogonistów, przerywając dobrze zapowiadającą się akcję. Sędzia nie miał innego wyjścia, jak ukarać go drugą żółtą kartką.
Już dwie minuty później Pogoń wyrównała. Skrzydłowy Arkadiusz Byczkowski złamał akcję do środka i uderzył. Piłka po drodze jeszcze odbiła się od jednego z rywali i trafiła w poprzeczkę. Ilanz znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie i kontrującym uderzeniem głową z kilku metrów zdobył wyrównującą bramkę. Pogoń została nagrodzona za wiarę i upór.
To nie był jeszcze koniec emocji. W 80 minucie przed polem karnym faulowany był dryblujący Bach, który po niespełna godzinie zmienił Naczka i wniósł sporo ożywienia w ofensywne akcje Pogoni. Do wolnego podszedł Bartosz Żmudzi i piłka minęła mur po jego strzale. Dobrze był jednak ustawiony bramkarz. W 83 minucie Bach mógł zostać bohaterem Pogoni. Przedarł się trochę szczęśliwie w pole karne i podał do stojącego tyłem do bramki B. Żmudzkiego. Dostał zwrotne podanie na wolne pole i uderzył prawą nogą. Naturalne byłoby uderzenie lewą i chyba przyniosłoby lepszy skutek. A tak zabrakło i precyzji i mocy i bramkarz obronił. Cofnięci do obrony goście w 84 minucie wyszli z kontrą. Gronowski ruszył środkiem i taktycznie musiał faulować go Musuła, za co dostał żółtą kartkę. Sebastian Frankowski uderzył w mur.
W drugiej minucie doliczonego czasu gry trener Pogoni Sobiesław Przybylski dokonał drugiej zmiany. Za Waczkowskiego pojawił się junior Paweł Labuda. Kolejne strzały gospodarzy były blokowane aż piłka trafiła do Labudy. Uderzył z powietrza bezpośrednio. Piłka minęła już bramkarza, ale asekurował go Mateusz Kozerkiewicz i wybił piłkę z linii bramkowej, ratując swój zespół przed porażką. Pełnia szczęścia była blisko.
Sebastian Letniowski, trener GKS Przodkowo: - Na pewno strata punktów, bo nie da się ukryć, że przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo. Nie mamy optymalnej formy, co pokazują wyniki w tej rundzie. Nie możemy złapać tej formy, jaką mieliśmy w poprzedniej rundzie. Z przebiegu końcówki, w której prowadząc dwoma golami straciliśmy dwie bramki, trzeba się cieszyć, że nie straciliśmy trzeciej. Tak doświadczony zespół nie powinien sobie pozwolić strzelić dwóch bramek przy prowadzeniu 2-0, mając mecz pod kontrolą. Do momentu strzelenia gola Pogoń nie stworzyła sobie praktycznie żadnej sytuacji. Później niepotrzebna druga żółta kartka i posypał się cały plan. Najbardziej boli strata dwóch bramek. Trzeba cieszyć się z punktu. Kolejny krok do awansu, choć strata dwóch punktów bardziej boli niż zdobycie jednego. Nie jest problem to, że jednostki grają słabiej. Być może został popełniony jakiś błąd w przerwie zimowej, bo brakuje nam świeżości.
Sobiesław Przybylski, trener Pogoni: - Przodkowo na początku drugiej połowy przyspieszyło, miało jedną czy dwie okazje. Rzuty rożne były konsekwencją ich dominacji. Niefrasobliwość, złe ustawienie w naszej strefie i pod dwóch rzutach rożnych tracimy dwie podobne bramki. Musimy z tego wyciągnąć wnioski. Ja się cieszę, że zespół podniósł się. Przy wyniku 0-2 zaczęliśmy mocniej atakować, dłużej utrzymywać się przy piłce, zmieniliśmy strategię, czego konsekwencją była druga żółta kartka dla Cirkowskiego i to pozwoliło nam uwierzyć. Zdobyliśmy szybko bramkę, Sylwek dobrze się znalazł. W końcu Jędrzej Waczkowski zrobił w meczu taką akcję, jaką pokazuje na treningach. Przy wyniku 2:2 tak bardzo odkryliśmy się, że byliśmy narażeni na kontry, ale dzisiaj duet środkowych obrońców, jak i cały blok defensywny zagrał bardzo dobre spotkanie. Oby nasz zespół grał tak w kolejnych spotkaniach, to jestem spokojny o wyniki. Szkoda, że Pawłowi Labudzie nie udał się debiut w Lęborku, po debiucie w Tczewie. W 94 minucie miał piłkę meczową, wcześniej miał też Szymon Bach. Chciałem pochwalić cały zespół. Po tej naszej mówiąc kolokwialnie wtopie w Tczewie, za którą mi wstyd, zespół pokazał charakter i że zależy mu, żeby była tu piłka na jakimś poziomie. Czasami taki punkt wywalczony na boisku smakuje lepiej, niż trzy po słabej grze.